Lorenza? Twierdził, że zaraziła go koronawirusem. Pokłócili się i ją udusił. Barbara? Nękał ją od kilku lat, na początku marca zadźgał w winiarni i zostawił w kałuży krwi. Viviana? Pobił ją i okłamał ratowników medycznych, zmarła po siedmiu dniach śpiączki w szpitalu. Urywają się telefony infolinii dla ofiar przemocy domowej. Bywa, że pomoc nie przychodzi na czas, ale też nie każda ofiara ma odwagę, by o pomoc prosić. Zdaniem śledczych, od początku epidemii COVID-19 we Włoszech z rąk swoich partnerów zginęło już co najmniej dziesięć kobiet.
Antonio de P. 23 marca gratulował koleżance sukcesów na uniwersytecie: „Żeby realizować nasze marzenia, wystarczy ciężko pracować i Ty jesteś tego przykładem! Podążaj za nimi, a będziesz miała życie, o jakim zawsze śniłaś! Moje gratulacje, pani doktor!” – napisał na swoim Facebooku.
Wyobrażenia: taki miły, taki życzliwy, z sercem na dłoni.
Rzeczywistość: siedem dni później zabił swoją dziewczynę.
LORENZA QUARANTA:
Lorenza Quaranta była studentką medycyny, tak jak i on. Mieszkali razem na Sycylii. 27-latka, długowłosa brunetka, pewnie marzyła o tym, żeby pewnego dnia założyć lekarski fartuch. Na swoim profilu ma zdjęcie w szpitalu, w jednorazowym, turkusowym czepku i maseczce, podpisane: „To moje miejsce”. Od samego początku epidemii zaangażowana społecznie w walkę z koronawirusem. „Dziś, bardziej niż zwykle, musimy wykazać się odpowiedzialnością i miłością do życia. (…) Zostajemy zjednoczeni, każdy w swoim domu(…)” – pisała w facebookowym poście, gdzie dołączyła grafikę pielęgniarki przytulającej geograficzny „but”, Włochy.
Ostatnie wspólne zdjęcie z partnerem to pamiątkowe selfie z zabawy sylwestrowej, opis: „Kocham każdą sekundę i każdy rok, który z tobą przeżywam. Dobrego 2020”. Wystrojeni, szczęśliwi. Gdy 30 marca para się pokłóciła, Antonio uciszył Lorenzę siłą własnych rąk.
Przyznał się do uduszenia partnerki, ale nie był w stanie jasno wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. – Zabiłem ją, bo mnie zaraziła koronawirusem – miał powiedzieć w pierwszych słowach śledczym. Wystarczyło pobrać próbki od obojga, by udowodnić, że kłamie. De P. trafił do aresztu.
"To było pierwsze włoskie zabójstwo z rąk mężczyzny, którego motyw można połączyć ze słowem "koronawirus"” – napisał dziennik „Corriere della Sera”. Ale nie ostatnie w czasach domowej izolacji.
PAMELA FERRACCI:
Ferracci także padła ofiarą młodego mężczyzny - swojego 20-letniego syna. 46-latka mieszkała w Rzymie z nim i 15-letnią córką. 20-latek od pewnego czasu wyrzucał matce, że kilka tygodni przed „lockdownem” zdecydowała się odejść od jego ojca.
Jak pisała włoska prasa, od tygodni nie radził sobie z narastającym napięciem, był pod opieką psychologa. 21 marca sąsiedzi rodziny usłyszeli zza ściany wrzaski. Późnym wieczorem chłopak chwycił za nóż i zadał matce kilka ran w twarz. Ranił też siostrę, która zdążyła jednak uciec do sąsiadów i wezwała pomoc. – Kiedy otworzył drzwi karabinierom, miał nieobecny wzrok, ręce i koszulkę brudne od krwi. Nie powiedział ani słowa. W salonie, na podłodze, leżało ciało jego matki pozbawione głowy – donosił „Corriere”.
20-latek został oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
74 procent (!) więcej zgłoszeń
Lorenza i Pamela nie zdążyły poprosić o pomoc, ale są takie kobiety, które czują, że jeszcze mogą zapobiec tragedii. I mają na to odwagę.
Statystyki pokazują, że w tym roku wołających o ratunek kobiet jest o wiele więcej niż w latach poprzednich, właśnie - jak precyzują włoskie centra pomocy kobietom – z powodu pandemii, która zamknęła rodziny w czterech ścianach, podnosząc dodatkowo poziom strachu i stresu. Na kobiety rękę podnoszą także ci mężczyźni, którzy dotychczas potrafili zapanować nad emocjami.
D.i.Re („Donne in rete contro la violenza” – „Kobiety w sieci przeciwko przemocy”, czasownik „dire” oznacza też po włosku „mówić”) to stowarzyszenie, które koordynuje pracę 80 punktów pomocy w 18 regionach Włoch. - Chodzi o niezależne organizacje kobiet, które prowadzą swoje centra, domy schronienia, okienka informacyjne i miejsca „pierwszego kontaktu” – mówi w rozmowie z tvn24.pl Cristiana Scoppa, rzeczniczka D.i.Re.
Tylko od 2 marca do 5 kwietnia 2020 z centrami zrzeszonymi w D.i.Re skontaktowało się 2867 kobiet, a 806 z nich nigdy wcześniej nie prosiło o pomoc. W porównaniu do miesięcznej średniej wyliczonej na podstawie ostatnich udokumentowanych danych statystycznych (2018 rok to średnio 1643 prośby na miesiąc), liczby wzrosły o niepokojące 74,5 procent.
Bitą matkę usłyszała nauczycielka syna, inną kobietę zauważono, gdy wyskoczyła z okna
Wciąż nie wszystkie kobiety, które doświadczają przemocy, dzwonią po pomoc.
Ale zdarza się tak, że ich dramat można usłyszeć.
Jak w jednym z mieszkań w Mediolanie pod koniec kwietnia, gdy zajęcia online dla drugiej klasy jednej z tamtejszych szkół średnich przerwał hałas. Klasa i nauczycielka usłyszeli krzyki, trzaski i wrzask dorosłego mężczyzny, który strofował żonę i swoją matkę. Pedagog "znała trudną sytuację rodziny z ulicy Pichi i bez wahania zadzwoniła pod numer alarmowy 112, żeby powstrzymać rozwój spraw" – pisał dziennik "La Repubblica".
Kiedy karabinierzy zapukali do drzwi, atak jeszcze trwał. Na miejscu zatrzymano 48-latka. Funkcjonariusze ustalili, że chwilę wcześniej uderzył 40-letnią partnerkę w twarz. Trafił do aresztu.
Zdarza się i tak, że dramat bitych kobiet można zauważyć.
Jak na jednej z ulic w centrum Ravenny w ostatnią niedzielę. Gdy 27-latka wyskoczyła z okna, spadając na kamienny chodnik 5 metrów poniżej parapetu, wybiegł za nią jej 30-letni mąż. Usiłował nakłonić do powrotu do domu. Zareagowali przechodnie, wezwali służby.
Ona z ciężkimi obrażeniami trafiła do szpitala, gdzie opowiedziała medykom, że pokłóciła się tego dnia z mężem, a z okna wyskoczyła w akcie desperacji, ze strachu, bo miał jej grozić nożem. On, z zarzutem usiłowania zabójstwa, czeka w areszcie na proces.
Numer 1522
Oprócz stowarzyszenia D.i.Re, niepokojące dane dotyczące rosnącej przemocy przedstawia też włoska minister Elena Bonetti, kierująca rządowym departamentem do spraw równości szans.
W 2006 roku departament uruchomił specjalną linię - numer 1522 - pod który ofiary mogą dzwonić całą dobę. Po drugiej stronie czeka na nie konsultantka, która w zależności od sytuacji alarmuje odpowiednie służby lub wydaje kobiecie polecenia: pakuj się, uciekaj, zabieraj ze sobą dzieci. Linia jest darmowa, obsługiwana w pięciu językach: włoskim, angielskim, francuskim, hiszpańskim i arabskim.
Od czasu wybuchu epidemii COVID-19 telefonów jest coraz więcej. W marcu tego roku numer 1522 wybrało 716 kobiet (670 w zeszłym roku), ale w okresie 1-18 kwietnia było to już 1037 kobiet (rok temu w te 18 dni było ich mniej, bo 397).
Jest i rozwiązanie dla tych osób, które nie chcą lub boją się dzwonić - aplikacja mobilna "1522" do pobrania w sieci z opcją czatu. W styczniu z tej formy pomocy skorzystało 37, w lutym 50 osób. Po uruchomieniu rządowej kampanii i promowaniu facebookowych postów na temat aplikacji - w marcu użyły jej już 143 kobiety, a w pierwsze 18 dni kwietnia - 253.
- Te liczby to znak, który pokazuje nam wypływanie zjawiska niestety ukrytego, z którym ciężko się zmagać, bo często milknie w zaciszu czterech ścian - komentuje dane minister Elena Bonetti.
Włoski departament do spraw równości szans, chcąc jeszcze bardziej ułatwić kobietom zgłoszenie przemocy, podpisał "koronawirusowe porozumienie" z włoską krajową izbą aptekarską. Pod pretekstem wyjścia po leki, można „uciec” do apteki i przy okienku użyć specjalnego kodu: „Poproszę maseczkę 1522”.
- Farmaceuci otrzymali różne materiały informacyjne, więc kiedy jakaś kobieta mówi ten kod, dają jej odpowiednią ulotkę, która zawiera wskazówki dotyczące linii 1522, ale też aplikacji '"YouPol", przez którą można zgłaszać sprawę naszej włoskiej policji – tłumaczy Cristiana Scoppa z D.i.Re.
BARBARA RAUCH:
Barbara poznała Lukasa O., kiedy odbywała staż w hotelu jego rodziców. On, 25-latek, zakochał się w niej od razu, ale 27-latka w najmniejszym stopniu nie odwzajemniała jego uczuć. Zakochanie przerodziło się w obsesję: chodził za nią, wydzwaniał, nękał. Nie przestał nawet, kiedy wyszła za mąż i urodziła córeczkę. Rok temu Rauch zgłosiła stalking lokalnej policji, jej prześladowca trafił do aresztu domowego. Ale ten niedawno się skończył.
Był poniedziałek, premier Giuseppe Conte ogłosił właśnie, że Włochy stają się strefą czerwoną i ograniczył możliwość przemieszczania się 60 milionom obywateli. Jak wynika z ustaleń śledczych, tego dnia - 9 marca - mężczyzna wszedł z nożem kuchennym do winiarni, w której pracowała Barbara. Doszło do kłótni. 25-latek zadał jej kilka ciosów nożem i zostawił w kałuży krwi. O 3 w nocy, kiedy zaniepokojony mąż zgłaszał policji, że nie wróciła na noc do domu, znaleźli ją przypadkowi przechodnie. Osierociła 3-letnie dziecko. Lukas O. przyznał się do winy. Jest w areszcie, czeka na proces.
ALESSANDRA CITA:
Historia związku Alessandry Cità i Antonia V. jest burzliwa. 47-latka mieszkała w Mediolanie, pracowała w lokalnej spółce transportu miejskiego, była motorniczą. Choć z V. żyła wcześniej przez 9 lat, ostatnio ich drogi się rozeszły. On przeprowadził się do Bressanone, zatrudnił w lokalnej firmie stolarskiej. Gdy ogłoszono kwarantannę, szef "podziękował mu za współpracę". Wrócił i zapukał do drzwi Alessandry. Kobieta pozwoliła mu „izolować się” u siebie.
Szczegóły tragicznego 18 kwietnia opisuje mediolański dziennik „Il Giorno”: wieczorem zjedli razem kolację, ale potem zaczęli się kłócić, Antonio chciał do niej wrócić. Nie ulegała. On nie ustępował. Kiedy wyszła do sypialni, zakradł się tam z jej bronią śrutową (na którą kobieta miała pozwolenie) i chwilę po godzinie 1.30 strzelił jej w głowę. Wsiadł potem w samochód, pojechał na komisariat i opowiedział karabinierom co zrobił. Tłumaczył, że działał w afekcie.
To był przynajmniej trzeci akt przemocy z jego strony. Już w 2009 i w 2012 roku Alessandra zgłaszała policji, że jest wobec niej agresywny. Mimo tego pozwalała mu wracać i kontynuowała związek – piszą włoskie media.
"Zrozumienie, ze to przemoc, nie jest latwe"
Jak to możliwe, że nawet jeśli w końcu kobiety się przemogą i doniosą na agresywnych partnerów służbom, dochodzi do tragedii?
W momencie, w którym kobieta zgłasza sprawę przemocy do centrum opieki i dalej prokuraturze lub karabinierom, rusza postępowanie wyjaśniające. Kobieta może schronić się przed agresorem w jednym ze schronisk, finansowanych z pieniędzy darczyńców organizacji i dofinansowanych przez rząd. Może tam zostać pół roku.
Ale takie postępowanie trwa. A służbom niestety nie zawsze udaje się zdobyć dowody, jeszcze rzadziej łapią oprawcę na gorącym uczynku. - To sędzia nadzorujący postępowanie wyjaśniające ostatecznie decyduje o tym, czy rusza proces, czy sprawa zostaje umorzona. Bywa tak, że ostatecznie brakuje „elementów koniecznych” do procedowania – wyjaśnia Cinzia Marroccoli, psycholog, wolontariuszka centrum pomocy i domu schronienia z Potenzy (stolicy południowego regionu Basilicata).
I przyznaje: - Zdarza się i tak, że postępowanie się zbytnio przedłuża, a kobieta przed jego zakończeniem traci życie. Niestety nie jest tak, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa daje od razu prawo do ochrony. Niestety.
Dopiero jeżeli w toku postępowania okaże się, że doszło do przestępstwa (bo znalazły się na to dowody), ofiara ma prawo wnioskować o "eksmitowanie" oprawcy z miejsca zamieszkania, zakaz zbliżania się do niej i nawet areszt.
Kobiety, które szukają schronienia i proszą o ochronę, uciekają przeważnie przed przemocą fizyczną. Ale ofiary dzwoniące pod 1522 zgłaszają najczęściej inną formę agresji: przemoc psychiczną: poniżanie, grożenie, krzyki. Co nie oznacza, że tę przemoc można lekceważyć - zastrzega nasza rozmówczyni. - To właśnie ona otwiera drzwi tej fizycznej. Na początku w ogóle ciężko ją rozpoznać. Niejasne sygnały sprawiają, że kobieta nie zdaje sobie sprawy, że stoi naprzeciwko agresywnego mężczyzny – twierdzi Cinzia Marroccoli.
I podkreśla: – Kobiety na początku zawsze wierzą, że on się zmieni. Albo że uda im się go zmienić. Zrozumienie doświadczania przemocy nie jest łatwe. Już na wstępie pomagamy ofiarom pojąć, w jakiej klatce się znalazły.
VIVIANA CAGLIONI:
Vivienne, bo tak kazała na siebie mówić Viviana, przed śmiercią długo cierpiała. 34-latka z Michelem L. spotykała się od siedmiu miesięcy, mieszkali w Bergamo. 30 marca dotkliwie ją pobił. W jakim jest stanie, odkryła jej matka, mieszkająca na tym samym piętrze, wezwała pogotowie. Operatorowi mówiła, że córka źle się czuje, ale słuchawkę wyrwał jej L. – Oddycha, nie umiera, wystarczy zwykła karetka – miał powiedzieć. Ratownikom powiedzieli, że Viviana uderzyła się o mebel i upadła na podłogę.
34-latka zmarła w szpitalu, na początku kwietnia, po tygodniu spędzonym w śpiączce.
Pod koniec kwietnia przesłuchano wujka ofiary, który mieszka piętro niżej w tym samym budynku. Przyznał, że słyszał, jak tamtego wieczoru Michel L. bił kobietę. Nie mówił o tym wcześniej, bo bał się jego zemsty. Lekarze ustalili, że zanim bliscy zadzwonili po pomoc, Vivienne przez godzinę leżała pobita na podłodze. Sekcja zwłok wykazała na jej ciele krwiaki, które zdaniem medyków nie mogłyby powstać po potknięciu i przewróceniu się.
L. jest w areszcie, będzie sądzony za zabójstwo. A ponieważ matka kobiety podtrzymuje wersję nieszczęśliwego upadku, śledczy przesłuchują ją pod kątem ukrywania przestępstwa.
LARISA SMOLYAK, ROSSELLA CAVALIERE:
Matki - 49-letnia Larisa i 51-letnia Rossella, zginęły, podobnie jak Pamela Ferracci, z rąk swoich synów.
4 marca 29-letni Andriy B. najpierw uderzył matkę popielniczką w głowę. Potem zadał jej kilka ciosów ostrym narzędziem w szyję – okazały się śmiertelne. Później ranił jeszcze inne części ciała. Dwójka miała za sobą trudną przeszłość: Andriy nigdy nie poznał swojego ojca, a ostatni partner Ukrainki popełnił samobójstwo. Przez ostatnie kilka lat próbowali ułożyć sobie życie we Włoszech, ale często dochodziło między nimi do kłótni. Po zabiciu matki 29-latek sam zadzwonił po policję.
19 marca po nóż chwycił Andrea A.. 23-latek, po kłótni, którą usłyszeli sąsiedzi, zadał matce Rosselli pięć ciosów w klatkę piersiową. Nie uciekł z miejsca zdarzenia. Kiedy karabinierzy przyjechali na miejsce, zauważyli jedynie, że próbował ukryć narzędzie zbrodni (nóż sprężynowy). Młody mężczyzna podobno nie radził sobie z depresją, wcześniej tego dnia odwiedził go specjalista, który przepisał leki uspokajające. Z relacji świadków wynika, że wcześniej wiele razy kłócił się z matką o to, że chce wyjść, spotkać się ze znajomymi. Kobieta zakazała mu opuszczania domu ze względu na obostrzenia spowodowane pandemią.
GINA LORENZA, BRUNA DEMARIA, IRMA BRUSCHETTINI:
Przez ostatnie dwa miesiące zdarzało się, że funkcjonariusze nie zdążali do wezwań do przemocy domowej i zatrzymania jej sprawcy.
13 marca, w piątek, w wyniku działań głowy rodziny życie straciły trzy osoby. Najpierw 66-letnia Bruna de Maria, później jej dziecko, a na końcu 66-letni mąż i ojciec, który popełnił samobójstwo. Chwilę przedtem zdążył jeszcze zadzwonić pod numer karabinierów i oświadczyć: „Zabiłem moją żonę i mojego syna”. Bruna dziesięć dni wcześniej przeszła na emeryturę. On był eks-strażnikiem miejskim, a 29-letni syn pozostawał bezrobotny. Motyw zabójstwa? Sprawca podał go sam, zostawił „list” na ekranie włączonego komputera. Tłumaczył w nim, że boi się, że jeśli on i jego żona niebawem stracą życie, ich syn nie będzie w stanie się utrzymać. Żonę i syna zastrzelił, kiedy spali.
Ciało Giny Lorenzy Roty (52 lata) i jej partnera (38) odnalazła jego matka. 2 marca zastała ich martwych na kanapie, kiedy przyszła w odwiedziny. Oboje mieli rany postrzałowe na skroniach, w jego ręku znajdował się rewolwer (nie miał zezwolenia). Z ustaleń policji wynika, że para spotykała się przez ostatnie kilka miesięcy, związek „znajomi określali jako burzliwy, niespokojny, wielokrotnie się rozchodzili i schodzili. Kobieta wciąż pracowała w sklepie byłego męża, z którym miała dwójkę dzieci” – pisze dziennik „La Repubblica”.
O dramacie, jaki rozegrał się w domu 97-letniej Irmy Bruchetini, włoskie media piszą najmniej. 30 marca odnaleziono ciało jej i jej 87-letniego męża, który najprawdopodobniej odebrał życie jej, a zaraz później sobie. „Pochowajcie nas obok siebie” – widniał napis na kartce, którą zostawił w pokoju.
"Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pieniądze zobaczymy pod koniec roku"
Chęci pomocy ofiarom ze strony rządu jest wiele, obietnic też. Ale konkretnego, pieniężnego wsparcia centra pomocy jeszcze się nie doczekały.
Na początku kwietnia minister Elena Bonetti ogłosiła, że “odblokowała” 30 milionów euro z państwowego budżetu, które w krótkim czasie powinny trafić do poszczególnych regionów, aby te rozdzieliły je między poszczególne centra pomocy. Centra powinny pokryć z nich koszty dodatkowych działań, jakie wygenerowała epidemia.
– To pieniądze, które już w 2019 zostały przeznaczone w krajowym planie przeciwdziałania przemocy na normalne działanie centrów. Czekamy na nie od zeszłego roku. Nie tego się spodziewaliśmy. Potrzebujemy przynajmniej 20 milionów tylko na sfinansowanie działań, które wymusiła epidemia – odpowiedziała od razu Antonella Veltri, prezes stowarzyszenia D.i.Re w specjalnym oświadczeniu.
A wymusiła ich sporo, chociażby ze względu na dodatkowe obostrzenia dotyczące kwarantanny - Przed wejściem do domów schronienia ofiary przemocy musiały pomieszkiwać w prywatnych mieszkaniach, lokalach airbnb – tłumaczy Cristiana Scoppa z biura prasowego D.i.Re.
Dodaje, że średnio zadowala je też druga oferta pieniężnej pomocy ze strony rządu. Minister Bonetti pod koniec kwietnia zdecydowała, że każdy włoski dom schronienia może ubiegać się o bezzwrotną wypłatę 15 tysięcy euro, a centrum pomocy – 2,5 tysiąca euro.
- Zgłaszać się można do końca czerwca, wnioski będzie później analizować specjalna komisja, co oznacza, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, pieniądze zobaczymy pod koniec roku. Poza tym te sumy nie są zbyt duże. 2,5 tysiąca euro to czasem wysokość miesięcznej wypłaty pracownicy – podsumowuje Scoppa.
***
Za stalking we Włoszech grozi kara pozbawienia wolności od roku do 6,5 roku.
Za znęcanie się grozi kara pozbawienia wolności od dwóch do sześciu lat, a w przypadku śmierci ofiary mogą być to nawet 24 lata.
Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara pozbawienia wolności od 10 do 27 lat.
Za zabójstwo grozi kara pozbawienia wolności od 21 lat do dożywocia.
Źródło: tvn24.pl, Corriere della Sera, Il Giorno, Il Messaggero
Źródło zdjęcia głównego: Pixabay (Public Domain)