Matka Marii: kocham ją. Jak mogłabym sprzedać swoje dziecko?


- To moje dziecko. Jestem jej matką. Kocham ją - mówiła w programie telewizyjnym Saszka Rusewa, matka kilkuletniej Marii, odnalezionej w romskim obozie w Grecji. Kobieta wcześniej mówiła, że sprzedała córkę innej romskiej parze, ponieważ potrzebowała pieniędzy. Teraz temu zaprzecza.

- Urodziłam ją. Powiedziałabym jej, że jestem jej matką. Zajmę się nią, ona należy do mnie - powiedziała Rusewa. To, że faktycznie 38-letnia Romka jest matką Marii, potwierdziły testy DNA. Wcześniej mieszkająca w miasteczku Nikołaewo w południowej części Bułgarii kobieta mówiła w mediach, że sprzedała dziecko. Potem zaprzeczyła tym informacjom. Rusewa razem z mężem i ośmiorgiem dzieci mieszka w skrajnym ubóstwie, jest bezrobotna. Zarówno ona, jak i jej mąż Atanas są obecnie sprawdzani przez policję, która bada, czy nie wzięli udziału w nielegalnej adopcji. Z kolei przybrani rodzice Marii, para Romów z Grecji, są podejrzani o porwanie i przebywają w areszcie. Na razie nie wiadomo, jaki będzie dalszy los dziewczynki. Jeżeli zostanie zwrócona do Bułgarii, prawdopodobnie zostanie umieszczona w domu opieki i nie będzie oddana rodzicom.

"Jak mogłabym ją sprzedać?"

Obie pary zaprzeczają, jakoby popełniły jakiekolwiek przestępstwo. Para Romów z Grecji utrzymuje, że Marię bardzo kochała i opiekowała się nią lepiej niż własnymi dziećmi. Rusewowie też przekonują, że chcieliby powrotu dziewczynki do ich domu. - Ludzie mówią, że sprzedałam ją za 400 lewów (ok. 250 euro), ale jak mogłabym to zrobić? Sądzicie, że sprzedałabym swoje dziecko za 400 lewów? - powiedziała w rozmowie z CNN. - Jestem biedna, nie mam porządnego domu. Nic nie dostałam - powtarzała kobieta. Jak dodała, wraz z mężem wyjechała w 2009 roku do Grecji, by pracować na farmie. Była wówczas w ciąży, ale, jak twierdzi, długo się nie zorientowała. - Byłam chuda, nie miałam brzucha - mówi. Maria - która otrzymała imię Stanka - urodziła się w szpitalu w Lamii, około 70 km od Farsali. Rusewa mówi, że w szpitalu nie dali jej żadnych dokumentów, na podstawie których mogłaby wywieźć dziewczynkę za granicę. - Nie znałam języka. Oni (lekarze-red.) powiedzieli: idź stąd. Wzięłam dziecko i poszłam - relacjonuje.

Oddała dziecko nieznajomej kobiecie

Przez następne siedem miesięcy opiekowała się dziewczynką, podczas gdy jej mąż pracował w sadzie. Jak wspomina Romka, było im bardzo ciężko - często spali pod gołym niebem razem z niemowlęciem. Gdy Maria skończyła siedem miesięcy, oboje dostali pracę w sadzie pomarańczowym. Tam spotkali kobietę, która zaproponowała, że zajmie się dzieckiem. - Podeszła do mnie i powiedziała, że się nią zaopiekuje i że mogę wrócić do domu, do Bułgarii, a potem po nią wrócić - mówi Rusewa. - Dała mi numer telefonu, ale nie odbierała, gdy dzwoniłam - dodaje. Nie pamięta dokładnie, jak wyglądała kobieta. - Nie wiem, jak się nazywała. Ale jej zaufałam - wspomina. Pamięta za to dobrze moment pożegnania z córką. - Pocałowałam ją. Płakałam i martwiłam się. Moje serce pękało - mówi.

Małą Marię znaleziono tydzień temu w romskim obozie w pobliżu miasta Farsala w środkowej Grecji, gdzie policja szukała broni i narkotyków. Podejrzenia funkcjonariuszy wzbudziła jasna skóra oraz oczy i włosy ok. czteroletniej dziewczynki oraz brak fizycznego podobieństwa z romską parą podającą się za jej rodziców.

Autor: /jk / Źródło: CNN

Raporty: