Walka z pożarem na terenie bazy paliwowej w mieście Proletarsk w obwodzie rostowskim w Rosji trwa już piątą dobę. Po ataku dronów zapaliło się ponad 20 zbiorników z paliwem, sześć z nich - jak podała agencja TASS - udało się ugasić. Z ogniem walczy ponad 500 strażaków. Na miejscu pojawili się nawet duchowni ze świętą ikoną, którzy odmówili modlitwy.
Pożar na terenie bazy paliwowej w Proletarsku, zaatakowanej w niedzielę przez ukraińskie drony, wciąż nie został ugaszony. Z ogniem walczy ponad 500 strażaków, w tym ściągniętych z sąsiednich regionów, samoloty resortu do spraw sytuacji nadzwyczajnych i pociągi specjalne - poinformował w czwartek portal rosyjskiej sekcji Radia Swoboda.
Do czwartkowego poranka liczba rannych strażaków wzrosła do 49. Siedmiu najciężej rannych zostało przetransportowanych do szpitala w Petersburgu - dodała rozgłośnia.
Zapaliło się 20 zbiorników
Według lokalnych władz w wyniku ataku dronów zapaliło się co najmniej 20 zbiorników z olejem napędowym o pojemności pięciu tysięcy metrów sześciennych każdy. We wtorek rosyjskie media relacjonowały, że powierzchnia pożaru wynosi 10 tysięcy metrów kwadratowych.
Po ataku dronów, w ciągu jednej doby, słup dymu rozciągnął się na odległość 25 kilometrów. W środę wieczorem doszło do kolejnej eksplozji w bazie paliw, a płomienie były widoczne w sąsiednim mieście Salsk, położonym 30 kilometrów od Proletarska - napisał lokalny portal 161. Przekazał również, że w pobliżu płonącej bazy pojawili się duchowni ze świętą ikoną, którzy zmówili modlitwę i pobłogosławili sprzęt przeciwpożarowy.
Rosyjska państwowa agencja TASS, powołując się na źródła w służbach operacyjnych, podała, że jak dotąd udało się ugasić sześć zbiorników z olejem napędowym.
"Ogień może dotrzeć do beczek z naftą"
Według rosyjskiego kanału na Telegramie Don Mash, w środę wieczorem eksplodował kolejny zbiornik paliwa. "W bazie znajdują się łącznie 74 zbiorniki, z czego 15 zostało już spalonych. Teraz ogień może dotrzeć do beczek z naftą. Ich rozhermetyzowanie jest znacznie bardziej niebezpieczne, eksplozja będzie wielokrotnie silniejsza" - przewiduje Don Mash.
W rejonie proletarskim został wprowadzony stan wyjątkowy, władze lokalne nie planują jednak ewakuacji mieszkańców, twierdząc, że dym leci w kierunku sąsiedniego rejonu. Służby nie wykryły zanieczyszczenia powietrza, tymczasem mieszkańcy Proletarska skarżą się na zapach spalenizny i dymu w swoich domach, twierdząc, że są zmuszeni nosić maseczki - przekazało Radio Swoboda.
Źródło: Radio Swoboda, 161, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24