Północnokoreański dyktator pochylił się nad stanem chińskich turystów, których autobus miał wypadek na drodze w Korei Północnej. 32 osoby zginęły, kiedy pojazd spadł z mostu. Chiny są kluczowym sojusznikiem dyktatury, a Chińczycy stanowią ponad 80 procent ruchu w północnokoreańskiej turystyce. Wypadek jest więc na tyle poważną sprawą, że skłoniła Kim Dzong Una do odwiedzin w szpitalu.
"To wydarzenie napełniło jego serce gorzkim żalem. Nie mógł opanować swojego smutku, kiedy myślał o rodzinach ofiar" - przekazała reżimowa agencja prasowa. Podczas odwiedzin w szpitalu dyktator kraju, który według agencji ONZ więzi i okrutnie morduje w obozach pracy tysiące swoich obywateli, miał wyrazić "głębokie współczucie" dla ofiar.
Z informacji podawanych przez północnokoreańskie media wynika, iż wypadek autobusu przeżyło tylko dwoje obywateli Chin. Mają być w ciężkim stanie. To ich odwiedził w szpitalu Kim, który na tę okazję włożył lekarski fartuch. Po wizycie w szpitalu Kim spotkał się z chińskim ambasadorem w Korei Północnej i osobiście przekazał mu wyrazy "głębokiego współczucia". Zaangażowanie dyktatora pokazuje znaczenie Chin i turystów z tego kraju. Bez wsparcia politycznego i gospodarczego Pekinu dyktatura północnokoreańska znalazłaby się w bardzo ciężkiej sytuacji.
Chińscy turyści są istotnym źródłem dewiz. Według szacunków organizacji z Korei Południowej, stanowią około 80 procent wszystkich odwiedzających Koreę Północną, co czyni ich filarem tamtejszego przemysłu turystycznego, który ma generować 44 miliony dolarów rocznie.
Autor: mk\mtom / Źródło: Reuters, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KCNA/EPA