Chińskie miasto Kanton, stolica prowincji Guangdong, dwa miesiące po ogłoszeniu najwyższego alertu epidemicznego wraca do normalności. Wszystkie jego dzielnice uznawane są już za strefy niskiego ryzyka, większość firm i restauracji w tym regionie wznowiło działalność. Mieszkańcy wciąż jednak chodzą w maseczkach i unikają zgromadzeń.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Pod koniec stycznia władze Chin podjęły bezprecedensową decyzję o zamknięciu miasta Wuhan, by powstrzymać szerzenie się wirusa w kraju. Liczba infekcji zaczęła jednak rosnąć również w innych regionach, w tym w prowincji Guangdong na południu kraju.
W Kantonie, stolicy tej prowincji, władze poleciły ludziom, aby nie wychodzili bez potrzeby z domów, nie odwiedzali się wzajemnie i unikali zgromadzeń, a w miejscach publicznych zawsze nosili maseczki ochronne. Niemal doszczętnie opustoszały szerokie ulice i przestronne place 14-milionowego miasta, jednego z najważniejszych ośrodków handlu zagranicznego Chin.
Obok noworocznych dekoracji, na osiedlach pojawiły się czerwone banery zachęcające do przestrzegania reguł kwarantanny. "Wirus to rozkaz, przeciwdziałanie epidemii to obowiązek" - głosił jeden z nich.
Noworoczna przerwa w pracy została przedłużona, a większości firm zakazano wznawiania działalności. Przełożono również termin wznowienia nauki w szkołach. Czynne pozostały supermarkety, sklepy należące do dużych sieci i apteki. Choć pojawiały się chwilowe niedobory warzyw czy mięsa, szybko je uzupełniano. Przez długi okres w aptekach brakowało natomiast maseczek ochronnych i środków dezynfekcji.
"Zarządzanie zamknięte" na osiedlach mieszkaniowych
By egzekwować przestrzeganie reguł, chińskie władze stosowały zarówno rozbudowany system nadzoru elektronicznego, jak i bardziej tradycyjne metody. Na początku lutego, gdy rząd centralny wezwał do zacieśnienia kontroli epidemicznej na poziomie lokalnym, w ciągu kilku dni osiedla mieszkaniowe w wielu miastach kraju wprowadziły "zarządzanie zamknięte", czyli skrupulatne kontrole wszystkich wchodzących i wychodzących.
NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE O KORONAWIRUSIE. RAPORT TVN24.PL >>>
W Kantonie na ulicach i wejściach do osiedli pojawiły się barykady, sklecone naprędce z drabin, śmietników, krzeseł, bambusowych kijów i mioteł, niektóre z drutem kolczastym. Przy otwartych przejściach ustawiono strażników lub pracowników społecznych z Komunistycznej Partii Chin, by mierzyli wchodzącym temperaturę i zabraniali wstępu obcym. Te środki, oparte na podziale miasta na małe kwadraty, obowiązują do dziś.
Model "zarządzania zamkniętego" różnił się w zależności od miejsca. Na przykład w liczącym dziewięć milionów mieszkańców mieście Wenzhou w prowincji Zhejiang z osiedli pozwalano wychodzić tylko jednej osobie z każdej rodziny, raz na dwa dni.
Kanton obniżył alert epidemiczny
W Kantonie zakazano jedzenia w restauracjach, pozostawiając jedynie możliwość zamawiania posiłków z dowozem. By uspokoić klientów, lokale wpisywały na paragonach temperaturę ciała kucharzy i kurierów, którzy dostarczali dania. Decyzją władz zamknięto również większość targów towarowych i hurtowni oraz odwołano lub przełożono wszystkie imprezy targowe.
Przez cały czas mieszkańcy Kantonu uważnie śledzili najnowsze doniesienia i bilanse zakażeń. Gdy w lutym przez jeden dzień w mieście nie wykryto żadnej nowej infekcji, mimo ostrzeżeń i zakazów w opuszczonych parkach znów pojawili się seniorzy, grający w karty i chińskie szachy. - Zero zakażeń w Kantonie, Chiny są bezpieczne. Mamy maseczki - mówił jeden z nich, pośpiesznie naciągając maseczkę na twarz.
Obecnie władze twierdzą, że epidemia w kraju została opanowana. Kanton obniżył alert epidemiczny, a wszystkie jego dzielnice uznawane są już za strefy niskiego ryzyka. Firmy wznowiły działalność, a restauracje znów mogą przyjmować klientów, choć dla bezpieczeństwa sadzają ich w odpowiednich odstępach. Niektóre lokale zapisują dane kontaktowe klientów, by zlokalizować ich na wypadek wykrycia infekcji.
Od kilku tygodni większość potwierdzanych przez chińskie władze nowych zakażeń wykrywanych jest wśród osób przybywających z zagranicy. Choć według chińskiego MSZ 90 procent z tych przypadków dotyczy powracających do kraju Chińczyków, to jednak w chińskim społeczeństwie pojawił się strach przed cudzoziemcami. Obywatele krajów najbardziej dotkniętych epidemią coraz mocniej skarżą się na stygmatyzację.
Autorka/Autor: pp
Źródło: PAP