Nie mogę ukryć swojego zaskoczenia tak ignoranckimi i głupimi uwagami płynącymi z ust wiceprezydenta USA - stwierdziła wiceszefowa północnokoreańskiej dyplomacji Choe Son-hui, komentując niedawny wywiad Mike'a Pence'a. Jak dodała, przyszłość szczytu w Singapurze leży "całkowicie" po stronie Stanów Zjednoczonych.
Zajmująca się od dekady relacjami z USA Choe Son-hui potępiła wywiad wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a dla Fox News, w którym ocenił, że Korea Północna "może skończyć jak Libia".
W artykule opublikowanym przez agencję informacyjną KCNA stwierdziła, że wiceprezydent wygłosił w ostatnich dniach "niepohamowane i zuchwałe uwagi". Zdaniem wiceminister, Pence jest "polityczną marionetką", skoro porównuje Koreę Północną, "mocarstwo atomowe, do Libii, która jedynie zainstalowała kilka urządzeń i obnosiła się z nimi".
W ostatnich dniach również prezydent Donald Trump zapewniał, że Waszyngton nie dąży do "libijskiego modelu" rozbrojenia nuklearnego Korei Północnej. Nawiązywał w ten sposób do historii libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego, który w 2003 roku zgodził się porzucić ambicje atomowe, a osiem lat później zginął z rąk wspieranych przez Zachód rebeliantów.
Od tego czasu Libia pogrążona jest w chaosie. O kontrolę nad państwem walczą dwa rządy, a każdy z nich ma wsparcie swych własnych milicji. W kraju działają też islamscy bojownicy mający powiązania z Państwem Islamskim i Al-Kaidą.
Pjongjang ostrzega przed "nuklearną konfrontacją"
Wiceszefowa północnokoreańskiej dyplomacji ostrzegła przed możliwą "nuklearną konfrontacją", jeśli dyplomacja zawiedzie.
- Nie będziemy błagać Stanów Zjednoczonych o dialog ani nie będziemy przekonywać, jeśli nie będą chcieli usiąść (do rozmów) z nami - powiedziała wiceminister i dodała, że może zasugerować, by Kim Dzong Un przemyślał swój udział w szczycie zaplanowanym na 12 czerwca w Singapurze, jeśli Stany Zjednoczone urażą Koreę Północną.
- To, czy USA spotkają się z nami przy stole, czy zmierzą z nami w nuklearnej konfrontacji (ang. nuclear-to-nuclear showdown), zależy całkowicie od decyzji i zachowań Stanów Zjednoczonych - zaznaczyła.
Wcześniej Korea Północna groziła, że może odwołać historyczny szczyt Kima z prezydentem USA Donaldem Trumpem w związku z wypowiedziami doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego amerykańskiego prezydenta Johna Boltona. Ocenił on, że Korea Północna musi najpierw przeprowadzić denuklearyzację, zanim będzie mogła liczyć na jakąkolwiek gratyfikację ze strony USA.
Waszyngton żąda całkowitej i nieodwracalnej denuklearyzacji Pjongjangu.
Trump: bez szczytu "też OK"
Prezydent Trump powiedział we wtorek, że jego spotkanie z przywódcą Korei Północnej może się opóźnić. Trump dodał, że "byłoby wspaniale", gdyby doszło do szczytu, ale zastrzegł, że spełnione muszą zostać pewne warunki. W przeciwnym razie - jak ostrzegł - "nie będziemy mieli spotkania". Podkreślił, że "musi dojść do denuklearyzacji" Korei Północnej. Dodał, że jeśli nie dojdzie do tego szczytu, "to też będzie OK".
Trump wypowiedział się w ten sposób przed spotkaniem w Białym Domu z prezydentem Korei Południowej Mun Dze Inem, który przybył do Waszyngtonu, by omówić strategię negocjacji z Koreą Północną przed szczytem w Singapurze. Prezydent USA zauważył, że przygotowania do szczytu będą kontynuowane, a on wierzy, że Kim "poważnie" myśli o rezygnacji z broni jądrowej.
Autor: mm//kg / Źródło: BBC, PAP