Najpierw było tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi. Potem pojawił się koronawirus i zarządzono pierwszy lockdown. Zaczęło wtedy brakować jedzenia dla najuboższych. Teraz, podczas kolejnej fali epidemii, w Nepalu trwa walka o tlen. - Co dziesięć minut w Katmandu umiera jedna osoba na COVID-19. Jest gorzej niż w Indiach – przekonuje Magda Jungowska, która od pięciu lat mieszka na stałe w Nepalu. To już trzecia katastrofa w tym kraju, podczas której Polka pomaga miejscowym.
Magda Jungowska z dachu swojego domu widzi stupę Swayambhu. Sakralna budowla w kształcie bielonego wapnem kopca góruje nad doliną Katmandu. - Sama stupa trochę popękała w trakcie trzęsienia ziemi, ale pęknięcia nie były głębokie – tłumaczy, opowiadając o trzęsieniu ziemi z 2015 roku.
Rozsypały się jednak klasztor i świątynie wokół stupy. Od tego momentu wszystko się zaczęło.
"Największą różnicą między pandemią i trzęsieniem ziemi są relacje medialne"
- Jakoś tak naturalnie wyszło. Po prostu tu byłam i bez jakiegoś większego myślenia, pomóc czy nie pomóc – mówi pani Magda, chociaż w chwili trzęsienia była w indyjskim Kalimpongu, na krótkim wyjeździe z Nepalu.
Polka mogła zostać w Indiach, gdzie przez kilka lat studiowała buddyzm, ale półtora tygodnia później pierwszym dostępnym samolotem wróciła do Katmandu. Większość obcokrajowców leciała w drugą stronę – starając się uciec ze zniszczonego kraju, który wciąż przechodził silne wstrząsy wtórne.
- Kiedy znajdujesz się w sytuacji, w której widzisz, że ludzie naprawdę tego potrzebują, to zaczynasz coś robić. I tyle – dodaje z uśmiechem. Następne miesiące zeszły jej na dokumentowaniu zniszczeń wielkiej stupy i wyjazdach z pomocą do wiosek, które najbardziej ucierpiały w trzęsieniu. W wioskach brakowało jedzenia, a nawet brezentu dającego schronienie przed monsunowymi deszczami.
- Największą różnicą między pandemią i trzęsieniem ziemi są relacje medialne. Teraz mało o Nepalu słychać, chociaż sytuacja już w zeszłym roku była zła, a teraz jest dramatyczna – mówi, nawiązując do organizowania paczek żywnościowych dla rodzin w pobliżu stupy w 2020 roku podczas ogólnokrajowej kwarantanny. W Nepalu zamarło wtedy życie, stanęła gospodarka, a Nepalczycy mogli wychodzić do sklepów tylko w określonych godzinach. - W zeszłym roku, podczas wielu miesięcy lockdownu, brakowało jedzenia i było naprawdę ciężko, ale nikt o tym na świecie nie wiedział – zauważa Polka.
Gmina Swayambhu, wolontariusze oraz tacy darczyńcy jak Polka na początku lockdownu wydawali ciepłe posiłki. Kiedy jednak zaczęła rosnąć liczba przypadków, zmienili taktykę wydawania paczek. Jedna paczka z ryżem, cieciorką i suchym prowiantem kosztowała 1 tys. rupii (ok. 30 zł) i wystarczała dla jednej rodziny na tydzień. W zamian przedstawiciele rodzin wykonywali lekkie prace porządkowe w okolicy.
Jungowska nie ograniczyła się tylko do "swojej" okolicy i rozdawała paczki wśród niskich kast, w tym rodzin rzeźników, grupy niewidomych osób oraz seniorów z domu spokojnej starości.
"Z dnia na dzień przyszła fala z Indii"
Na przełomie roku liczba przypadków koronawirusa w Nepalu, tak samo jak w Indiach, znacząco spadła i społeczeństwa Azji oraz władze uznały, że jest już po pandemii. - Na początku tego roku wszystko było otwarte, Nepal zaczął wpuszczać turystów. Wydawało się, że sytuacja jest opanowana i dosłownie z dnia na dzień przyszła fala z Indii – tłumaczy. - A teraz, od kilku dni, jest już gorzej niż w Indiach – mówi. I dodaje: - W tej chwili w Katmandu co 10 minut umiera jedna osoba na COVID-19.
Według portalu statystycznego Ourworldindata.org stosunek pozytywnych do wszystkich przeprowadzonych testów wynosi w Nepalu już 45 procent, podczas gdy w Indiach około 20 procent. Tempo reprodukcji wirusa w Nepalu jest również najwyższe na świecie. Polka zwraca uwagę, że zarażonych w Nepalu jest o wiele więcej niż w oficjalnych statystykach. - Ludzie boją się przyznać do choroby. Widzę to wśród znajomych w Swayambhu, że nie chcą się testować – tłumaczy stygmatyzację covidu w społeczeństwie. - Dopiero jak sytuacja robi się krytyczna, jadą do szpitala – dodaje.
"The Kathmandu Post" podał w piątek, że szpitale w Katmandu przestały przyjmować pacjentów chorych na COVID-19. Nawet w prywatnych szpitalach, w tym specjalistycznej placówce Grande International, są poważne problemy z dostępnością tlenu.
Pokoje bez szafek, łóżka z "wstrętnymi materacami" i brak tlenu
Maggie Doyne, amerykańska działaczka nagrodzona przez CNN za pracę na południu Nepalu, powiedziała, że sytuacja na granicy z Indiami jest znacznie gorsza niż w dolinie Katmandu. Zainfekowani lekarze i pielęgniarki pracują w szpitalach, bo nie ma kto ich zastąpić. Codziennie umierają tam pacjenci, dla których zabrakło tlenu. - Dlatego pracujemy nad otwarciem ośrodków kwarantanny dla osób, które są pozytywne, ale nie powinny wrócić do domów – mówi Jungowska, pokazując świeżo przekształconą na oddział izolacyjny szkołę Anandakuti w Swayambhu.
W małych pokojach bez szafek i stolików stoją tylko łóżka, z - jak mówi Polka - "wstrętnymi" materacami. Jedna łazienka ma służyć wielu pacjentom. - To nie jest najlepsze rozwiązanie, ale takie są warunki – przyznaje. - Izolowane osoby nie mogą wrócić do swoich domów. Ludzie mieszkają tu na małej przestrzeni i nie mają jak się izolować. Po prostu zarażają swoje rodziny – podkreśla.
Do ośrodka, gdzie może przebywać 50 pacjentów, zaprosił Jungowską Jeevan Ram Shrestha, polityk rządzącej partii mieszkający w tej okolicy oraz Ishwor Man Dangol z gminy Swayambhu. - Działa już kuchnia, są pokoje dla personelu medycznego, ale nie ma sprzętu – mówi Polka.
Potrzeba przede wszystkim koncentratorów tlenu – mniejsze, stosowane w łagodnych przypadkach, kosztują obecnie w Nepalu ok. 110 tys. rupii (ok. 3,5 tys. zł), ale większe, w cięższych przypadkach, już ok. 475 tys. rupii (ok. 15 tys. zł). Ceny sprzętu medycznego jednak szybko rosną. - Mały koncentrator właśnie kupujemy, bo na koncie fundacji jest około czterech tysięcy złotych na ten cel. Oprócz tego kupujemy odzież ochronną, rękawiczki i maski – tłumaczy Magda Jungowska, która w 2017 roku założyła w Polsce Fundację "White Grain". W piątek rozpoczęła zbiórkę. - Potrzebujemy koncentratorów tlenu i cylindrów, masek, a nawet środków czystości i mydła – tłumaczy.
Na początku maja Polska wysłała do sąsiednich Indii samolot z 1,5 tony sprzętu medycznego. - To dużo! Nepal też takiej pomocy potrzebuje, cały samolot rozwiązałby wiele problemów – apeluje.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Magdalena Jungowska