Tragedia w Seulu. Impreza z okazji Halloween zmieniła się w prawdziwy koszmar. "To były sceny jak z wojny"

Źródło:
tvn24.pl, BBC, CNN, Reuters

Rośnie liczba ofiar wybuchu paniki, do którego doszło podczas imprezy halloweenowej. Świadkowie tragicznych scen, do których doszło w Seulu opowiadają, że ulice słynącej z nocnego życia dzielnicy Itaewon w pewnym momencie "przypominały ekstremalnie zatłoczone metro". - Ludzie zaczęli się klinować, nie mogli oddychać - relacjonują ocalali w rozmowach z dziennikarzami. Dodają, że akcja ratownicza była chaotyczna.

W niedzielę po godzinie 10 czasu koreańskiego (około 2 w nocy czasu polskiego) koreańskie służby przekazały, że bilans wybuchu paniki w Seulu to ponad 150 osób zmarłych. Służby donoszą, że w większości to młode kobiety w wieku od 20 do 30 lat. 

Dziennikarze BBC raportują, że Halloween nie jest szczególnie popularnym świętem w Korei Południowej, ale w sobotę wieczorem Koreańczycy mogli po raz pierwszy od wybuchu pandemii imprezować bez konieczności używania maseczek ochronnych. Na ulicach zaroiło się od młodych ludzi ubranych w halloweenowe kostiumy. Wielu chciało bawić się w najpopularniejszej dzielnicy imprezowej - Itaewon. 

Morze ludzi

Świadkowie cytowani przez CNN opowiadają, że jeszcze przed wybuchem paniki przemieszczanie się po dzielnicy było bardzo trudne. - Wystarczyło, że kilka osób chciało iść na lewą stronę, a ludzie z prawej strony ulicy na lewą. Osoby w środku były naciskane, nie mogły się komunikować ani nawet oddychać - mówi Sung Sehyun, świadek tragedii. 

- Widziałem duże tłumy z okazji Bożego Narodzenia i pokazów fajerwerków, ale czegoś takiego jeszcze nie było. Tłumy były dziesięciokrotnie większe, niż kiedykolwiek - opowiada inny świadek Park Jung-Hoon w rozmowie z agencją Reutera.

Uwięzieni

Koreańskie służby o godzinie 22.24 otrzymały pierwsze sygnały o osobach stratowanych w tłumie.

- Piłem drinka, kiedy przyszedł do mnie znajomy i powiedział, że na zewnątrz dzieje się coś strasznego. Wyszedłem zobaczyć. Na ulicy ludzie przeprowadzali reanimację tych, którzy zostali stratowani - mówi jeden ze świadków.

Kim, jeden z ocalałych relacjonuje, że wielu ludzi upadło i przewróciło się "jak domino" po tym, jak zostali popchnięci przez innych. Dodaje, że był wśród uwięzionych w tłumie przez około półtorej godziny. Inny ocalały, Lee Chang-kyu, twierdzi, że widział pięciu, sześciu mężczyzn popychających innych, którzy zaczęli upadać.

W wywiadzie dla kanału informacyjnego YTN, Hwang Min-hyeok, gość w Itaewon, powiedział, że szokujący jest widok rzędów ciał w pobliżu hotelu. Jego zdaniem służby ratunkowe nie były w stanie pomóc wszystkim i nie nadążały z reanimacją ofiar. Inny ocalały, w wieku 20 lat, wspominał, że uniknął stratowania dzięki temu, że udało mu się dostać do baru, którego drzwi były otwarte - podała agencja informacyjna Yonhap. Dwudziestoletnia kobieta o nazwisku Park powiedziała agencji, że ona i inni stali z boku alejki, podczas gdy znajdujący się w jej środku nie mieli szans ucieczki.

- To były sceny jak z filmu. Albo jak z wojny. Ratownicy wykonywali resuscytację to tu, to tam. Ludzie biegali, nic nie było kontrolowane, to był czysty chaos - opowiada 21-letni Jung-Hoon.

Ostrzeżenia na telefony komórkowe

Koreańskie służby - jak przekazują dziennikarze BBC - w pewnym momencie starały się przekazać jasny sygnał, żeby uczestnicy imprezy kierowali się do domów. Na każdy telefon komórkowy w dystrykcie Yongsan przekazano polecenie jak najszybszego opuszczenia okolicy hotelu Hamilton w Itaewon, gdzie doszło do tragedii.

Autorka/Autor:

Źródło: tvn24.pl, BBC, CNN, Reuters