|

Zwycięstwo! Koniec wojny! A w Polsce wielkie pytanie: czy da się tu jeszcze żyć?

Wrocław w 1945 roku
Wrocław w 1945 roku
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu

Rocznica zakończenia II wojny światowej, która w większości krajów świata obchodzona jest jako dzień zwycięstwa, w wolnej Polsce po 1989 roku traktowana jest zasadniczo tak, jak zatytułował swoje wspomnienia ambasador w Waszyngtonie Jan Ciechanowski. "Przegrani zwycięzcy" - tytuł wspomnień dyplomaty oddaje poczucie wielkiej części Polaków w chwilach, gdy alianckie armie, wśród nich polskie wojska na froncie zachodnim i wschodnim, mogły ogłosić koniec wojny w Europie i rozgromienie niemieckiej III Rzeszy - pisze Jacek Stawiski, dziennikarz TVN24 BiS.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Dla ambasadora Ciechanowskiego szczególnie symboliczna jest nie data 8 maja, lecz 5 lipca 1945 roku. To w tym dniu rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii oficjalnie uznały Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w Warszawie, wycofując uznanie dla rządu polskiego na emigracji.

Ambasador Ciechanowski wspomina, że kilka dni wcześniej otrzymał informację, iż rząd amerykański ogłosi swoją decyzję o uznaniu rządu z Warszawy dokładnie 4 lipca, w Dzień Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Polski dyplomata miał zwrócić się do władz amerykańskich, aby przesunęły termin o jeden dzień, ponieważ wielu polskich obywateli bardzo szanuje Amerykę i decyzja o cofnięciu uznania dla rządu emigracyjnego w dniu takiego święta byłaby dla nich wielkim rozczarowaniem. Władze amerykańskie przychyliły się do prośby ambasadora.

5 lipca 1945 roku można uznać z goryczą za koniec walki o polskie zwycięstwo w II wojnie światowej.

Marzec, maj, lipiec...

Obok 5 lipca 1945 roku jest kilka innych dat, które symbolizują poczucie przegranej przez Polskę 80 lat temu.

Szczególnie przygnębiająca jest data 27 marca 1945, gdy przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego zostali podstępnie uwięzieni przez sowieckie NKWD i kilka miesięcy później skazani w pokazowym procesie moskiewskim. Postępowanie władz sowieckich dobitnie pokazywało, że Moskwa nie zamierza respektować zapisów umowy jałtańskiej z lutego 1945 roku, które miały dawać Polakom podstawy do odbudowy niepodległego państwa. Zachodni alianci ograniczyli się do protestów, ale nie zamierzali zasadniczo zakłócać dokończenia - w sojuszu ze Stalinem - wojny przeciwko Niemcom.

Usuwanie gruzu z ulicy. Warszawa po II wojnie światowej
Usuwanie gruzu z ulicy. Warszawa po II wojnie światowej
Źródło: NAC

Inna data, która pokazuje polską przegraną w 1945 roku, to miesiąc lipiec, gdy sowieckie oddziały rozpoczęły Obławę Augustowską przeciwko polskim oddziałom podziemnym. Przeciwko polskiemu podziemiu skierowano do walki ponad 40 tysięcy sowieckich żołnierzy, w tym wojsk NKWD oraz podległych sowieckiemu kierownictwu oddziałów Wojska Polskiego i Urzędu Bezpieczeństwa. Szacuje się, że w obławie zginęło co najmniej 600 osób, ale są przypuszczenia, że ofiar mogło być nawet do dwóch tysięcy.

Wkroczenie wojsk sowieckich na ziemie polskie już od początku 1944 roku i przez kolejne lata oraz zainstalowanie komunistycznej władzy przyniosło tysiącom obywateli represje, śmierć, więzienie, zsyłki. Stan taki często trwał właściwie aż do jesieni roku 1956.

Tusk: żaden Europejczyk nie może udawać
Źródło: TVN24

Trudno nam to sobie wyobrazić

W momencie kapitulacji Niemiec nazistowskich obywatele polscy, którzy znaleźli się na Zachodzie, żołnierze, oficerowie, ale i więźniowie obozów koncentracyjnych, musieli podjąć zasadniczą decyzję: czy wracać do kraju, mimo groźby represji ze strony władz komunistycznych, i czy wracać do kraju, który wpadał w zależność od Związku Sowieckiego. Zastanawiano się, czy w ogóle wracać do zniszczonej Polski. Wielu nie miało dokąd wracać, ponieważ połowa polskiego obszaru państwowego z 1939 roku została włączona do państwa sowieckiego, za zgodą aliantów zachodnich.

Obywatele polscy, którzy o końcu wojny dowiedzieli się w Polsce, mieli przed sobą inne niełatwe decyzje: jeśli brali udział w konspiracji, to czy kontynuować opór, tym razem przeciwko Sowietom i władzy komunistycznej. Ci, którzy mieszkali we wschodniej Polsce, musieli opuścić ojczyznę i zgodzić się na tzw. repatriację do Polski pojałtańskiej, na ziemie poniemieckie. Większość obywateli musiała pogodzić się z nowymi warunkami, adaptować do nich i odbudować życie narodowe i indywidualne. Także ocaleni polscy Żydzi stanęli przed ogromnym dylematem: czy w ogóle da się odbudować życie żydowskie w Polsce powojennej, skoro około 90 procent Żydów zostało wymordowanych. Pogromy, przemoc i niechęć wobec Żydów po wojnie dopełniały poczucie apokaliptycznej katastrofy.

Wszyscy polscy obywatele zaraz po zaprzestaniu działań wojennych musieli zderzyć się z codziennością: trudną sytuacją polityczną, biedą, zniszczeniami, aktami przemocy, powszechną niepewnością, trudnymi warunkami życia, przemieszczeniami ludności, brutalnością wojsk sowieckich w wielu miejscach Polski. Trudno nam sobie to dzisiaj wyobrazić, nawet patrząc na wojenne zniszczenia w Ukrainie w ostatnich latach.

Ul. Wierzbowa i ruiny pałacu Bruhla. Na dalszym planie z prawej fragment zniszczonej elewacji Domu Dochodowego Warszawskich Teatrów Rządowych (ul. Trębacka 10 róg ul. Wierzbowej 8).
Ul. Wierzbowa i ruiny pałacu Bruhla. Na dalszym planie z prawej fragment zniszczonej elewacji Domu Dochodowego Warszawskich Teatrów Rządowych (ul. Trębacka 10 róg ul. Wierzbowej 8).
Źródło: NAC

To nie była tylko przegrana

Jednak opisanie roku 1945 jako wyłącznie przegranej czy klęski nie daje pełnego obrazu tego, co działo się w tużpowojennej Polsce. Dlaczego? Myślę, że należy próbować w wolnej Polsce dostrzec takie elementy i działania, które - mimo narzuconego krajowi systemu komunistycznego i podległości Związkowi Sowieckiemu - dowodzą ogromnej żywotności narodu polskiego, jego zdolności do adaptacji w trudnych czasach, wreszcie jego woli przetrwania. Bez tych kilku co najmniej elementów, które dostrzec można w opisie rzeczywistości 1945 roku, nie byłoby możliwe istnienie nas samych i naszego państwa takimi, jakie widzimy je dzisiaj.

Przesunięcie granic Polski na Zachód kosztem utraty ziem wschodnich oznaczało kolosalne zadanie i wyzwanie dla państwa i społeczeństwa. W zasiedlanie i zagospodarowanie ziem poniemieckich, odbywające się w warunkach wielkich ludzkich dramatów, utraty ojczyzn, poczucia niepewności, zaangażowało miliony Polek i Polaków. Nowe granice i nowe ziemie musiały zostać zaadaptowane do powojennego organizmu państwowego i społecznego. Ziemie poniemieckie były, o czym zapomina się dzisiaj, bardzo zniszczone i zrujnowane w wyniku działań wojennych, ale i wyniku metodycznych działań sowieckich już po ustaniu walk.

Mimo tych wielkich trudności wysiłek zasiedlenia i zagospodarowania Ziem Zachodnich i Północnych oceniać należy pozytywnie. Oczywiście, był to wysiłek niejednokrotnie dwuznaczny choćby w sensie politycznym. Budowa posterunku Milicji Obywatelskiej w zrujnowanym Wrocławiu była częścią procesu instalacji aparatu bezpieczeństwa komunistycznej władzy, a zarazem było to działanie państwowotwórcze. Innym istotnym przykładem działalności państwowotwórczej było zaangażowanie niekomunistycznych środowisk w budowę polskiej państwowości w nowych granicach. Na przykład w Krakowie profesorowie zamkniętej przez Niemców w czasie okupacji Akademii Górniczej (dzisiaj AGH), zatrudnieni przez tychże samych Niemców do badań naukowych, zgromadzili materiały, które w lecie 1945 roku rząd komunistyczny wykorzystał w raporcie dla Ameryki i Anglii. W raporcie tym znalazło się merytoryczne i eksperckie uzasadnienie konieczności oparcia granic powojennej Polski o Nysę Łużycką, a nie o Nysę Kłodzką. Przy poparciu Moskwy polska delegacja uzyskała taką zgodę na konferencji w Poczdamie.

Wielkie przesiedlenia ludności na ziemie poniemieckie były dramatem - ale warto też docenić, jak państwo i społeczeństwo w warunkach powojennych zniszczeń i niedostatku urzeczywistniały przesiedlenia. Chodzi mi o to, że np. Państwowe Urzędy Repatriacyjne (PUR) realizowały politykę przymusowych przesiedleń, ale w PUR-ach pracowały tysiące obywateli, którzy zapewniali przejazdy, wyżywienie, opiekę, dach nad głową innym obywatelom. Często w chaosie i z błędami, ale robiono wiele, by proces przesiedleń i zasiedleń się udał.

W rocznicę zakończenia II wojny światowej, przy całej wieloznaczności tamtego czasu, warto powiedzieć po raz kolejny: bez granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej i bez udanego procesu zasiedlenia Ziem Zachodnich niewyobrażalna jest współczesna Polska. Powtarzanie tego nie jest powtarzaniem tępej i nachalnej propagandy PRL-u o powrocie na prapolskie ziemie piastowskie. To nie ma nic wspólnego z propagandą. Kiedy Polska po 1989 roku odzyskiwała suwerenność państwową we współczesnych granicach, i kiedy równocześnie jednoczyły się dwa państwa niemieckie, rząd polski intensywnie zabiegał o trwałe i ostateczne uznanie przez nowe Niemcy granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Uważałem wtedy i uważam dzisiaj, że premier Tadeusz Mazowiecki i minister Krzysztof Skubiszewski mieli poczucie, że bez tych gwarancji nowa, niekomunistyczna Polska nie będzie wiarygodna ani dla swoich obywateli, ani dla zagranicy.

Od 1990 roku granica zachodnia Polski jest - i to także nie jest kalka propagandy PRL i NRD - prawdziwą granicą pokoju. Współczesne problemy graniczne (imigracja) są niczym w porównaniu ze stanem niepewności odnośnie granicy w latach 1945-1970, a nawet po 1970 roku, czyli po wstępnym uznaniu granicy przez ówczesną Republikę Federalną Niemiec.

Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej
Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej
Źródło: Archiwum Państwowe w Przemyślu

Wysiłek odbudowy

Trwałą konsekwencją końca wojny była także reforma rolna. Oceniana niejednokrotnie krytycznie, wykonywana często z naruszeniem elementarnych zasad uczciwości i przyzwoitości, wdrażana była nierzadko z naruszeniem przepisów samego dekretu władz komunistycznych o reformie rolnej. Stąd po 1989 roku wielu ludzi i wiele środowisk domagało się korekt w decyzjach władz powojennych. Ale zwracam uwagę, że żadne prawo, uchwalone w Polsce lub przyjęte przez Polskę w ramach UE, nie zakwestionowało głównych założeń dekretu komunistycznego PKWN o reformie rolnej. W połączeniu z zasiedleniem rolniczym Ziem Zachodnich polski "ustrój" rolny z lat 40. funkcjonuje nadal.

Inną kolosalną konsekwencją końca wojny i przesunięcia granic była urbanizacja Polski, co także wiąże się z przejęciem ziem poniemieckich, gdzie urbanizacja i infrastruktura wyglądały zupełnie inaczej niż w Polsce wschodniej. Kilka dni temu podczas rozmowy, jaką odbyłem w Kotlinie Kłodzkiej w czasie majówki, usłyszałem opowieści o osadnikach powojennych, którzy ze zwierzętami hodowlanymi błąkali się w poszukiwaniu wsi do zasiedlenia. Dopiero po pewnym czasie zdali sobie sprawę, że w okolicach Kłodzka nie ma wsi na wzór tych z Małopolski czy Podkarpacia. Są miasta większe i mniejsze.

Powojenną wieloznaczność można ukazać na wspominanym często przykładzie tych, którzy kontynuowali zbrojny opór przeciwko narzuconej władzy i przeciwko sowieckiej dominacji oraz tych, którzy podjęli się wysiłku odbudowy i budowy powojennego państwa polskiego, niezależnie od jego ustroju.

Kiedy myślę o wysiłku odbudowy Polski, myślę o polskich ekspertach, którzy odnaleźli skradzione i zrabowane przez Niemców arcydzieła sztuki, jak choćby Ołtarz Wita Stwosza z kościoła Mariackiego w Krakowie.

Myślę o tych naukowcach i studentach, którzy we Wrocławiu czy Gdańsku organizowali życie uniwersyteckie, odzyskując zasoby biblioteczne albo ratując i przenosząc zasoby biblioteczne z Polski wschodniej.

Zniszczenia Gdańska po II wojnie światowej
Zniszczenia Gdańska po II wojnie światowej
Źródło: PAP/Reprodukcja Dokładny miesiąc i dzień wydarzenia nieustalone

Myślę o polskich strażakach i kolejarzach, którzy uruchamiali życie społeczne Szczecina czy Olsztyna.

Myślę o polskich Żydach, ocalonych z Holokaustu, którzy na kilka lat zasiedlili miasta poniemieckie, próbując stworzyć jakąś formułę żydowskiej społeczności w Polsce po katastrofie Zagłady.

Miasta, takie jak Kraków, Warszawa, Poznań, miały za zadanie opiekować się zasiedleniem miast według równoleżników. Grupy pionierów z ramienia państwa pochodziły z tych miast. Powojenna odbudowa Polski to niesamowita opowieść, rozłożona na miliony losów ludzkich. Można dzisiaj zastanawiać się, jak wiele wysiłku zmarnowano, ponieważ odbudowa była prowadzona w ramach gospodarczego systemu komunistycznego. Gdyby wówczas istniał wolny rynek, prawdopodobnie Polska poszłaby drogą rozwoju Europy Zachodniej. Ale nie było wówczas wolnego rynku ani takich jak na Zachodzie swobód politycznych. Odbudowywano kraj w warunkach, jakie panowały, nie z winy samych Polaków. I ten wysiłek warto docenić, w żaden sposób nie akceptując fundamentów powojennego politycznego porządku w Polsce: opartego o sowiecką armię ustroju gospodarczo-społecznej utopii i geopolitycznej podległości sowieckiemu sąsiadowi.

Widok ulic Warszawy - zrujnowane budynki. Widoczna uliczna latarnia (tzw. pastorał)
Widok ulic Warszawy - zrujnowane budynki. Widoczna uliczna latarnia (tzw. pastorał)
Źródło: NAC

Polska ma kłopot z tą rocznicą

Polska emigracja przez długie dekady powojenne przeżywała z goryczą rok 1945. Wiele lat temu, gdy byłem dziennikarzem Sekcji Polskiej BBC, Jan Nowak-Jeziorański opowiadał mi o defiladzie zwycięstwa w Londynie. Brytyjski rząd zaprosił na nią Rząd Jedności Narodowej i podległą mu armię. Nie zaproszono obecnych na Wyspach Brytyjskich oficerów i żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Oburzenie i rozgoryczenie Polaków na Zachodzie było bardzo głębokie. Według Nowaka-Jeziorańskiego, brytyjski król Jerzy VI, który niezwykle cenił i szanował polskich żołnierzy, zagroził własnemu rządowi, że nie weźmie udziału w defiladzie. Wtedy pospiesznie zaproszono Polskie Siły Zbrojne. Emigracja podzieliła się na tych, którzy uważali, że nie należy przyjąć zaproszenia, i na tych, którzy uważali, że trzeba wziąć udział w defiladzie, by pokazać światu, że "władza ludowa" nie reprezentuje całej Polski. Jak wspominał Nowak-Jeziorański, przeważyły opinie o nieprzyjęciu zaproszenia. Co więcej - podkreślał - ta decyzja na kilkadziesiąt lat poróżniła Polaków na emigracji. Wspomnienie o defiladzie w Londynie to kolejny wymowny przykład kłopotów z rocznicą końca wojny.

Jan Nowak-Jeziorański
Jan Nowak-Jeziorański
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Tak, współczesna III Rzeczpospolita Polska ma niewątpliwy kłopot z tą rocznicą. Wzorem państw zachodnich dzień zwycięstwa nad III Rzeszą obchodzony jest od ponad 30 lat w dniu 8 maja, choć przez ponad cztery dekady Polski zwanej ludową, obchodzono dzień zwycięstwa 9 maja - tak, jak w Związku Radzieckim i dzisiaj w Rosji.

W 1995 roku, już w III Rzeczpospolitej, między prezydentem Lechem Wałęsą a premierem Józefem Oleksym rozgorzał gorący spór, czy Polska powinna być reprezentowana na defiladzie w Moskwie, czy nie. Oleksy twierdził, że tak, ponieważ polskie wojska obok sowieckich brały udział w szturmie Berlina i należy to przypominać światu. Wałęsa twierdził, że Polska nie ma czego świętować, a już na pewno nie w Moskwie. Spór utrwalił się w pamięci za sprawą piosenki Kazika Staszewskiego "Łysy jedzie do Moskwy".

Wtedy sympatyzowałem z Lechem Wałęsą; dzisiaj, w obliczu agresji rosyjskiej na Ukrainę, tym bardziej udział w moskiewskiej defiladzie byłby nie do przyjęcia. Ale swoje racje Oleksy i jego otoczenie mieli. Warto przypomnieć, że prezydent Wałęsa miał również żal do Niemiec i krajów zachodnich, ponieważ Polska nie została zaproszona na obchody zakończenia wojny do Berlina.

Berlin, 2 maja 1945 roku. Kapitulacja Niemiec. Nad ruinami Berlina powiewała m.in. polska flaga
Berlin, 2 maja 1945 roku. Kapitulacja Niemiec. Nad ruinami Berlina powiewała m.in. polska flaga
Źródło: PAP/CAF

Dlatego wspominając koniec wojny i kontekst maja 1945 roku, prezydent wypowiedział między innymi takie słowa:

…Polityka nie zna sentymentów, dlatego musiało przegrać Powstanie Warszawskie. Dlatego w Teheranie i Jałcie zgodzono się, że Polska po wojnie znajdzie się w strefie wpływów sowieckich. Poświęcono wiernego sojusznika, aby uczynić zadość światowej równowadze politycznej (…) Niech się Zachód i Wschód nie dziwi, że ta gorycz ciągle w nas tkwi, nawet po 50 latach…

Odnosząc się do Związku Sowieckiego, Wałęsa podkreślił wielki wysiłek i ogromne ofiary po stronie sowieckiej podczas wojny z Niemcami nazistowskimi: "…Nikt w Polsce nie podważa faktu, że Armia Czerwona miała główny udział w rozgromieniu faszyzmu. I że ona wyparła wojska hitlerowskie z ziem polskich. Zawsze będziemy otaczać czcią mogiły sowieckich żołnierzy, szanując poświęcenie poległych i majestat śmierci…".

Przemówienie z 1995 roku zachowuje swoją ważność i to pomimo że okoliczności są inne niż 30 lat temu. Polska jest częścią zachodnich sojuszy, a putinowska Rosja prowadzi wojnę agresywną w Europie, mając za nic pokojowy porządek europejski.

W nas ta wieloznaczność końca II wojny światowej tkwi. I będzie tkwić.

Czytaj także: