Ciemno, brudno, głucho i pusto. Na niektórych ulicach Aten już widać, jak smutno wygląda bankructwo. Rośnie liczba Greków którzy wolą bolesne reformy i euro niż premiera Ciprasa i drachmę. Materiał "Faktów" TVN.
Ateńska ulica Iljupoleos, czyli miasta słońca, to miejsce symboliczne. Pięć lat temu, w czasie pierwszych wielkich greckich protestów wywołanych kryzysem, jeszcze tętniła życiem. To było jedno wielkie centrum handlowe. Sklep za sklepem, firma za firmą, biznes gonił biznes.
Zbankrutowało 70 procent małych firm
Dziś wszystko pozamykane na głucho, opuszczone, brudne pomieszczenia, których nikt nie chce wynająć. Zbankrutowało 70 procent działających tu firm. - To jest totalna katastrofa. W ostatnich dniach ludzie kupują tylko chleb, benzynę, artykuły absolutnie pierwszej potrzeby - mówi Stelios, który jest właścicielem restauracji.
Właściciele piekarni też narzekają - nie pieką już drogich gatunków chleba i ciast, bo nikt ich nie kupi. - To jest teraz nasz produkt numer jeden - najtańszy, zwykły chleb - podkreśla właściciel piekarni, Stamatis. Wszędzie ta sama odpowiedź: ludzie nie mają pieniędzy, nie odbierają nawet swoich rzeczy z pralni. W aptekach coraz więcej osób prosi o leki na kredyt. - Boję się jutra, nie mam serca odmówić ludziom i godzę się na zakupy na zeszyt, ale niedługo nie będę miał pieniędzy na zakup nowych leków - martwi się właściciel apteki, Jorgos Papapetru. Wśród właścicieli małych firm premier Grecji nie znajdzie wielu zwolenników - ich zdaniem Ciipras prowadzi kraj wprost ku katastrofie.
Autor: eos/ja / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: EPA/ARMANDO BABANI