Piloci boeinga, który rozbił się w Indonezji w październiku 2018 roku, do końca szukali w podręczniku wytłumaczenia, dlaczego samolot pochyla się w dół. Nie zdążyli znaleźć rozwiązania nim uderzył w wodę - podał w środę Reuters, powołując się na osoby znające zapisy z czarnych skrzynek. Według ekspertów katastrofa ta była "wyraźnie podobna" do wypadku samolotu tego samego typu, do którego doszło 10 marca w Etiopii.
Reuters powołuje się na trzy chcące zachować anonimowość osoby znające zapisy czarnych skrzynek indonezyjskiego boeinga 737 MAX 8 linii Lion Air, który rozbił się na morzu 29 października 2018 roku. Zginęło wówczas 189 osób.
Podobieństwa między obydwoma wypadkami spowodowały, że władze lotnicze lub sami przewoźnicy w marcu uziemili ten model samolotu. Boeing 737 MAX 8 i boeing 737 MAX 9 weszły do komercyjnego użytku niespełna dwa lata temu.
Piloci sprawdzają podręcznik
Śledczy badający październikową katastrofę w Indonezji sprawdzają obecnie między innymi, w jaki sposób komputer pokładowy powodował obniżanie dziobu maszyny w oparciu o błędne informacje z czujników oraz czy piloci posiadali dostateczne wyszkolenie, by właściwie zareagować w sytuacji awaryjnej.
Piloci maszyny Lion Air po raz pierwszy zgłosili służbom kontroli lotniczej "problem z kontrolą lotu" zaledwie dwie minuty po starcie z Dżakarty. Wstępny raport z wypadku, który ukazał się w listopadzie 2018 roku, nie precyzował, czego dotyczył ten problem. Według jednego z rozmówców Reutersa zgłoszenie dotyczyło jednak prędkości lotu, drugi rozmówca zaś dodaje, że problem pojawił się jedynie na przyrządach kapitana, podczas gdy po stronie pierwszego oficera wskazania były poprawne.
Jak twierdzi agencja, kapitan poprosił wówczas, by pierwszy oficer sięgnął po podręcznik użytkowania maszyny, w którym znajdują się wskazówki dotyczące postępowania w sytuacjach nietypowych.
Przez kolejnych dziewięć minut lotu w kabinie pilotów wybrzmiewał komunikat ostrzegający o utracie siły nośnej przez samolot. Maszyna w tej sytuacji automatycznie reaguje pochylając dziób do dołu. Kapitan boeinga starał się podnieść maszynę, jednak komputer, wciąż błędnie wskazujący utratę siły nośnej, kontynuował automatyczne pochylanie dziobu.
Zwykle, jak zauważa Reuters, system zapobiegający przeciągnięciu (utracie siły nośnej poprzez zbyt gwałtowne wznoszenie się) stara się w ten sposób wyrównać lot i sprawić, by maszyna leciała na stałej wysokości. - Oni (piloci) wydawali się nieświadomi, że system kierował ich w dół - powiedział jeden z rozmówców agencji. - Myśleli tylko o prędkości i wysokości, to było jedyne, o czym rozmawiali - zaznaczył.
"Sytuacja kończącego się czasu"
Obydwaj piloci, według źródeł Reutersa, przez większość lotu pozostawali spokojni. Niedługo przed rozbiciem się 31-letni kapitan poprosił drugiego oficera o przejęcie sterów, aby móc samemu poszukać w podręczniku rozwiązania problemu.
Około minuty przed tym, jak maszyna zniknęła z radarów, kapitan poprosił służbę kontroli ruchu lotniczego o zgodę na obniżenie lotu do wysokości pięciu tysięcy stóp (około 1500 metrów), na co uzyskał zgodę.
Według rozmówców agencji, w czasie gdy kapitan bezskutecznie szukał w podręczniku właściwej procedury, pierwszy oficer nie był w stanie kontrolować samolotu. Z zapisu czarnych skrzynek wynika, że w ostatniej fazie lotu drugi oficer słabiej ciągnął do siebie wolanty, próbując wznieść maszynę, niż robił to wcześniej kapitan.
- To jest jak test, w którym masz 100 pytań i gdy czas się kończy, odpowiedziałeś tylko na 75 - mówi jedno ze źródeł. - Więc panikujesz. To sytuacja kończącego się czasu - dodaje.
Wszyscy trzej rozmówcy Reutersa poinformowali, że pochodzący z Indii kapitan boeinga w ostatnich sekundach lotu zachował milczenie. Drugi oficer, pochodzący z w większości muzułmańskiej Indonezji, powiedział z kolei "Allah Akbar", czyli po arabsku "Bóg jest wielki".
Boeing: istnieje procedura
Reuters podkreśla, że to pierwszy raz, gdy upubliczniona została treść zapisu rozmów z kabiny pilotów tragicznego lotu linii Lion Air z października 2018 roku. Agencja nie miała bezpośredniego dostępu do danych z czarnych skrzynek, bazowała jedynie na informacjach przekazanych przez swoich rozmówców.
Rzecznik Lion Air odmówił komentarza, podkreślając, że wszystkie informacje przekazane zostały śledczym. Podobnie komentarza odmówiła firma Boeing, powołując się na trwające dochodzenie w sprawie katastrofy.
Producent samolotu oświadczył jednak, że istnieje udokumentowana procedura radzenia sobie w opisywanej sytuacji. Z listopadowego raportu po katastrofie wynika, że ten sam problem na pokładzie boeinga 737 MAX 8 napotkała dzień wcześniej, 28 października 2018 roku, także inna załoga indonezyjskich linii. Wówczas jednak piloci poradzili sobie z nim, trzykrotnie sprawdzając działanie urządzeń pokładowych. Nie przekazali jednak następnej załodze wszystkich informacji na temat problemów, których doświadczyli podczas lotu.
Przyczyny październikowej katastrofy maszyny Lion Air nie zostały jeszcze ostatecznie ustalone.
Aktualizacja oprogramowania
Amerykański koncern lotniczy Boeing planuje tymczasem najszybciej, jak to możliwe, zaktualizować oprogramowanie we wszystkich samolotach typu 737 MAX. Nieoficjalnie agencja Reutera informowała 15 marca, że aktualizacja ta ma być gotowa w ciągu 7-10 dni.
Według agencji Boeing podkreśla, że prace nad ulepszeniem oprogramowania komputerowego systemu stabilizacji i kontroli lotu trwają już od kilku miesięcy i rozpoczęły się po październikowej katastrofie w Indonezji. Aktualizacja zostanie wdrożona w całej flocie 737 Max - zapewnił producent.
Boeing dostarczył do tej pory ok. 370 maszyn 737 MAX 8 i 737 MAX 9 i ma złożone zamówienia na ok. 5000 kolejnych.
Autor: mm//kg / Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl