Chiny powinny "zachować się właściwie", spełnić obietnicę złożoną Hongkongowi i przestać ingerować w jego politykę – powiedział jeden z ojców-założycieli hongkońskiego ruchu demokratycznego Martin Lee.
"Obiecano nam, że oprócz obronności i polityki zagranicznej, Hongkong będzie miał szeroką autonomię", a tymczasem centralne władze "wtrącają się w każdy możliwy sposób" i "sterują Hongkongiem" - powiedział Lee w rozmowie z PAP w swoim gabinecie w centrum miasta. Jego zdaniem Chiny mogą pokazać światu, że są godne zaufania, spełniając obietnicę i zezwalając mu na wprowadzenie demokracji, której pragną mieszkańcy regionu. Zamiast tego, jak mówił, władze kraju "starają się ograniczać Hongkong coraz bardziej, co oznacza, że jesteśmy coraz mniej wolni". Lee podkreślił, że Hongkong wciąż jest jedynym miastem w Chinach, które kieruje się zasadami praworządności, choć "nawet to jest teraz zagrożone". Ocenił, że w związku z tym Hongkong będzie grał ważną rolę w lansowanej przez Pekin globalnej inicjatywie Pasa i Szlaku. - Z pewnością dojdzie do sporów sądowych pomiędzy Chinami a innymi krajami, a one nie ufają Chinom i ich praworządności, za to są pewne co do systemu prawnego Hongkongu - ocenił. Inicjatywa Pasa i Szklaku nawiązuje do historycznego Jedwabnego Szlaku i jest nazywana największym przedsięwzięciem gospodarczym współczesnych Chin.
Dziesiątki tysięcy demonstrantów
W sobotę po południu czasu miejscowego w Hongkongu dziesiątki tysięcy demonstrantów zebrało się na dorocznym marszu demokratycznym. Domagają się demokracji dla regionu. W tym roku głównym postulatem jest żądanie uwolnienia ciężko chorego chińskiego dysydenta i noblisty Liu Xiaobo. Jeszcze w sobotę rano czasu miejscowego w mieście przebywał prezydent ChRL Xi Jinping, który przyleciał do Hongkongu na obchody 20-lecia przekazania byłej brytyjskiej kolonii Chinom. W sobotę rano wziął udział w ceremonii zaprzysiężenia nowego rządu regionu, kierowanego przez Carrie Lam. W czasie wizyty Xi kilkakrotnie chwalił osiągnięcia Hongkongu, zarządzanego zgodnie z zasadą „jeden kraj, dwa systemy”. Model ten daje Pekinowi pełne zwierzchnictwo, ale pozostawia Hongkongowi duży zakres autonomii we wszystkich dziedzinach, poza obronnością i polityką zagraniczną. Tymczasem według hongkońskich demokratów zasada ta nigdy nie została w pełni zrealizowana. - Hongkończycy mieli zarządzać Hongkongiem z dużym zakresem autonomii. To znaczy, że Pekin nie powinien się wtrącać - podkreślił Lee. Dodał, że władze centralne są odpowiedzialne za wybór każdego kolejnego szefa administracji Hongkongu, ponieważ kontrolują większość komitetu wyborczego. - Każdy z nich wygrał, ponieważ chciał tego Pekin. Nie zostali wybrani przez mieszkańców Hongkongu - powiedział Martin Lee. Dobitniej ujął to inny hongkoński przywódca demokratyczny i były parlamentarzysta Lee Cheuk-yin podczas piątkowego protestu w dzielnicy Wan Chai. - Odpowiedź jest prosta: to fałsz. "Jeden kraj, dwa systemy" to oszustwo. Gdyby to była prawda, chińska partia komunistyczna nie powinna wtrącać się w nasze wewnętrzne sprawy, szczególnie w sprawę demokracji - powiedział. Jak dodał, dla rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) "wszystko jest kwestią bezpieczeństwa państwowego".
20 lat chińskiego Hongkongu
Chiny przejęły Hongkong od Wielkiej Brytanii 1 lipca 1997 roku na mocy porozumienia zawartego pomiędzy tymi krajami w 1984 roku. Dokument gwarantował, że w Hongkongu nie zostanie wprowadzony socjalistyczny ustrój ChRL, a jego system kapitalistyczny i obowiązujące w nim zasady nie ulegną zmianie co najmniej do roku 2047. Rzecznik chińskiego MSZ Lu Kang powiedział w piątek w Pekinie, że "teraz, 20 lat po powrocie Hongkongu do ojczyzny, chińsko-brytyjska wspólna deklaracja jako dokument historyczny nie ma żadnego rzeczywistego znaczenia". Dzień wcześniej szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson ocenił, że zasada "jeden kraj, dwa systemy" funkcjonuje dobrze "w znacznej większości obszarów" w Hongkongu, ale zaapelował przy tym o powrót do dyskusji w sprawie procesu demokratycznego.
Autor: tmw\mtom / Źródło: PAP