Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow podczas rozmowy telefonicznej z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerrym wyraził oburzenie z powodu wypowiadanych przez władze USA opinii, że prezydent Rosji Władimir Putin jest skorumpowany.
"Podkreślono, że wina za umyślną eskalację napięcia w stosunkach dwustronnych w pełni leży po stronie Waszyngtonu" - napisało w oświadczeniu rosyjskie MSZ po piątkowej rozmowie szefów dyplomacji obydwu państw.
Burzę wywołał przedstawiciel Departamentu Finansów USA Adam Szubin, który w wyemitowanym w poniedziałek programie dokumentalnym BBC "Panorama" powiedział, że prezydent Rosji jest skorumpowany, a rząd Stanów Zjednoczonych wie o tym "od wielu, wielu lat".
"Oburzające i obraźliwe"
W czwartek rzecznik Białego Domu Josh Earnest na codziennym briefingu oznajmił, że opinia przedstawiciela ministerstwa finansów USA na temat skorumpowania rosyjskiego przywódcy "najlepiej odzwierciedla poglądy administracji" amerykańskiej.
Rzecznik Kremla podczas telekonferencji z dziennikarzami odniósł się do tego oświadczenia, twierdząc, że opinie o korupcji prezydenta Putina są oburzające i obraźliwe. Dmitrij Pieskow uważa, że są to próby wpłynięcia na następne wybory prezydenckie w Rosji.
"Zasadniczo obserwujemy, że zagranica rozpoczęła przygotowania do wyborów prezydenckich w Rosji, do których zostały ponad dwa lata" - podkreślił rzecznik Kremla. Jak ocenił, "jest jasne, że zbiera się negatywne materiały, aby wykorzystać je przeciwko głowie naszego państwa, by wywrzeć presję i wpłynąć na przebieg przyszłej kampanii wyborczej".
"Nie są gołosłownym oszczerstwem"
Pieskow uznał wypowiedź Szubina za "oficjalne oskarżenie". "Ono, po pierwsze, jasno określa, kto stoi przy pulpicie sterowniczym, po drugie, wymaga dowodów, gdyż nagłaśnianie podobnych oskarżeń ze strony takiego resortu jak ministerstwo finansów USA, bez poparcia ich konkretnymi dowodami, rzuca cień na sam resort" - oświadczył.
Jednocześnie zaznaczył, że Kreml nie będzie się domagał dowodów od resortu finansów USA, ale sprawą amerykańskiego ministerstwa jest zaprezentowanie jakichś dowodów na to, że "wypowiedzi oficjalnego przedstawiciela resortu nie są gołosłownym oszczerstwem".
"Nasi tak zwani partnerzy"
Formalnie Putin sprawuje urząd prezydencki od maja 2012 roku. Był już jednak szefem państwa przez dwie kadencje w latach 2000-2008. W 2008 roku musiał opuścić Kreml, gdyż konstytucja FR nie pozwalała mu na ubieganie się o trzecią kadencję z rzędu. Na swojego następcę wskazał wówczas Dmitrija Miedwiediewa, a sam stanął na czele rządu. W 2012 roku Miedwiediew zrezygnował z ubiegania się o reelekcję i zaproponował, aby na najwyższy urząd w państwie wrócił Putin.
W 2008 roku wprowadzono do konstytucji poprawkę wydłużającą kadencję szefa państwa z czterech do sześciu lat. Obecna kadencja prezydencka Putina upływa w 2018 roku. Tym razem konstytucja nie zabrania mu ubiegania się o reelekcję.
AFP przypomina, że Putin do tej pory nie wypowiedział się, czy będzie kandydować na drugą kolejną kadencję i czwartą od 2000 roku.
"Jest jasne, że nasi partnerzy - czy raczej powinniśmy teraz powiedzieć: nasi tak zwani partnerzy - nie doceniają konsekwentnej linii prowadzonej przez Rosję w kwestii ukraińskiej, syryjskiej i ogólnie polityki rosyjskiej na arenie międzynarodowej" - powiedział niedawno.
Stosunki między Moskwą i Waszyngtonem są najgorsze od początku kryzysu ukraińskiego w 2014 roku, który spowodował m.in. wprowadzenie sankcji amerykańskich przeciwko Rosji.
Autor: tas/ja / Źródło: PAP