|

Jak z "dziwnego odludka" zrobiono dyktatora

Kim Dzong Un na konnej wyprawie wokół góry Pektu, "duchowej ojczyzny" rodu
Kim Dzong Un na konnej wyprawie wokół góry Pektu, "duchowej ojczyzny" rodu
Źródło: KCNA

Dorastający w luksusach, edukowany w Szwajcarii, otoczony przez dwór pochlebców i służących, Kim Dzong Un od dzieciństwa żył w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym. Jego ojciec Kim Dzong Il już w kilkulatku zobaczył cechy, które miały uczynić z niego Wielkiego Następcę. Jak wychowywano przyszłego dyktatora? Co sprawiło, że w wieku 27 lat stał się najmłodszym przywódcą państwa na świecie, pokonując w rywalizacji o sukcesję starszych braci? Trzeci Kim kończy właśnie 40 lat. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

To były ósme urodziny Kim Dzong Una. Do sali balowej rządowego ośrodka w Wonsanie nie zaproszono dzieci, przybyło za to starannie wyselekcjonowane grono dygnitarzy państwowych. Jubilat, ubrany w czarny garnitur i muszkę, przyjmował od nich okazałe bukiety. Na białych obrusach, wśród wyrafinowanych przysmaków, leżały kartki z tekstem napisanej specjalnie na tę okazję pieśni. Po wzniesieniu toastu goście chórem ją odśpiewali: "Marsz, marsz, marsz, to kroki generała Kima (…) ku świetlistej przyszłości prowadzą". Dla zebranych stało się oczywiste, że temu trzymanemu w ukryciu dzieciakowi nawet wysoko postawieni urzędnicy muszą się nisko kłaniać i słuchać jego rozkazów. A ośmiolatek już przywykł do ich wydawania. 

Mały generał z koltem przy boku 

Urodzony 8 stycznia 1984 roku, trzeci uznany syn Kim Dzong Ila i jednej z jego licznych kobiet, tancerki Ko Yong Hui, spędzał dzieciństwo za wysokimi murami rządowego ośrodka w Pjongjangu, a ciepłe miesiące w posiadłości Kimów w Wonsanie, kurorcie uchodzącym za "St. Tropez północnokoreańskich elit".  

Przyszły Wielki Następca otoczony był kucharzami, służbą, ochroniarzami i prywatnymi nauczycielami. Jedynym dzieckiem, z jakim mógł się bawić, był jego starszy o dwa lata brat Kim Dzong Czol. Chłopcom niczego nie brakowało. Mieli do dyspozycji najnowcześniejsze telewizory, komputery, gry wideo, automat do pinballa, hałdy klocków Lego i stosy zagranicznych zabawek. Kim Dzong Un dostał nawet od ojca prawdziwy samochód, zmodyfikowany tak, by mógł go prowadzić siedmiolatek. A także prawdziwy pistolet, colta kaliber 45, który zaczął nosić przy boku, gdy miał 11 lat.  

W rodzinnych rezydencjach były doskonale wyposażone sale kinowe, w których można było oglądać hollywoodzkie nowości. W kuchniach przyrządzano homary i ostrygi. Mali Kimowie nosili szyte na miarę ubrania z brytyjskich tkanin. Na wyjątkowe okazje Kim Dzong Un ubierany był jednak w wojskowy mundurek: oliwkowy, ze złotymi guzikami i czerwonymi lamówkami, do tego oficerska czapka i cztery generalskie gwiazdki na pagonach. Miał wyglądać jak mały generał.  

Kim Dzong Un jako mały generał. Portret wyświetlono podczas jego pierwszego spotkania - już jako przywódcy KRLD - z żołnierzami sił powietrznych Północy
Kim Dzong Un jako mały generał. Portret wyświetlono podczas jego pierwszego spotkania - już jako przywódcy KRLD - z żołnierzami sił powietrznych Północy
Źródło: KCNA

Przyszły Wielki Następca mógł pływać w ogromnych basenach, jeździć na nartach wodnych i strzelać na prywatnych strzelnicach. W otaczających rodzinne domy ogrodach sztuczne wodospady wpadały do sztucznych jezior, w klatkach trzymano niedźwiedzie i małpy, a teren był tak rozległy, że dzieci poruszały się po nim meleksami. Przy brzegu morza w zadaszonym doku stały jachty i tuzin skuterów wodnych. Wielką pasją Kim Dzong Una była koszykówka, miał więc też własne boisko do gry. Gdy życzył sobie rozegrać mecz, dowożono mu starannie wyselekcjonowane dzieci. Kim potem drobiazgowo analizował ich grę, besztając z satysfakcją tych, którzy nie spisali się na boisku. 

W tym czasie w Korei Północnej upadł system dystrybucji żywności, który miał każdemu zapewnić dziennie trzy miski ryżu. Nie rozdawano już nawet mieszanki ziaren ani jesiennego przydziału kapusty na kimchi - jedynego warzywa dostępnego podczas długich zim. Barbara Demick w książce "Światu nie mamy czego zazdrościć" pisze, że Koreańczycy własnoręcznie robili teraz wnyki do łapania drobnych zwierząt, na balkonach wieszali siatki na wróble, przyrządzali pokarm z żołędzi i słodkiej miazgi wydobywanej spod kory sosen. Klęska głodu, która zaczęła się w 1995 roku, według szacunków mogła przynieść nawet dwa miliony ofiar śmiertelnych. Ulice zapełniały się bezdomnymi dziećmi, które przypominały żywe szkielety. Nazywano je "wróbelkami kwiatówkami", bo szukając jedzenia, żywiły się nasionami kwiatów. Polowały też na szczury albo wydłubywały pojedyncze ziarna kukurydzy z krowich odchodów. Zdarzały się przypadki kanibalizmu. Władze eufemistycznie nazywały ten czas "marszem pełnym trudów". 

Kim Dzong Un prawdopodobnie nie był świadomy tego, co się dzieje w kraju. Ukryty za murami rezydencji, do których prowadziły dobrze strzeżone pięciometrowe żelazne bramy, miał kontakt wyłącznie z zaufanymi ludźmi. Wśród nich był japoński kucharz Kenji Fujimoto. To on po latach opowiadał dziennikarce Annie Fifield, autorce książki "Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una", o małym Kimie. Zatrudniony jako szef kuchni, otrzymał również polecenie, by dotrzymywać towarzystwa samotnemu chłopcu. Przyszły przywódca Korei Północnej dorastał na jego oczach. Fujimoto mówił między innymi o pasji małego Kima do maszyn, zwłaszcza modeli samolotów i okrętów. Kilkulatek za wszelką cenę chciał zrozumieć, jak działają. Rozkładał je, składał, eksperymentował, a gdy coś mu nie wychodziło, potrafił w środku nocy wezwać do siebie inżyniera budowy okrętów.  

Kim Dzong Un w wieku kilku lat. Jego dwa zdjęcia z dzieciństwa pokazano w Korei Północnej dopiero wtedy, gdy stał się Umiłowanym Przywódcą
Kim Dzong Un w wieku kilku lat. Jego dwa zdjęcia z dzieciństwa pokazano w Korei Północnej dopiero wtedy, gdy stał się Umiłowanym Przywódcą
Źródło: KCNA

Z japońskim kucharzem chodził często na ryby. Gdy Fujimoto jakąś złowił, Kim Dzong Un przejmował jego wędkę i krzyczał: "To ja złapałem!". Bliskie relacje trudno jednak było nazwać przyjaźnią. Mały Kim dbał o to, by japoński kucharz znał swoje miejsce, wszak nienawiść do Japończyków była ważnym elementem koreańskiej tożsamości. Zwracał się więc do niego pogardliwie po nazwisku, choć starszy brat używał form grzecznościowych. By przypodobać się podopiecznemu, pewnego dnia Fujimoto zaproponował nazywanie go "towarzyszem generałem". Dziesięciolatek był zachwycony. - Od tego czasu wszyscy zwracali się do niego "towarzyszu generale" - opowiadał były szef kuchni Kimów. I dodawał, iż Wielki Przywódca "dorastał w przeświadczeniu, że jest kimś wyjątkowym". 

"Dziwny odludek" w szwajcarskiej szkole 

W 1977 roku Kim Ir Sen napisał "tezy o wychowaniu socjalistycznym". Przekonywał w nich, że "staranna edukacja polityczna i ideologiczna stanowi niezbędną podstawę, dzięki której naród odnosić będzie sukcesy w nauce, technice i kulturze fizycznej". Przedszkolanki czytały dzieciom fragmenty dzieł Słońca Narodu, maluchy musiały chórem powtarzać najważniejsze zdania, a wiele z nich znać na pamięć. Miłości do wodza i nienawiści do wrogów uczono na wszystkich lekcjach. Jak pisze Barbara Demick w swojej książce o codziennym życiu mieszkańców KRLD, w czytankach mnóstwo było opowieści o dzieciach dźganych bagnetami, palonych i polewanych kwasem przez "imperialistycznych bandytów". Na lekcjach matematyki rozwiązywało się zadania w stylu: "Trzej żołnierze Koreańskiej Armii Ludowej zabili trzydziestu żołnierzy amerykańskich. Jeśli każdy z nich zabił tylu samo żołnierzy, ilu Amerykanów zabił jeden żołnierz koreański?". Na lekcji muzyki uczyły się piosenki: "Amerykańskie zbiry to nasz wróg (…) wystrzelam ich buch, buch, buch". Podczas uroczystych akademii już przedszkolaki śpiewały: "Światu nie mamy czego zazdrościć". 

Dla Kim Dzong Una rodzice wybrali inną ścieżkę edukacji. Miał 12 lat, gdy w 1996 roku został wysłany do Berna, by rozpocząć naukę w Szwajcarii. Od dwóch lat przebywał tam już jego brat, Kim Dzong Czol. Obaj chłopcy zamieszkali w podmiejskiej dzielnicy z siostrą ich matki, ciotką Ko Yong Suk, i jej mężem Ri Gangiem. - Mieszkaliśmy w zwykłym domu, zachowywaliśmy się jak zwykła rodzina - opowiadała po latach Ko Yong Suk. 

Ale nie byli zwykłą rodziną. Oficjalnie wujostwo podawali się za rodziców chłopców, bo nawet władze szkoły, a tym bardziej uczniowie nie wiedzieli, kim są przybysze z Korei Północnej. Wujek Ri figurował w rejestrze pracowników ambasady KRLD jako kierowca. Wszyscy mieli fałszywe imiona, Kim Dzong Un przedstawiał się jako Pak Un. Mali Kimowie uczęszczali do International School of Berne, anglojęzycznej szkoły dla dyplomatów, gdzie czesne wynosiło ponad 20 tysięcy dolarów za rok. Nikogo nie dziwiło, że Pak Un przyjeżdża do szkoły limuzyną z szoferem, bo tak "dojeżdżało" wielu uczniów. Czego się uczył? Anna Fifield przejrzała podstawy programowe. Wśród omawianych zagadnień: prawa człowieka, prawa kobiet, rozwój demokracji, pokojowe rozwiązywanie konfliktów… 

Zza murów rządowych rezydencji synowie Kim Dzong Ila trafili do świata, który bardzo przypadł im do gustu. Wakacje spędzali na francuskiej Riwierze, ferie na nartach w Alpach Szwajcarskich, odwiedzali paryski Disneyland i włoskie kurorty. Kim Dzong Un spełnił swoje wielkie marzenie, oglądając z trybun mecz NBA w Paryżu, po którym zrobił sobie zdjęcie ze sławnym koszykarzem Kobe’em Bryantem. Ale po dwóch latach sytuacja synów Kim Dzong Ila nagle się zmieniła - wujostwo z niejasnych powodów zapakowali do taksówki trójkę własnych dzieci i udali się do ambasady USA, gdzie wystąpili o azyl. 

Aktualnie czytasz: Jak z "dziwnego odludka" zrobiono dyktatora

Dla Kim Dzong Una i jego brata trzeba było znaleźć naprędce inną rodzinę. Żeby uniknąć pytań, chłopców przeniesiono też do innej szkoły, tym razem rejonowej Schule Liebefeld Steinholzli. Jeszcze w 2009 roku w placówce wciąż wisiało na ścianie klasowe zdjęcie, na którym przyszły Wielki Następca stoi w środku ostatniego rzędu w ortalionowym dresie z okazałym napisem Nike i surowo patrzy w obiektyw.  Gdy po latach dziennikarze dotarli do dawnych uczniów, by wypytać ich o kolegę z Korei, usłyszeli o "dziwnym odludku", który zawsze chodził w dresach i nosił buty, o których inni mogli tylko marzyć - najnowszy model Nike Air Jordan za ponad 200 dolarów. Pamiętali też, że jako jedyny posiadał odtwarzacz minidysków i kolekcję filmów akcji z Jackiem Chanem, Jamesem Bondem i Jeanem-Claudem Van Damme’em. Uczył się przeciętnie. Anna Fifield dowiedziała się najwięcej od syna portugalskich imigrantów o imieniu Micaelo, który siedział w ławce z "Pak Unem". Zapamiętał go jako chłopca cichego, ale zarazem stanowczego i potrafiącego postawić na swoim. Nie miał zadatków na playboya ani imprezowicza. Nawet jako 15-, 16-latek nie bywał na dyskotekach, nie tykał alkoholu, unikał dziewczyn. 

Zniknął nagle, tak jak nagle się pojawił. Pewnego dnia w dziewiątej klasie po prostu nie przyszedł na lekcje i więcej go w szkole nie widziano. "Pak Un" zdradził tylko Micaelowi, koledze z ławki, że ojciec wezwał go z powrotem do kraju. Była wiosna 2001 roku.  

Ojciec i syn. Dopiero w 2010 roku zaczną pokazywać się razem publicznie
Ojciec i syn. Dopiero w 2010 roku zaczną pokazywać się razem publicznie
Źródło: KCNA/EPA/PAP

Starsi bracia wypadają z gry 

To, że trzeci syn Umiłowanego Przywódcy zostanie Wielkim Następcą, mogło budzić kontrowersje. Wszak sukcesja wedle tradycji powinna przypaść pierworodnemu Kim Dzong Namowi. Ale syn aktorki Song Hye Rim doprowadzał swojego ojca do szału, w kasynach, luksusowych hotelach i barach przepuszczając jego pieniądze. Los pierworodnego został przesądzony, gdy w maju 2001 roku został aresztowany na lotnisku w Japonii w towarzystwie dwóch kobiet i czteroletniego chłopca, który okazał się jego dzieckiem. Kim Dzong Nam podróżował, posługując się dominikańskim paszportem, pod chińskim imieniem Pang Xiong ("gruby miś"). Swoją podróż miał tłumaczyć pragnieniem odwiedzenia tokijskiego Disneylandu. Co gorsza, według japońskiej prasy syn Kim Dzong Ila odbył już wcześniej trzy sekretne wizyty w Japonii, gdzie spędzał czas w barach i "łaźniach" w towarzystwie pracownic seksualnych.  

Kim Jong Nam aresztowany na lotnisku w Tokio. Kolejne skandale z udziałem pierworodnego syna przesądziły o tym, że nie on przejął schedę po ojcu
Kim Jong Nam aresztowany na lotnisku w Tokio. Kolejne skandale z udziałem pierworodnego syna przesądziły o tym, że nie on przejął schedę po ojcu
Źródło: Yamaguchi Haruyoshi/Sygma via Getty Images

Po tym incydencie Kim Dzong Nam nie mógł już liczyć na sukcesję. Drugi w kolejce był Kim Dzong Czol, on jednak nigdy nie wykazywał ambicji. Był cichy, zamknięty w sobie, ojciec uważał go za zniewieściałego i nienadającego się do objęcia władzy. Całą nadzieję Kim Dzong Il pokładał już teraz w dobrze rokującym "małym generale". Kim Dzong Un musiał natychmiast wracać do kraju. 

Na co stać "towarzysza przywódcę" 

Cztery lata nauki w szwajcarskich szkołach nie wyglądałyby dobrze w biografii Wielkiego Następcy. Konieczne było szybkie stworzenie legendy, a nie bardzo było z czego. Szesnastolatek podjął więc studia na Uniwersytecie Wojskowym im. Kim Ir Sena, gdzie miał "wykazywać ogromny talent", "pouczać wykładowców", a nawet "o drugiej w nocy dzwonić do wysokich rangą urzędników, by udzielać im porad". To był zaczątek mitu, ale propagandyści musieli ostro zabrać się do pracy.

Kim Ir Sen dzięki zasługom podczas wojny stał się Legendarnym Partyzantem, Pogromcą Japończyków i Słońcem Narodu. Kim Dzong Il - playboy i sybaryta, który w czasach klęski głodu był największym na świecie nabywcą koniaku Hennessy Paradis, wydając na to rocznie milion dolarów - został wyposażony w opowieść o samotnej gwieździe i podwójnej tęczy nad górą Pektu, które miały zwiastować jego narodziny. Grunt pod jego sukcesję przygotowywany był przez dwie dekady, zadbano więc o odpowiedni przebieg kariery w strukturach partii i liczne awanse. W przypadku trzeciego Kima nie było tyle czasu. 

Działania przyśpieszyły w 2008 roku, gdy Umiłowany Przywódca doznał rozległego wylewu. Pięć miesięcy później oficjalnie powiadomił najwyższe władze wojskowe i cywilne, że na swojego następcę wyznaczył Kim Dzong Una. Teraz trzeba było przygotować na to naród. W mediach coraz częściej rozbrzmiewał więc marsz "Kroki", który powstał specjalnie na ósme urodziny Wielkiego Następcy. Tekst mieli znać na pamięć wszyscy mieszkańcy Korei Północnej: "Marsz, marsz, marsz, to kroki generała Kima (…) ku świetlistej przyszłości prowadzą" - rozbrzmiewało w przedszkolach, szkołach i zakładach pracy. 

Telewizja prezentuje Wielkiego Następcę, wrzesień 2010 roku
Telewizja prezentuje Wielkiego Następcę, wrzesień 2010 roku
Źródło: Seokyong Lee/Bloomberg via Getty Images

Jeden z uciekinierów, z którymi rozmawiała Anna Fifiled, opowiadał: - Powtarzano nam, jak wspaniały jest "towarzysz naczelnik", i że powinniśmy nauczyć się tej piosenki. Wiedzieliśmy, że to on zostanie przywódcą po Kim Dzong Ilu, ale poza tym w ogóle go nie znaliśmy. Nie mieliśmy pojęcia, jak wygląda ani ile ma lat. Wiedzieliśmy tylko, że jest wspaniały.  

Wielki Następca tymczasem w błyskawicznym tempie piął się po szczeblach kariery, zarówno cywilnej, jak i wojskowej, a wyspecjalizowane służby tworzyły wokół niego kult jednostki. Ulubionym tematem mediów stał się "czas historycznej zmiany warty". Coraz częściej pojawiały się - również na ulicznych plakatach - zdjęcia "towarzysza przywódcy", "chluby narodu", "spadkobiercy rodu Pektu", "gwiazdy porannej przyświecającej całemu krajowi". Koreańska Armia Ludowa została wyposażona w broszury pt. "Materiały do nauki o wspaniałości szacownego towarzysza generała Kim Dzong Una". Wśród jego niezwykłych czynów wymieniano m.in. to, że w wieku trzech lat z odległości stu metrów trafił z pistoletu w żarówkę, w wieku sześciu lat ujeżdżał najdziksze konie, a jako ośmiolatek prowadził samochód ciężarowy, mknąc nim po drogach z prędkością 130 kilometrów na godzinę.

Ale Kim Dzong Un musiał też już na serio pokazać, na co go stać, by wzmocnić swój autorytet. Nie brak głosów, że to on mógł opracować plan zatopienia w marcu 2010 roku południowokoreańskiej korwety Cheonan na Morzu Żółtym, kiedy to zginęło 46 marynarzy. Było to jedno z najkrwawszych zdarzeń ostatnich dekad w relacjach między obiema Koreami. W sierpniu Wielki Następca dołączył do ojca podczas podróży do Chin, gdzie został przedstawiony przyjaciołom i patronom reżimu. We wrześniu mianowano go czterogwiazdkowym generałem Koreańskiej Armii Ludowej, w następnych dniach obejmował wysokie stanowiska w kolejnych organach państwowych.

Kim Dzong Un już oficjalnie wskazany na następcę
Kim Dzong Un już oficjalnie wskazany na następcę
Źródło: KCNA/EPA/PAP

Odbył też z ojcem tournee po nowo wybudowanych mieszkaniach, gdzie pozdrawiali ich "szczęśliwi mieszkańcy", a w tle płynęły dźwięki przeboju "Gdzie jesteś, drogi generale?". Dzieci w szkole poznawały historie w stylu: gdy Kim Ir Sen poprosił wnuka, by przyniósł mu jabłko, ten kazał dać sobie szpadel i wykopał dla dziadka całą jabłonkę. Akademie ku czci Wielkiego Następcy przerywano okrzykami "niech żyje", ilekroć padało jego imię.  

NORTH KOREA
Kim Dzong Un i Kim Dzong Il na galowej uroczystości w 2010 roku.

Król swojego królestwa 

19 grudnia 2011 r. nadano komunikat o śmierci Kim Dzong Ila. Sześćdziesięciodziewięcioletni przywódca doznał rozległego zawału serca podczas podróży pociągiem. W kraju ogłoszono 10-dniową żałobę narodową, pogrążone w rozpaczy tłumy gromadziły się przy pomnikach. Pogrzeb wodza transmitowano w telewizji, a komentator nazywał śnieg "łzami, które spadły z niebios".  

Pogrzeb Kim Dzong Ila, 28 grudnia 2011 roku
Pogrzeb Kim Dzong Ila, 28 grudnia 2011 roku
Źródło: KCNA/EPA/PAP

Dwudziestosiedmioletni syn szedł za trumną, trzymając prawą dłoń na karawanie. Północnokoreańskie media uspokajały pogrążony w żałobie naród, że nie musi się niczego obawiać. Oto on, Kim Dzong Un, stał się "wodzem partii, wojska i ludu", by "błyskotliwie przejąć i dopełnić" dzieło swojego dziadka. Umiłowany Przywódca. Generał, Który w Chwale Zstąpił z Niebios. Przewodnia Gwiazda Dwudziestego Pierwszego Wieku. 

Anna Fifield, autorka książki "Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una", została zapytana w wywiadzie dla "The New Yorkera", na ile wychowanie i edukacja wpłynęły na to, jakim stał się przywódcą. "Kiedy został mianowany następcą ojca, wiele osób wierzyło, że stanie się reformatorem o otwartym umyśle, ponieważ dużo czasu spędził w Szwajcarii. Moim zdaniem było dokładnie odwrotnie. Ponieważ mieszkał w Szwajcarii i zobaczył, jak działa demokracja czy egalitaryzm, zdał sobie sprawę, że żyjąc gdziekolwiek indziej, byłby całkowicie normalnym, niezbyt wyjątkowym człowiekiem. Musiałby sam sobie radzić. To szwajcarskie doświadczenie wzmocniło jego postanowienie utrzymania systemu w nienaruszonym stanie, by mógł być nadal królem swojego królestwa" - odpowiedziała. 

Czytaj także: