Za złamanie zakazu grozi grzywna lub areszt. "Musimy mieć naprawdę dobry powód, dla którego jesteśmy na zewnątrz"

Za każdym razem, kiedy chciałbym wyjść z domu, muszę mieć ze sobą certyfikat, na którym na wypadek zatrzymania przez policję, muszę mieć napisane, skąd jestem, gdzie mieszkam, jaki jest powód mojego wyjścia - relacjonował w programie "Jeden na jeden" na antenie TVN24 Jakub Jodłowski, Polak mieszkający we Włoszech. Jak dodał, za złamanie obowiązujących zasad w związku z epidemią koronawirusa grozi mandat, a nawet areszt.

- Życie zmieniło się po weekendzie, kiedy całe Włochy zostały zmienione w czerwoną strefę. Teraz nie możemy wychodzić z domu, ja nie chodzę do pracy, tylko pracuję z domu - mówił Jakub Jodłowski z Conegliano, miasta położonego 45 kilometrów od Wenecji. 

Jak dodał, podoba mu się we Włoszech to, że choć prawie wszystkie sklepy są zamknięte, otwarte pozostają markety spożywcze, które "są przede wszystkim pełne". 

- Ten tydzień był znaczący. W tym tygodniu wszystko się zmieniło - powiedział pan Jakub zapytany, kiedy Włosi zrozumieli, że sytuacja jest naprawdę poważna. 

"Musimy mieć naprawdę dobry powód, dla którego jesteśmy na zewnątrz"

Na mocy obowiązującego od wtorku dekretu rządu w sprawie kroków w ramach walki z epidemią koronawirusa w całym kraju można przemieszczać się wyłącznie z ważnych powodów, uzasadnionych pracą, zdrowiem lub innymi potrzebami takimi, jak zrobienie zakupów. Za złamanie tych przepisów grozi kara do 206 euro lub trzymiesięczny areszt. 

- Za każdym razem, kiedy chciałbym wyjść z domu muszę mieć ze sobą certyfikat, na którym na wypadek zatrzymania przez policję, muszę mieć napisane, skąd jestem, gdzie mieszkam, jaki jest powód mojego wyjścia. Nie mogę swobodnie spacerować - mówił Polak. Jak dodał, "rząd nie zabrania wychodzenia z domu, ale zachęca, żebyśmy w nich pozostali".

- To nie jest areszt domowy, ale jesteśmy mocno zachęcani do tego, żeby siedzieć w domu. Przy zatrzymaniu policji musimy mieć naprawdę dobry powód, dla którego jesteśmy na zewnątrz - stwierdził. 

Tysiące kontroli i kary za złamanie dekretu

Jak podało włoskie MSW, do czwartku za złamanie dekretu ukarano 2162 osób. 35 ukarano za złożenie fałszywych oświadczeń dotyczących powodu wyjścia z domu. Kontroli poddanych zostało do czwartku 106 tysięcy ludzi. Resort spraw wewnętrznych poinformował, że przeprowadzono również prawie 19 tysięcy kontroli w placówkach handlowych, gdzie sprawdzono przestrzeganie przepisów obowiązujących w związku z kryzysem epidemiologicznym.

Wykroczenia polegały m.in na wzięciu udziału w procesji pogrzebowej, niezamknięciu lokalu po godzinie policyjnej (18.00) oraz przemieszczaniu się między miastami bez specjalnego certyfikatu, który pozwala obywatelom na podróż z uprzednio zatwierdzonego przez władze powodu. 

W środę miejscowe media podały, że policja ukarała 51-letniego Peruwiańczyka w Rzymie, grupę pięciu mężczyzn w Mantui i 17-latka w Mediolanie, który wyszedł z domu, by zobaczyć się ze swoją dziewczyną. Nastolatkowi zarzucono, że przemieszczał się po mieście bez "ważnego powodu". W internecie pojawiło się także nagranie z Neapolu, na którym funkcjonariusze włoskiej policji krzyczą na starszego mężczyznę siedzącego na ławce, nakazując mu, by udał się do domu. 

Włosi zwracają jednak uwagę, że dekret, który we wtorek wydał premier Giuseppe Conte nie nakłada bezwzględnego zakazu wychodzenia na zewnątrz. 

Włochy są najbardziej dotkniętym epidemią koronawirusa państwem w Europie. Do tej pory zanotowano tam ponad 15 tysięcy zakażeń i ponad tysiąc zgonów na COVID-19. Jednocześnie około 1200 osób zostało wyleczonych. Na całym świecie potwierdzono prawie 135 tysięcy infekcji SARS-CoV-2, z czego ponad 80 tysięcy w Chinach.

Czytaj także: