Senator Marco Rubio będzie pierwszym Latynosem, który stanie na czele Departamentu Stanu USA. Syn kubańskich imigrantów, nazywany dziś "jastrzębiem" w polityce międzynarodowej, ewoluował przez ostatnie lata w poglądach kluczowych dla jego przyszłej funkcji. Choć wiele razy wspierał Trumpa i teraz stanie u jego boku, kilka lat temu byli rywalami w starciu o nominację republikanów do wyborczego wyścigu. Wzajemnie nie szczędzili sobie krytycznych komentarzy i personalnych przytyków.
Prezydent elekt Donald Trump nominował w środę senatora Marco Rubio na następnego sekretarza stanu USA. Zapowiedział, że jako szef amerykańskiej dyplomacji republikanin będzie "przyjacielem dla sojuszników" i "nie ustąpi przeciwnikom" Ameryki.
Jako wiceszef komisji do spraw wywiadu w Senacie i członek senackiej komisji do spraw stosunków zagranicznych, 53-latek ma duże doświadczenie w sprawach międzynarodowych. Jest uważany za "jastrzębia" polityki zagranicznej, który zajmuje twarde stanowisko w wielu kwestiach. Nie stroni od wypowiadania się dobitnie o Chinach, Iranie czy reżimach na Kubie i w Wenezueli.
Sam pochodzi z rodziny imigranckiej i ma kubańskie korzenie. Kiedy obejmie urząd szefa Departamentu Stanu USA, zostanie pierwszym Latynosem na tym stanowisku.
Pochodzi z kubańskiej rodziny. Jakie ma poglądy w sprawie migracji?
Marco Rubio urodził się 28 maja 1971 roku w Miami, gdzie nadal mieszka. Jego rodzice to Kubańczycy z klasy robotniczej, którzy imigrowali do Stanów Zjednoczonych w 1956 roku. Ojciec pracował jako barman, matka jako pokojówka.
W 2011 roku zarzucono mu fałszowanie historii swojej rodziny. "Washington Post" ujawnił wtedy, że jego rodzice opuścili wyspę w 1956 roku, czyli jeszcze przed rządami Fidela Castro, a nie - jak przekonywał Rubio w publicznych wystąpieniach - zostali stamtąd wygnani po dojściu Castro do władzy.
Polityk tłumaczył, że pomylił daty i jednocześnie podkreślał, że niemożność powrotu jego rodziców do ojczyzny była wydarzeniem definiującym, niezależnie od tego, kiedy zjawili się w USA. - Nie muszę upiększać swojej narracji - twierdził w wywiadzie dla Fox News w 2011 roku. - Moja narracja jest bardzo prosta: jestem synem wygnańców i imigrantów, i to ukształtowało moje poglądy polityczne - mówił.
Sam Rubio od lat zajmuje się w swojej działalności politycznej sprawami migracji. Jednak - jak oceniło już w 2016 roku NBC - jego poglądy są bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać i jedyną stałą rzeczą w nich, jest niestałość.
Polityk bowiem był członkiem dwupartyjnej grupy senatorów, która opracowała kompleksowy projekt ustawy imigracyjnej w 2013 roku. Spotkał się jednak z krytyką ze strony bardziej konserwatywnych polityków, ponieważ ustawa obejmowała ścieżkę do zdobycia obywatelstwa dla imigrantów przebywających w Stanach Zjednoczonych nielegalnie, jednocześnie wdrażając różne środki mające na celu wzmocnienie granicy.
Sam argumentował ten pomysł słowami: - Amerykanie nie poprą dalszych działań w sprawie imigracji, dopóki nie uwierzą, że nielegalna imigracja w przyszłości będzie pod kontrolą. Ustawa jednak nie została przyjęta.
Z czasem Rubio zaczął dystansować się od swoich wcześniejszych poglądów w sprawie imigracji i wypracował bardziej radykalne podejście. Skupił się na pracy w kontekście powstrzymania nielegalnej imigracji i twierdził, że to konieczny krok do wykonania jeszcze zanim rząd zajmie się imigrantami bez pozwolenia na pobyt, tym którzy już są w kraju.
W marcu 2019 roku Rubio był jednym z dwunastu senatorów Partii Republikańskiej, którzy zagłosowali przeciwko decyzji Trumpa o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na południowej granicy, która pozwoliłaby zdobyć pieniądze na sfinansowanie muru na granicy z Meksykiem.
Nazwał Trumpa "oszustem". Sam nazwany został "człowiekiem niższego szczebla"
Rubio był głównym rywalem i ostrym krytykiem Donalda Trumpa w wyścigu o republikańską nominację na kandydata na prezydenta w wyborach 2016 roku.
W trakcie ówczesnych prawyborów oboje nie szczędzili sobie krytyki. Trump nazwał go "małym Marco", a Rubio Trumpa - "oszustem". Atakowali się wzajemnie na wiele sposobów. Rubio zarzucał Trumpowi, że ten nie jest gotowy do pełnienia funkcji głowy państwa, biorąc pod uwagę jego skąpą wiedzę na temat polityki zagranicznej.
Odniósł się do słów Trumpa, który stwierdził w 2016 roku, że może nie znać się dokładnie na polityce zagranicznej, bo zatrudni najlepszych doradców. - Nie możemy mieć głowy państwa, która nie jest gotowa już pierwszego dnia urzędowania - ocenił wtedy Rubio.
- Nie można po prostu powiedzieć: "Cóż, kiedy się tam znajdę, zatrudnię najinteligentniejszych ludzi, a oni powiedzą mi, co mam robić". Najinteligentniejsi ludzie już tam są. Już mówią prezydentowi, co powinien robić, a on to ignoruje. Zasługujecie na to, żeby dokładnie wiedzieć, co zrobi następny przywódca - dodał Rubio.
Nie zabrakło personalnych przytyków. Trump wypominał młodemu politykowi incydent, kiedy w 2013 roku w czasie przemówienia o stanie państwa w telewizji ogólnokrajowej niedyskretnie napił się wody przed obiektywem kamery, z czego później żartowano. Krytykował nawet fryzurę senatora, twierdząc, że sam ma lepszą oraz komentował ostro jego problemy finansowe. Nazywał też swojego przeciwnika "człowiekiem niskiego szczebla".
Od "toksycznej" relacji do miejsca w administracji
W lutym 2016 roku, gdy rywalizowali o nominację, BBC nazwało ich relację "toksyczną". Ich docinki nie zawsze były wyszukane. BBC wynotowało kilka z nich, które pojawiły się w czasie ich wieców i w czasie debaty. Trump wyśmiał Rubio za nakładanie makijażu za kulisami, mówiąc, że wyglądało to tak, jakby nakładał go szpachelką. Zasugerował, że rywal potrzebuje makijażu, aby "zakryć uszy".
Senator wskazywał, że Trump również ma makijaż i stwierdził, że ten potrzebuje go, ponieważ się poci. Powiedział, że jego kontrkandydat miał "wąsy od potu", które musiał ukryć.
Podobnego tonu użył i Trump. Stwierdził, że nie widział nikogo, kto pociłby się bardziej niż Rubio. - To obrzydliwe (...). Potrzebujemy kogoś, kto nie ma tego, co on - mówił.
Tymczasem Rubio wytykał Trumpowi błędy ortograficzne we wpisach na Twitterze (obecnie platforma X). Mówił też, że Trump poprosił o pełnowymiarowe lustro za kulisami, żeby - ocenił - "upewnić się, że jego spodnie nie są mokre".
Senator ostatecznie zrezygnował jednak z wyścigu w momencie, w którym biznesmen wygrał przedwyborcze głosowanie w jego rodzinnym stanie, na Florydzie. Później ich relacja się znacznie zmieniła. Rubio zbliżył się do Trumpa i zajął się prowadzeniem jego kampanii. Przy walce o drugą kadencję Trumpa, doradzał mu między innymi przed debatą z Joe Bidenem w 2020 roku.
W tegorocznej kampanii był rozważany jako kandydat na wiceprezydenta przy Trumpie. Ostatecznie jednak rola ta przypadła w udziale J.D. Vance'owi. On tymczasem - jak zapowiada Trump - znajdzie miejsce w resorcie dyplomacji.
Choć przeszłość była pełna waśni, teraz o krytycznych komentarzach sprzed ośmiu lat Rubio mówi tak: "to była kampania".
Ostre stanowisko wobec Chin
53-latek jest jedną z osób, która opowiada się za tym, by USA zaostrzyły kurs w stosunku do Chin.
Rubio działał jako współprzewodniczący ponadpartyjnej Komisji Kongresowo-Wykonawczej do spraw Chin. Był autorem przepisów, które blokują ulgi podatkowe na akumulatory do pojazdów elektrycznych produkowanych przy użyciu chińskiej technologii. Przesłuchiwał dyrektora FBI w sprawie chińskich wpływów na TikToka.
W 2020 roku Rubio i pięciu innych amerykańskich polityków zostało objętych sankcjami Chin za "nieodpowiednie zachowanie w kwestiach związanych z Hongkongiem". Media przypominają, że Rubio poparł wtedy protesty w Hongkongu. Wcześniej był już objęty innymi ograniczeniami, jakie Pekin nałożył na niego i innych urzędników w odwecie za amerykańskie działania przeciwko wysokim rangą chińskim urzędnikom w związku z masowymi zatrzymaniami i znęcaniem się nad ujgurską grupą etniczną.
Teraz - jak twierdzi CNN - w kontekście prawdopodobnego obsadzenia senatora w roli sekretarza stanu - chińskie władze być może będą musiały znieść te ograniczenia.
Podczas rozmowy z The Heritage Foundation w 2022 roku Rubio powiedział, że członkowie Komunistycznej Partii Chin przez dziesięciolecia "ukrywali swoje prawdziwe ambicje, by zmienić porządek globalny i stać się najpotężniejszym narodem świata, ale już tego nie ukrywają".
Wtedy mówił też: - Najpoważniejszym zagrożeniem, z jakim mierzy się dziś Ameryka, wyzwaniem, które zdefiniuje to stulecie i każde pokolenie w nim reprezentowane, nie są zmiany klimatu, pandemia ani lewicowa wersja sprawiedliwości społecznej. Zagrożeniem, które zdefiniuje to stulecie, są Chiny.
Polityk uważa, że chiński wpływ gospodarczy i polityczny w USA rośnie, o czym ostrzegał między innymi podczas przemówienia w Senacie w 2023 roku. We wrześniu tego roku napisał również artykuł do "Washington Post", w którym stwierdził, że plany Pekinu mają na celu zaszkodzić gospodarce USA.
Innym pojawiającym się pytaniem jest to, co nominacja Rubio może oznaczać dla Tajwanu. Senator z Florydy od dawna popiera niepodległość wyspy. Zajmował się też wprowadzaniem prawa mającego na celu wzmocnienie relacji USA-Tajwan oraz zwiększenie pomocy wojskowej i wsparcia w celu odstraszenia potencjalnej chińskiej inwazji.
Rubio ostrzegał też, że Chiny, Iran, Korea Północna i Rosja współpracują, by osłabić Stany Zjednoczone. - Oni wszyscy mają ten sam cel, którym jest osłabienie Ameryki, osłabienie naszych sojuszy, osłabienie naszej pozycji, możliwości i woli - mówił w marcu.
Silne poparcie dla Izraela
Ostatnio Rubio wyraził bezkompromisowe amerykańskie wsparcie dla Izraela. Zapytany przez aktywistę walczącego na rzecz pokoju o sytuację Palestyńczyków, powiedział: - Uważam, że Hamas jest w stu procentach winny.
Polityk jest również otwartym przeciwnikiem normalizacji stosunków z rządem kubańskim, tak jak i sam prezydent elekt. Otwarcie krytykuje również reżim Nicolasa Maduro w Wenezueli.
Naciska na negocjacje między Rosją a Ukrainą
Poglądy szefa Departamentu Stanu w sprawach polityki zagranicznej z czasem ewoluowały w kierunku tych wyrażanych przez Trumpa. Tak, jak prezydent elekt, obecnie opowiada się za zainicjowaniem rozmów Ukraina-Rosja w kierunku osiągnięcia rozejmu.
Mimo początkowego poparcia dla Ukrainy, podczas przeciągającego się sporu w Kongresie o pakiet środków dla Kijowa, Rubio był jednym z przeciwników ustawy przekazującej te środki, domagając się ostrych reform imigracyjnych w kraju i uzależniając od nich kwestię poparcia pakietu.
Kiedy w lutym tego roku trwały prace nad pakietem, Rubio w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną mówił, że "podziela obawy dotyczące inwazji na Ukrainę, dotyczące naszych sojuszników". - Wspieram pomoc dla Ukrainy, naszych sojuszników, ale my też jesteśmy celem inwazji. Osiem, dziewięć milionów ludzi nielegalnie przebywa na terenie naszego kraju - przekonywał.
- Jeżeli prezydent Stanów Zjednoczonych zająłby się inwazją na Amerykę, ja również głosowałbym przeciwko inwazji na Ukrainę, a także za wzmocnieniem naszego sojuszu. My się nie przydamy światu, jeżeli nie będziemy w stanie zająć się sami sobą - podkreślił.
We wrześniu tego roku Rubio wystąpił w programie "Meet the Press" stacji NBC w obronie poglądów Trumpa w zakresie wojny w Ukrainie. - Nie jestem po stronie Rosji - mówił, zaznaczając, że wojna "zakończy się negocjacjami". Dodał, że zarówno on, jak i Trump, chcą, aby Kijów miał "większy wpływ na te negocjacje". - Mamy nadzieję, że kiedy nadejdzie ten czas, strona ukraińska będzie miała większe zdolności wywierania wpływu niż strona rosyjska. To jest moim zdaniem prawdziwy cel - podkreślił.
Tuż po wyborczym zwycięstwie Trumpa, w wywiadzie dla NBC, Rubio ocenił, że mimo dzielnego oporu Ukraińców, Ameryka nie powinna finansować "wojny w impasie". Dodał, że konflikt powinien zostać doprowadzony do końca. - Nie musisz być fanem Władimira Putina, by chcieć zakończenia wojny - powiedział.
Rubio o aborcji: nie naprawia się jednej tragedii drugą tragedią
Senator dał się również poznać jako zagorzały przeciwnik aborcji. W 2015 roku mówił, że zakazałby jej nawet w przypadkach gwałtu i kazirodztwa, ale z wyjątkiem sytuacji, gdy życie matki jest zagrożone.
- Szczerze i głęboko wierzę, że każde ludzkie życie zasługuje na ochronę, niezależnie od okoliczności, w jakich zostało stworzone - argumentował wtedy w rozmowie z CNN. - Uważam, że nie naprawia się jednej tragedii drugą tragedią - dodał.
Życie prywatne i wykształcenie
Choć Rubio jest katolikiem, był ochrzczony w mormońskim Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w Las Vegas, gdzie mieszkał z rodzicami przez sześć lat. Do Miami wrócił w wieku 14 lat.
Polityk jest fanem amerykańskiego futbolu i to o karierze w tym sporcie marzył w latach szkolnych. Z dwóch ofert, które otrzymał, zdecydował się na stypendium sportowe w mało znanym Tarkio College w północno-zachodniej części stanu Missouri. Bankructwo szkoły i kontuzja ostatecznie zakończyły jego futbolowe plany. Wówczas Rubio przeniósł się na uczelnie na Florydzie. Skończył nauki polityczne na University of Florida oraz prawo na University of Miami Law School, gdzie zdobył tytuł doktora prawa. Prowadził wykłady na uczelni oraz wydał swoją autobiografię "An American Son".
Przyszły szef Departamentu Stanu w 1998 roku wziął ślub z Jeanette Dousdebes, cheerleaderką drużyny Miami Dolphins. Para ma czwórkę dzieci.
W 2000 roku został wybrany do Izby Reprezentantów Florydy, a w 2006 roku został spikerem tej izby. W 2011 roku rozpoczął pierwszą kadencję w Senacie. Kolejne dwie uzyskał w 2016 i 2022 roku.
Źródło: tvn24.pl, New York Times, AP, CNN, NBC, USA Today, Politico, BBC, Business Insider
Źródło zdjęcia głównego: WILL OLIVER/PAP