Mija właśnie rok, od kiedy oczy całego świata skupione były na małym państwie nad Zatoką Perską, które gościło najbardziej medialną imprezę sportową globu - piłkarskie mistrzostwa świata. Przez miesiąc słowo "Katar" odmieniane było przez wszystkie przypadki, nie zawsze w pozytywnym kontekście. Katarskich piłkarzy mundial przerósł, ale tamtejsi dyplomaci mogą dziś świętować ogromny sukces.
Od grudnia 2022 roku nie przybyło niepodległych państw, ale o Katarze mówi się, że właśnie wtedy pojawił się na mapie świata. To oczywiście przenośnia, bo niepodległość i dzisiejsze granice emirat uzyskał w 1971 roku. Ale przez dekady rzeczywiście pozostawał w cieniu większych, zamożniejszych i silniejszych politycznie sąsiadów - Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Iranu.
Na przestrzeni lat pozycja Kataru w świecie rosła. Przyczyniły się do tego przede wszystkim odkryte pod katarską ziemią złoża gazu i upowszechnienie technologii jego skraplania, pozwalającej Katarczykom eksportować błękitne paliwo do niemal każdego zakątka świata. Od połowy lat 90. Katarowi służy też Al-Dżazira - nadająca po angielsku i arabsku stacja telewizyjna prezentuje katarską wizję świata. Dobrze widać to przy okazji relacjonowania konfliktu izraelsko-palestyńskiego: ponieważ kwestia palestyńska od lat wysoko stoi w politycznej agendzie Kataru, Al-Dżazira przedstawia wyłącznie palestyńską narrację obecnych wydarzeń w Strefie Gazy.
Kolejnym filarem w budowie katarskiej pozycji okazał się zeszłoroczny mundial.
- To najważniejszy miesiąc w krótkiej, 51-letniej historii Kataru - mówił tvn24.pl dr hab. Łukasz Fyderek, pytany pod koniec mistrzostw świata o ich znaczenie dla tego kraju.
Piłka, gaz i wojna
To nie tak, że miesiąc grania w piłkę na klimatyzowanych katarskich stadionach wszystko zmienił. Turniej zwieńczył 12-letni proces przygotowań do jego organizacji, który był dla gospodarzy równie ważny. Jeśli nie ważniejszy.
- Gdy przyjechałem do Kataru w 2015 roku, miałem wrażenie, że zamieszkałem na budowie. Wszystko było rozkopane, wszędzie coś powstawało: drogi, hotele, mieszkania, metro. Teraz Doha jest skończonym miastem, gdzie już nie słychać bez przerwy młotów, a krajobrazu nie tworzą wszechobecne żurawie - mówi w rozmowie z tvn24.pl Robert Wojtczak, polski inżynier, który przez osiem lat mieszkał i pracował w Katarze. M.in. przy budowie metra w katarskiej stolicy.
- W Dosze w kilkanaście minut można się teraz przedostać z jednego końca miasta na drugi. Są autostrady, które mają po pięć, sześć pasów. To oczywiście jest mocno na wyrost, biorąc po uwagę realny ruch, ale dzięki temu wszystkiemu komunikacja w Katarze weszła na inny poziom. Nie byłoby tego, gdyby nie mistrzostwa świata - opowiada.
CZYTAJ TEŻ: BOJKOT MUNDIALU W KATARZE? JAKI BOJKOT? PRZYJECHALI: MACRON, BLINKEN, ORBAN I INNI. "POLITYCZNY REALIZM" >>>
To realna i widoczna zmiana, która zaszła w katarskiej rzeczywistości. Według szacunków w okresie przygotowań do mundialu Katarczycy wydali na inwestycje - głównie budowalne - przeszło 220 miliardów dolarów. Tylko niewielką część tej sumy pochłonęły stadiony i infrastruktura stawiane typowo pod kibiców. Reszta - jak wspomniane drogi, metro, rozbudowa lotniska, portu, hotele czy mieszkania - będzie teraz służyć Katarczykom i turystom, którzy coraz liczniej odwiedzają Katar. Bo dzięki mundialowi o nim usłyszeli.
Na mistrzostwa świata do Kataru przyjechało ponad milion kibiców. Ale to 2023 rok już jest rekordowy, jeśli chodzi o liczbę zagranicznych gości. To twardy dowód na to, że katarskie zapowiedzi pogoni za turystycznie popularniejszymi w regionie Dubajem czy Arabią Saudyjską, nie są pustosłowiem. Ma w tym pomóc nie tylko rozbudowana infrastruktura hotelowo-drogowa, ale i poszerzające się portfolio organziowanych w Katarze imprez. W tym roku odbyły się tam ogrodnicza edycja Expo i słynne targi motoryzacyjne z Genewy.
Turystyczną ekspansję napędzają państwowe Qatar Airways, latające do ponad 160 miast na całym świecie. Latami budowały swoją rozpoznawalność, wykorzystując do tego m.in. piłkę. Logo przewoźnika znajdowało się na koszulkach FC Barcelony, Bayernu Monachium czy PSG, które zresztą znajduje się w katarskich rękach.
Katarczycy liczą, że do 2030 roku ich kraj będzie odwiedzać 6-7 milionów gości rocznie. Miałoby się to przełożyć na wzrost udziału branży turystycznej do 12 proc. PKB. W ten sposób turystyka miałaby stać się solidną gałęzią dywersyfikacji dochodów, na razie opartych na na sprzedaży gazu. Warunki do dywersyfikacji będą komfortowe, bo w najbliższym czasie Katar zwiększy wydobice z Pola Północnego, czyli swojej części dzieloych z Iranem największych odkrytych dotąd złóż gazu ziemnego na świecie. W 2022 i 2023 Katar podpisał 27-letnie umowy na eksport gazu do Chin, Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii.
Gazowej koniunkturze w Katarze sprzyja rosyjska agresja na Ukrainę. Wielu europejskich decydentów właśnie do Dohy poleciało szukać alternatywy dla zbrukanego krwią surowca z Rosji.
Również z tego powodu szybko odeszły w niepamięć oskarżenia o łamanie przez Katar praw pracowniczych, korupcję przy pozyskiwaniu praw do organizacji mistrzostw czy Qatargate w Parlamencie Europejskim.
Katar zaczął być światu niezwykle potrzebny.
Królowie dyplomacji
Pierwsze "mundialowe" zdjęcie z Kataru, które obiegło świat, było fotografią polityczną. Skłóceni do niedawna prezydenci Turcji i Egiptu ściskali sobie dłonie w towarzystwie emira Kataru. Tureckich i egipskich piłkarzy na mundialu nie było, ale to nie przeszkodziło gosporzadom ogrzać w turniejowym blasku kolejnego ze swoich politycznych sukcesów.
Katarczycy od lat uchodzą za wytrawnych dyplomatów. Potrafią jednocześnie utrzymywać bliskie kontakty z Iranem i usłyszeć od Joe Bidena, że są naważniejszym poza NATO partenerem USA. Przygotowali i udostępnili Amerykanom bazę wojskową Al Udeid, z której przeprowadzane były ataki na Afganistan, a Al-Dżazira te operacje krytykowała.
To w Katarze Amerykanie negocjowali z talibami zakończenie wojny. To tam próbowali wrócić do porozumienia jądrowego z Iranem. A teraz to Katar był miejscem rozmów oficjalnie nienegocjujących z terrorystami Izraelczyków z Hamasem, któremu zresztą Katar od lat udziela wsparcia politycznego i finansowego. Kilku liderów tej organizacji znalazło w Katarze bezpieczne schronienie.
W czasie arabskiej wiosny Katarczycy byli oskarżani przez sąsiadów o podburzanie antyrządowych wystąpień i finansowanie terrorystów. W 2017 roku poirytowana coraz bardziej niezależną polityką Kataru, jego rosnącym znaczeniem i narracją Al-Dżaziry koalicja krajów z Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Egiptem, rozpoczęła gospodarczo-polityczną izolację tego kraju. Miała się zakończyć po spełnieniu przedstawionych Katarczykom postulatów, obejmujących m.in. zamknięcie państwowej telewizji i zerwanie relacji z Iranem. Zamiast tego Katar zacieśnił współpracę z ajatollahami i Turcją, przygotował sobie mosty powietrzne do przerzutu potrzebnych towarów. Jednym z symboli katarskiej niezależności stał się zakup kilkutysięcznego stada krów mlecznych, by krajowa produkcja mleka zastąpiła wywołane ekonomiczną blokadą braki.
Blokada funkcjowała do początku 2021 roku, gdy koalicjanci zrozumieli, że nic nie wskórają, a w czasie zbliżającego się mundualu mogą tylko stracić na bojkocie.
Katar nie zrealizował żadnego z 13 punktów przedstawionego przez Saudyjczyków i ich kooperantów ultimatum. W czasie mundialu książę koronny Arabii Muhammad bin Salman obserwował mecz otwarcia w szaliku Kataru, siedząc w pierwszym rzędzie w loży honorowej. Wygląda na to, że Saudyjczycy pogodzili się z tym, że ich mniejszego sąsiada nie da się dłużej traktować jak wasala i trzeba się pogodzić z jego pozycją na świecie.
Ta pozycja rośnie też biznesowo. Katarczycy ochoczo lokują zarobione na sprzedaży gazu pieniądze w prestiżowych zachodnich firmach, m.in. w bankach Credit Suisse, Barclays czy brytyjskim domu handlowym Harrods. Sami też otwierają kraj na zagraniczny kapitał. W ostatnich kilkunastu miesiącach w Katarze swoje oddziały otworzyły m.in. Google i Microsoft. W lśniących biurowcach zatrudnienie znalazło w 2022 roku ponad 14 tysięcy osób. Już nie słabo opłacanych pracowników fizycznych, a wykwalifiowkanych pracowników umysłowych. Ta zmiana ma stać się trendem.
- W Katarze można dobrze zarobić. Tyle że rozbieżność płacowa jest bardzo duża. Pracownik gastronomii czy kierowca taksówki może zarabiać nawet sto razy mniej od przedstawicieli najlepiej płatnych zawodów. Z drugiej strony to dla imigranów z Azji Południowej i tak lepsze pieniądze niż te, na które mogliby liczyć u siebie - mówi Robert Wojtczak.
Złamane prawa i obietnice
Infrastrukturalna metamorfoza Kataru nie byłaby możliwa bez setek tysięcy zagranicznych robotników, którzy przyjechali do Kataru za chlebem. Ceną za poprawę swojego losu była zgoda na funkcjonowanie w ramach niesławnego na Zachodzie, a tradycyjnego dla krajów bliskowschodnich prawa kafala, które de facto uzależnia pracownika od pracodawcy. Ostrzejsze oceny mówią o współczesnym niewolnictwie. Przyjeżdżający do pracy obywatele Bangladeszu, Pakistanu, Indii czy Nepalu, musieli zdawać swoim pracodawcom dokumenty. Bez ich zgody nie mogli zmienić miejsca zatrudnienia ani wrócić do kraju.
Organizacje zajmujące się prawami pracowniczymi i prawami człowieka alarmowały, że na katarskich budowach pracuje się po kilkanaście godzin, bez przestrzagania jakichkolwiek norm BHP. Prezentowały raporty i nagrania, podnoszące dramatyczne warunki bytowe robotników. Szacowały - bo na rzetelne dane nie mogły liczyć - że od 2010 roku na budowach mogło zginąć nawet kilka tysięcy osób.
- FIFA dba o pracowników. Katar też - mówił w swoim stylu prezydent światowej organizacji piłkarskiej Gianii Infantino. I powoływał się na raporty otrzymane od katarskich władz, z których wynikało, że przy budowie stadionów zginęło trzech robotników, a ogółem w okresie poprzedzającym mundial 37.
Oenzetowska Międzynarodowa Organizacja Pracy otworzyła w Dosze swoje biuro, chcąc mieć oko na zmiany prawa pracowniczego w Katarze. I te rzeczywiście się pojawiły.
Wprowadzono płacę minimalną - w przeliczeniu 275 dolarów miesięcznie. W życie wszedł zakaz pracy na budowie w godzinach największego skwaru. Powołano program monitorujący przepływ pieniędzy od pracodawców do pracowników, mający minimalizować ryzyko nadużyć. Ułatwienia w procesie zmiany pracy poskutkowały tym, że od września 2020 roku do teraz blisko 700 tysięcy osób znalazło nowe zatrudnienie.
- Przygotowania do mistrzostw zaczęły się w 2010. Reformy ładnych kilka lat później. Wprowadzono je za późno, były za wąskie i miały wiele dziur - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Michael Page, zastępca dyrektora Human Rights Watch na obszarze Bliskiego Wschodu.
- Katarczycy chwalili się, że dzięki ich reformom, od 2022 roku do pracowników trafiło 160 milionów dolarów zaległych pieniędzy. To dobrze, ale trzeba sobie zadać pytanie, ile w takim razie bezpowrotnie przepadło w latach wcześniejszych - zastanawia się Page.
Katarczycy, a za nimi (czasem nawet przed) Gianni Infantino tłumaczyli, że zmiany nie mogą być skokowe i że trzeba uwzględnić kontekst prawno-religijny.
- Za to co Europejczycy robili na świecie przez trzy tysiące lat, powinniśmy przepraszać przez kolejne trzy tysiące lat, zanim zaczniemy pouczać innych - perorował Infantino. I zarzekał się, że FIFA będzie śledzić los pracowników nawet wtedy, gdy mediów nie będzie on już obchodził.
W jednym miał rację: zainteresowanie mediów Katarem i losem pracowników po mundialu faktycznie drastycznie spadło. Ale wpłynęło to też na zaaganażowanie samej FIFA. A w zasadzie jego brak. FIFA deklarowała utworzenie swojego funduszu, z którego będzie wypłacać zaległe pensje i rekompensaty tym, którzy odnieśli na katarskich budowach urazy. A według Międzynarodowej Organizacji Pracy uszczerbki na zdrowiu mogły dotyczyć nawet kikudziesięciu tysięcy osób.
- FIFA nie wywiązała się ze swojej obietnicy. Mimo zarobienia na mundialu rekordowej kwoty, nie zrobiła nic dla ludzi, bez których ten turniej nie mógłby się odbyć - mówi Michael Page.
W dodatku pomundialowe rozprężenie w branży, związane z zakończeniem większości inwestycji, zmieniło pracowniczy krajobraz w kraju. Z Kataru mogło wyjechać nawet osiemset tysięcy z około dwóch milionów zatrudnionych tam wcześniej obcokrajowców.
- Część pracowników znalazła się w pułapce. Z dnia na dzień zerwano z nimi umowy bez wypłacania pensji. Został im wybór: wracać do ojczyzny bez tych należnych pieniędzy albo czekać w Katarze. Miesiące? Lata? Związków zawodowych w Katarze nie ma. Strajkować nie wolno. Gdy ktoś się wychylał, ryzykował areszt albo deportaję. Mamy mnóstwo takich przypadków - tłumaczy Michael Page.
Na własnych zasadach
Oceniając kandydatury na gospodarza mistrzostw, FIFA potrafi być bardzo surowa. W latach 80., już po przyznaniu Kolumbijczykom organizacji, wyznaczyła im taką listę oczekiwań, że władze kraju zrezygnowały z turnieju. Przez ponad 20 lat FIFA nie wierzyła uparcie ubiegającym się o mundial Marokańczykom, że finansowo udźwigną jego organizację.
W przypadku Kataru kredyt zaufania był niespotykanie wysoki. Wszak w 2010 roku niemal cała infrastruktura - od stadionów począwszy, na drogach kończąc - znajdowała się tylko w folderach i wizualizacjach. Ale FIFA to nie przeszkadzało. Szybko wyszło na jaw dlaczego, gdy niemal wszyscy członkowie decydującego wówczas o wyborze gospodarza fifowskiego Komitetu Wykonawczego, okazali się zamieszani w korupcję.
Gdy już dostali turniej, Katarczycy raz po raz zmieniali reguły gry, na co FIFA, słynąca z braku sprzeciwu dla swoich pomysłów, milcząco przystawała. Najpierw zmniejszono liczbę stadionów, później przeniesiono turniej na okres zimowy. Miesiąc przed startem zmieniono datę rozpoczęcia mistrzostw, a kilkadziesiąt godzin przed zaostrzono i tak restrykcyjną politykę sprzedaży alkoholu. I choć to ostatnie miało najmniejszy wpływ na kwestie organizacyjne, to paradokslanie najbardziej pokazało siłę Kataru. Ten zakaz był bowiem dużym ciosem dla jednego z długoletnich sponsorów FIFA - Budweiser w pośpiechu zwijał swoje namioty sprzed katarskich stadionów.
Katar grał na swoich zasadach do końca. Wiernie sekundowała mu w tym FIFA. Nie zgodziła się, by duńscy piłkarze trenowali w koszulkach z napisem "prawa człowieka dla wszystkich". Kapitanom mającym zamiar gry z tęczowymi opaskami na ramionach zagroziła karami finansowymi, a potem nawet sportowymi. Jedyne dopuszczalne manifestacje polityczne dotyczyły Palestyny, co akurat było zbieżne z polityką emiratu.
Ostatni akt swojej sztuki Katarczycy zaprezentowali w finale - wyznaczonym zresztą na dzień narodowego święta. Wznoszący w górę Puchar Świata Leo Messi został przez gospodarzy ubrany w tradycyjny katarski biszt. Dla niego symbol prestiżu. Dla Katarczyków zaznaczenie ich wkładu w turniej. Wkładu uwiecznionego na z miejsca historycznej fotografii.
Po mistrzostwach Katarczycy mieli przekazać zbudowany z konterenrów stadion 974 oraz część trybun z innych stadionów krajom, w których ta infrastruktura mogłaby się bardziej przydać. Do dziś stoją jednak w zasadzie nieruszone.
- Mój kolega ostatnio przejeżdżał obok stadionu 974 i wydaje się, że coś się tam zaczęło dziać. To było zaskoczenie, że prace rozbiórkowe nie zaczęły się od razu. Przecież właśnie zmniejszeniem albo rozebraniem stadionów uzasadniano ich budowę. Ale z drugiej strony koszty generowane przez te obiekty Katarczyków nie bolą, więc nie ma też pośpiechu - mówi Robert Wojtczak.
Są magnesem na turystów, służą katarskim klubom. Żywot niektórych został przedłużony przez organizowany na początku 2024 roku Puchar Azji, na którym Katar spróbuje zmazać sportową plamę z mundialu - przegrał tam wszystkie trzy mecze. Okazał się sportowo najgorszym gospodarzem w historii.
Katarska lekcja Arabii
Mistrzostwa przez miedzę obserwowali Saudyjczycy. Widzieli zaimpregnowaną na krytykę FIFA, w dużej mierze syzyfowe wysiłki aktywistów, polityczny sukces Kataru. Już wcześniej byli aktywni w ściąganiu do siebie dużych eventów, jak Grand Prix Formuły 1 czy prestiżowe gale bokserskie. Ale po mundialu aktywność przerodziła się w ofensywę.
Chwilę po turnieju do ligi saudyjskiej dołączył Cristiano Ronaldo. Po nim cały tabun piłkarzy z lig europejskich, kuszonych wysokimi i nieopodatkowanymi pensjami oraz królewskim traktowaniem. Szybko też pojawiły się głosy, że Arabia Saudyjska również będzie chciała mieć swój mundial.
Plotki i domysły próbowali znów torpedować aktywiści, przypominając zabójstwo opozycyjnego wobec saudyjskiego dworu dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, wyroki więzienia za krytykę władzy czy wykonywanie kary śmierci po mało transparentnych procesach.
CZYTAJ TAKŻE: JEGO ZWŁOKI ROZCZŁONKOWANO I WYNIESIONO PO KRYJOMU. MIJA PIĘĆ LAT OD ŚMIERCI DŻAMALA CHASZODŻDŻIEGO >>>
FIFA robi jednak swoje. Nie czekając na przyszłoroczny kongres, Gianni Infantino na swoim Instagramie ogłosił, że Arabia Saudyjska zorganizuje mundial w 2034 roku.
W saudyjskim mundialu weźmie udział 48 reprezentacji. Do rozegrania ponad stu meczów potrzeba będzie najprawdopodobniej 14 stadionów. W międzyczasie Saudyjczycy zamierzają zrealizować kilka bardzo ambitnych projektów, jak linearne miasto The Line czy całoroczny kompleks rekreacyjny Trojena. Szacuje się, że będą do tego potrzebować pomocy nawet 13,5 milionów zagranicznych robotników.
Autorka/Autor: Michał Banasiak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Michael Steele/Getty Images