Przeciwnicy birmańskiej junty wojskowej rozpoczęli ogólnokrajowy strajk generalny i ponownie wychodzą na ulice. Wojsko, które obaliło rząd, nie jest w stanie powstrzymać ruchu obywatelskiego i protestów, mimo ich tłumienia i użycia broni.
Agencja Reutera podała, że w poniedziałek policja rozbiła protest w stolicy Mjanmy, Naypyidaw. Zdjęcia opublikowane w mediach społecznościowych pokazywały policyjną ciężarówkę z armatką wodną i inne pojazdy wojskowe, zbliżające się do tłumu ludzi skandujących w pobliżu siedziby wojska. Kiedy protestujący rozproszyli się, policja ścigała ich pieszo.
Siły bezpieczeństwa zostały rozlokowane licznie w mieście Rangun, gdzie zgromadziło się wiele tysięcy protestujących. - Wszyscy się do tego przyłączają - powiedział 46-letni San San Maw na skrzyżowaniu Hledan w Rangunie, które stało się punktem zbornym dla protestów. - Musimy wyjść - przekonywał.
Wojskowe władze przestrzegły demonstrantów, że może dojść do dalszego rozlewu krwi. "Protestujący podburzają ludzi, szczególnie emocjonalnych nastolatków i młodzież, do wejścia na ścieżkę konfrontacji, na której stracą życie" – podała państwowa stacja MRTV.
W niedzielę setki ludzi wzięły udział w pogrzebie Myi Thwate Thwate Khaing, która zmarła w ubiegłym tygodniu po postrzeleniu w głowę w czasie demonstracji w stolicy kraju, Naypyidaw, która odbyła się 9 lutego. 20-latka stała się symbolem protestu przeciwko władzy wojska.
W sobotę policja ponownie otworzyła ogień do demonstrantów w Mandalaj, drugim co do wielkości mieście Birmy. Zginęły dwie osoby.
Mimo tych brutalnych działań przez trzy tygodnie od przejęcia władzy birmańskiej armii nie udało się zdusić masowych protestów ulicznych i kampanii nieposłuszeństwa obywatelskiego. Demonstranci domagają się przywrócenia obalonego rządu Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) i uwolnienia jej przywódczyni Aung San Suu Kyi.
"Nie chcemy junty"
22-letnia Htet Hlaing powiedziała agencji Reutera, że przed wyjściem na ulicę odczuwała strach i modliła się, ale zdecydowała się przyłączyć do demonstracji. - Nie chcemy junty, chcemy demokracji. Chcemy sami tworzyć naszą własną przyszłość. Matka nie powstrzymywała mnie od wyjścia (na ulicę), powiedziała tylko: uważaj na siebie - podkreśliła młoda kobieta.
Według portalu Irrawaddy do strajku przyłączą się prawdopodobnie miliony ludzi i będzie to największy zryw społeczny przeciwko niedemokratycznej władzy w Birmie od czasu Powstania 8888, nazwanego tak od daty 8 sierpnia 1988 roku. Wówczas armia krwawo rozprawiła się z poprzednim pokoleniem przeciwników dyktatury.
W nawiązaniu do wydarzeń z 1988 roku poniedziałkowy strajk nazywany jest "rewolucją pięciu dwójek" ze względu na datę 22.2.2021 roku – wyjaśnia Irrawaddy.
Odpowiedź wojska
Jak dotąd odpowiedź wojska na protesty nie jest równie brutalna jak w 1988 roku. Specjalny sprawozdawca ONZ ds. Birmy Tom Andrews wyraził jednak "głębokie zaniepokojenie" ostrzeżeniami ze strony wojskowego rządu o możliwej "stracie życia" przez demonstrantów.
"Ostrzeżenie dla junty: W przeciwieństwie do 1988 roku działania sił bezpieczeństwa są odnotowywane i zostaniecie pociągnięci do odpowiedzialności" – napisał Andrews na Twitterze w poniedziałek.
Tymczasem historyk Thant Myint U ocenił, że możliwość pokojowego rozwiązania sytuacji jest coraz mniejsza. "Wynik nadchodzących tygodni będzie zależał od dwóch rzeczy: od woli armii, która zgniotła wcześniej wiele protestów, oraz od odwagi, zdolności i determinacji protestujących (dużej części społeczeństwa)" – napisał.
Źródło: PAP, Reuters