- Wzięłam podręczniki szkolne, piórniczek, który kupiła mi mama, bo ona uwierzyła w zapewnienia, że ja otrzymam edukację. To było kłamstwo, a ja nigdy więcej nie zobaczyłam ani moich książek, ani niczego, co dała mi mama - opowiada Maureen Sullivan.
Tam, gdzie ona - do instytucji prowadzonej przez siostry - trafiały sieroty, dziewczynki z wielodzietnych biednych rodzin, młode niezamężne matki. Przyprowadzali je krewni, parafialni księża i opieka społeczna.
Dostawały nowe imiona
Od progu nadawano im nowe imię, ścinano włosy, ubierano w uniform i prowadzono do pralni, gdzie pracowały siedem dni w tygodniu. Za darmo.- To było gorsze niż więzienie. Nie wolno nam się było odzywać przez cały dzień. Pracowałyśmy ciężko fizycznie do utraty tchu, potem był lichy posiłek - wspomina lata mordęgi Mary Smyth.
Rząd się przyznał
Przez lata władze Irlandii i Kościół katolicki wypierały się odpowiedzialności za to, co działo się w przytułkach. Argumentowano, że na przemoc fizyczną i psychiczną nie ma dowodów.17 lat po zamknięciu ostatniego przytułku irlandzki rząd opublikował pierwszy oficjalny raport w tej sprawie. Przyznaje w nim, że za przymusową niewolniczą pracę ponad 10 tys. kobiet odpowiedzialne jest również państwo. - To pierwszy krok - mówią wychowanice magdalenek. Teraz będą mogły walczyć o odszkodowania.
Państwo przeprosiło, lecz Kościół do tej pory milczy.
Autor: twis / Źródło: tvn24.pl