Perspektywy bezpośredniej międzynarodowej interwencji zbrojnej w Syrii, aby pomóc tamtejszej opozycji w obaleniu reżimu prezydenta Baszara el-Asada, są nadal odległe, mimo zasygnalizowania przez rząd USA, że może być otwarty na dostarczenie broni powstańcom. Jak twierdzą amerykańscy eksperci, Waszyngton obawia się bezpośredniego zaangażowania w konflikt.
We wtorek Biały Dom i Departament Stanu oświadczyły, że jeśli reżim w Damaszku nie zaprzestanie masakrowania cywilnej ludności, administracja Baracka Obamy "może rozważyć dodatkowe środki". Odczytano to jako sygnał ewentualnej gotowości do dozbrojenia powstańców.
Jak wynika jednak z poprzednich wypowiedzi przedstawicieli administracji i analiz dokonywanych przez ekspertów w USA, Waszyngton bardzo obawia się bezpośredniej ingerencji w konflikt w Syrii.
W miarę wzrastania liczby ofiar wśród ludności cywilnej szanse na międzynarodową interwencję rosną. Reżim nie jest w stanie stłumić tego powstania. Uzbrojenie powstańców jest realne. Ale byłby to dopiero pierwszy krok - następnym powinno być wprowadzenie stref ochrony ludności cywilnej. Marius Deeb, Uniwersytet Johna Hopkinsa w Waszyngtonie
"Szanse na interwencję rosną"
- W miarę wzrastania liczby ofiar wśród ludności cywilnej szanse na międzynarodową interwencję rosną. Reżim nie jest w stanie stłumić tego powstania. Uzbrojenie powstańców jest realne. Ale byłby to dopiero pierwszy krok - następnym powinno być wprowadzenie stref ochrony ludności cywilnej - powiedział PAP Marius Deeb, ekspert ds. bliskowschodnich ze Szkoły Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Waszyngtonie.
Jego zdaniem, należy pomóc powstańcom podobnie jak w Libii, gdzie lotnictwo NATO bombardowało pozycje sił reżimowych. - Problemem będzie tylko unieszkodliwienie syryjskiej obrony przeciwlotniczej, ale można to osiągnąć przez atak komputerowy na systemy jej dowodzenia - dodał.
Deeb uważa, że interwencja tego rodzaju zyska poparcie sojuszników z NATO, zwłaszcza Francji, a broń można by dostarczać powstańcom z Jordanii i Turcji.
- Stany Zjednoczone nie będą interweniować bezpośrednio, ale mogą udzielić wsparcia ze swoich okrętów wojennych. Katar i inne kraje arabskie wesprą interwencję finansowo - powiedział.
Powstaje koalicja
W piątek odbędzie się w Tunezji spotkanie państw-przyjaciół Syrii, czyli konferencja, której celem ma być znalezienie najlepszych sposobów pomocy powstańcom.
W programie spotkania, w którym ze strony USA weźmie udział sekretarz stanu Hillary Clinton, będzie pomoc humanitarna dla ludności syryjskiej, dodatkowe sankcje wobec reżimu el-Asada i inne środki wsparcia opozycji.
Udziału w konferencji odmówiła Rosja, która wraz z Chinami zawetowała niedawno rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą reżim w Damaszku i wzywającą go do wycofania wojsk z terenów objętym powstaniem.
Jeżeli broń nie wystarczy, czy do akcji przystąpią wojska, aby stworzyć strefy bezpieczeństwa? Wzmocnienie opozycji, by mogła dłużej walczyć, a potem wycofanie się, jeśli nie uda się jej osiągnąć celu, byłoby niewybaczalne. Kiedy więc się zaangażujemy, musimy być przygotowani, że to będzie trwało długo. profesor Radżan Menon
W USA niektórzy komentatorzy przywołują nie tylko przykład Libii, gdzie interwencja NATO pomogła w obaleniu reżimu Kaddafiego, lecz także wojny o Kosowo w latach 90. Zbrojna interwencja NATO zmusiła tam Serbów do zaprzestania brutalnej pacyfikacji Albańczyków i doprowadziła do przekształcenia prowincji w niepodległe państwo.
Obawy i zastrzeżenia
Waszyngton ma jednak zastrzeżenia co do zbrojenia opozycji. Przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA, generał Martin Dempsey pytał w niedzielę, "kim jest opozycja w Syrii?".
Administracja - jak wynika z innych wypowiedzi jej przedstawicieli - obawia się chaosu w Syrii i zdobycia tam dominujących wpływów przez radykalnych islamistów. Zwolennicy interwencji odpowiadają na to, że właśnie przedłużający się konflikt grozi pogłębieniem się chaosu, co stwarza okazję Al-Kaidzie do budowy przyczółka w Syrii.
Waszyngton podziela jednak niepokoje wyrażane przez ekspertów, że uzbrojenie powstańców grozi eskalacją konfliktu, który z czasem będzie wymagał głębszego zaangażowania USA.
Zwraca się też uwagę, że Asad ma wciąż pewne poparcie w części społeczeństwa syryjskiego, opozycja jest podzielona, a wojsko nadal chroni prezydenta.
Zastrzeżenia te przedstawił na łamach "Huffington Post" ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Lehigh, profesor Radżan Menon.
"Jeżeli broń nie wystarczy, czy do akcji przystąpią wojska, aby stworzyć strefy bezpieczeństwa? Wzmocnienie opozycji, by mogła dłużej walczyć, a potem wycofanie się, jeśli nie uda się jej osiągnąć celu, byłoby niewybaczalne. Kiedy więc się zaangażujemy, musimy być przygotowani, że to będzie trwało długo" - pisze prof. Menon.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: US Army