W Afganistanie jest ich ponad 30 tys., trzy razy więcej niż amerykańskich żołnierzy. W Iraku ponad 6 tys., a działają też w 16 innych krajach, w których USA prowadzą misje wojskowe lub stabilizacyjne. Pentagon nie nazywa ich żołnierzami, podpisuje jednak z nimi kontrakty, ciężar bezpieczeństwa swoich misji kładąc na barki ludzi, o których właściwie się nie mówi. "W dniu upamiętniającym amerykańskie ofiary wojen nikt o nich nie wspomniał, a w Afganistanie ginie ich dwa razy więcej niż żołnierzy" - pisze magazyn "Foreign Policy".
Można by ich było określić mianem "najemników", ale nie oddawałoby to w pełni zadań, jakie wykonują dla Waszyngtonu na całym świecie. Z reguły nie są "żołnierzami", nie podlegają pod przepisy Pentagonu, który określa działania swojej armii za granicą jako "misje". Ci ludzie są jednak zatrudniani, by zabezpieczać amerykańskie oddziały, tworzą ich bazy, odpowiadają za angażowanie lub sami świadczą usługi tłumaczy, zajmują się logistyką, wywiadem, a niekiedy wręcz szpiegowaniem.
"Najemnicy" Pentagonu
Są to więc ludzie, bez których Stany Zjednoczone nie byłyby w stanie przeprowadzać misji na taką skalę. "Foreign Policy", które przyjrzało się "najemnikom" Pentagonu, twierdzi - w oparciu o niepełne dane, z okresu od 2008 do końca 2014 r. - że np. w Iraku i Afganistanie w ostatniej dekadzie służyło ich na kolejnych etapach wojny ponad 200 tys. - o około 50-60 tys. więcej niż żołnierzy.
Obecnie jest ich w Afganistanie ponad 30 tys., aż trzy razy więcej niż żołnierzy US Army, a w Iraku ponad 6 tys., dwa razy więcej.
"Foreign Policy" zwraca też uwagę na inny, istotny fakt. W okresie po zamachach na WTC 11 września 2001 r., gdy USA zaangażowały się w szereg operacji wojskowych na całym świecie, zaledwie 20-30 proc. wszystkich zakontraktowanych na prywatnych umowach przez armię osób stanowili obywatele USA. Reszta pochodziła lub pochodzi głównie z krajów, w których działają misje. Obecnie w Afganistanie 12 z 30 tys. (36 proc.) tych osób to Amerykanie.
"Najemników" zatrudnia też CIA. Agencja w ostatnich 10 latach robi to coraz częściej i - jak podaje "Foreign Policy" - w jej tajnych więzieniach, w których przetrzymywano podejrzanych o terroryzm, załogi stanowiły w 2006 r. 73 proc., a w 2008 r. aż 85 proc. personelu.
"FP" pisze, że prowadzi to do bardzo przykrych konsekwencji. Pentagon, CIA, czy inne amerykańskie agencje mające swoje interesy poza granicami kraju, podpisując kontrakty z tymi osobami, uznają, że nie muszą się czuć za nie odpowiedzialne. To te osoby same - chroniąc interesy Waszyngtonu w danym kraju - muszą też zadbać o ochronę siebie i Waszyngton poza kwotami kontraktów, nie zapewnia im niczego.
Najlepiej ten stosunek obrazuje ponury fakt. Pentagon nie prowadzi statystyk dotyczących śmierci zakontraktowanych osób w żadnym z krajów świata, w których stacjonują amerykańskie wojska, równocześnie prowadzi bardzo dokładne statystyki dot. psów zabitych na służbie, np. w Iraku - tłumaczy "FP".
70 proc. ofiar w Afganistanie to nie żołnierze US Army
25 maja, w dniu upamiętnienia amerykańskich ofiar wojen na całym świecie, prezydent Barack Obama złożył hołd poległym żołnierzom, nie wspominając słowem o wszystkich tych, którzy zginęli, dbając m.in. o ich bezpieczeństwo.
"Powiedział o ponad 2200 patriotach, którzy poświęcili życie w Afganistanie (…) nie wspominając jednak o tym, że od 2001 r. z tej liczby, aż 1592 osoby stanowili wynajęci ludzie, a tylko 32 proc. z nich było obywatelami USA" - pisze "FP".
W 2014 r. w tym kraju zginęło, według statystyk, które interesują Pentagon, 157 osób. Żołnierzy było wśród nich 56; właścicieli prywatnych kontraktów - 101.
Politycy w Waszyngtonie nie chcą o tym rozmawiać, bo - jak tłumaczy "FP" - zachowywanie tego w tajemnicy sprawia wrażenie o wiele większego niż w rzeczywistości zaangażowania amerykańskiej armii za granicą. Gdyby mówić o tym publicznie, Pentagon naraziłby się na komentarze mówiące o słabości US Army i ograniczone możliwości działania swoich żołnierzy.
Autor: adso\mtom / Źródło: Foreign Policy