Z twardej kobiety stała się, jak mówi, miękką fają. Żyją w trójkę. Ona, jej żona Esperanza i ich córka Hunter Nadzieja. Nie w Polsce. Od Polaków usłyszała, że jest wynaturzeniem, a w urzędzie odmówiono wyrobienia jej dziecku paszportu. - Nasz kraj dalej nie dojrzał - mówi Jola Ogar-Hill, wicemistrzyni olimpijska w żeglarstwie. Bije od niej wielki żal, ale zapewnia, że jest szczęśliwa. Pewne jest również, że nie spocznie w walce o równe prawa dla osób homoseksualnych.
- Ma żonę, córkę i srebrny olimpijski medal w żeglarstwie. Ślub wzięła z Hiszpanką Esperanzą Hill, mieszkają na Majorce, ich oczkiem w głowie jest 2,5-letnia Hunter Nadzieja.
- Jola Ogar-Hill to wielokrotna mistrzyni Polski w klasie 470, olimpijka z Londynu (2012) i Tokio (2021). Na kolejne igrzyska, za trzy miesiące w Paryżu, będzie rezerwową.
- Za chwilę obchodzić będzie 42. urodziny. Deklaruje, że jest szczęśliwa, choć życie jej nie oszczędziło. Wcześnie straciła ojca i brata.
- Otwarcie mówi o swojej orientacji seksualnej. Była jedną z twarzy akcji #SportPrzeciwHomofobii. Od rodaków dostała kilka ciosów. Usłyszała, że tacy jak ona to ideologia. Pisano do niej, że współczują jej córce, bo nie ma ojca, a dwie matki.
- Czy pogodziła się z Zofią Klepacką, która stwierdziła m.in., że nie daje zgody na "promocję wynaturzeń"? "Tego topora nie dało się zakopać. Zośce musiałyby zmienić się poglądy, żebym mogła się z nią kolegować" - mówi tvn24.pl mistrzyni. A czy Klepacka przeprosiła?
- Ogar-Hill można obrażać, ale nie złamać. Ma zamiar dalej walczyć o równe prawa dla osób homoseksualnych.
Z Jolą trudno umówić się na rozmowę, bo grafik ma bardzo napięty. W telefonie włącza kalendarz i sprawdza. Za pierwszym razem odmawia. - Tu nie mogę, tu mogę, nie, jednak nie - słyszę, gdy szuka w telefonie godziny dla mnie. W końcu udaje się następnego dnia, porozmawiamy, gdy już odprowadzi córkę do żłobka.
Tomasz Wiśniowski: Słyszałem, że ozłociłaby pani tego, kto wynalazł kalendarz.
Jola Ogar-Hill: Bo dużo się u mnie dzieje. Na pewno czasy, kiedy mogłam umawiać się "na gębę", minęły. W telefonie mam kalendarz zsynchronizowany z żoną, gdy u niej się coś pojawia, to widzę też u siebie.
Trudno jest pogodzić rolę matki, żony i zawodniczki?
Można to pogodzić, jeśli się planuje nie z dnia na dzień, a z minimum tygodniowym wyprzedzeniem. Najtrudniejsze chyba za nami, a duża w tym zasługa mojej żony, jest mistrzynią w planowaniu, ja się od niej tego nauczyłam. Wcześniej u mnie były treningi, dom, treningi. Gdy doszło dziecko, żłobek, trzeba było uruchomić kalendarz w telefonie.
Ktoś paniom pomaga?
Nie, radzimy sobie same. Gdy córka miała rok poszła do żłobka i mamy poranek czy przedpołudnie na zorganizowanie dnia, ja też na trening. Jest łatwiej. Popołudniami dzielimy się opieką nad dzieckiem, w zależności od tego, która z nas ma wtedy czas.
Igrzyska w Paryżu lada moment. Co z pani występem?
Te igrzyska raczej odpuszczę, jestem na liście rezerwowej, w razie czego mogę wskoczyć i wystąpić. Nie czuję się na siłach, żeby walczyć o medale, są młodsi i lepsi. Pandemia sprawiła, że z cyklu przygotowań uciekł nam rok. Z Agnieszką [Skrzypulec - red.], z którą startowałyśmy na poprzednich igrzyskach w klasie 470, spróbowaliśmy sił w innej. Na przystosowanie się do nowej klasy straciłyśmy kolejne pół roku. Z czterech lat przygotowań zostało 2,5 roku.
Nie chcę jechać na igrzyska, żeby zobaczyć, jak tam jest, bo byłam już w takiej roli. Jak igrzyska, to tylko walka o medale. A mi jeszcze priorytety się zmieniły, chcę więcej czasu spędzać z rodziną. Może wystąpię w kolejnych, za cztery lata.
Pani córeczka ma 2,5 roku. Jakie to było 2,5 roku?
Niesamowity czas. Pozmieniało mi się w głowie wszystko. Z mało wylewnej i niewrażliwej osoby stałam się przysłowiową miękką fają. Moja córka rozwaliła mi system nerwowy i uczuciowy.
Co w dotychczasowym macierzyństwie było dla pani największym wyzwaniem? Wieczny brak snu?
Znajomi straszyli nas i mówili: macie przerąbane przez pięć lat. Nasza córcia sypia jednak dobrze, my również. Nie narzekamy. Najtrudniejsze dla mnie było nauczenie się cierpliwości, że nasze dziecko też ma lepsze i gorsze momenty, że nie wszystko rozumie i trzeba mu tłumaczyć. Jestem sportowcem, zadaniowcem. Mam zadanie to działam. Z dzieckiem jest inaczej.
Nauczyła się pani tej cierpliwości?
Moja córka cały czas sprawdza, gdzie jest granica mojej cierpliwości. Bardzo szybko nauczyła się, że może przeciągać ze mną linę, testuje mnie. Na szczęście nie było takiego momentu, że puściły mi nerwy. Naprawdę. Gdy czuję, że mi się wylewa, gdy wręcz się gotuję, to szybko wychodzę, żeby ochłonąć. Liczę do dziesięciu, kilka głębszych oddechów, to działa. Tylko nie można przespać tego momentu.
W jakim języku mówicie w domu?
W trzech. Ja z córką rozmawiamy tylko po polsku, bo chcę, żeby jak najlepiej mówiła w naszym języku. Moja żona na początku mówiła do niej po angielsku, teraz zaczęła tylko po hiszpańsku. Zdecydowałyśmy, że córka pójdzie do szkoły brytyjskiej, więc angielski tam będzie miała. Chcemy, żeby nauczyła się hiszpańskiego.
Przepraszam za pytanie, ale dlaczego to nie pani rodziła, a żona?
Powody były bardzo pragmatyczne. Moja żona jest starsza ode mnie o dwa lata, jej zegar biologiczny tykał, więc naturalnie była pierwsza na liście. Druga sprawa to moment, kiedy zaszła w ciążę, to był czas olimpijski, igrzyska w Tokio. Ja zajść w ciążę wtedy nie mogłam.
Wiem, że miały panie w planach drugie dziecko i nie zamykała się pani na możliwość urodzenia. To dalej aktualne?
Nie, stwierdziłam, że jednak nie. Żona przyznała, że jeden poród jej wystarczy, że dziękuje, ale nie chce więcej. Powiedziała mi: teraz twoja kolej. Ale ja widziałam, jak się męczyła z porodem, to nie była dobra reklama. Tak po ludzku boję się porodu. Po drugie, ciągle czuję się sportowcem. Po trzecie, jedno żywiołowe dziecko nam w zupełności wystarcza. Podziwiam ludzi, którzy mają dwójkę i więcej dzieci.
Co z karierą sportową? Wyznaczyła sobie pani datę, kiedy kończy z żeglarstwem?
Ciągle mam w głowie, że jestem 28-latką, że jestem w peaku formy. Jednak problemem z racji mojego wieku jest dłuższa regeneracja po treningu. Obserwuję siebie i dochodzę do wniosku, że każdego roku muszę trenować o 15 proc. więcej, by być w formie jak rok wcześniej, a regeneracja trwa dłużej nawet o 25 proc. niż rok wcześniej.
Daty końca kariery sobie nie wyznaczyłam, na razie chcę być sportowcem i mentorem dla młodych zawodników. Nie mogę zakończyć kariery w tym samym roku co Zosia Klepacka, to dopiero byłoby faux pas.
Nie pogodziły się panie? Ona swego czasu zapowiedziała obronę "tradycyjnej Polski", stwierdziła, że nie daje zgody na "promocję wynaturzeń".
Tego topora nie dało się zakopać. Zośce musiałyby zmienić się poglądy, żebym mogła się z nią kolegować. Czy przeprosiła? Coś tam powiedziała, ale dalsze jej działania pokazały, że idzie w stronę mowy nienawiści. Na czas poprzednich igrzysk uznałyśmy, że nie ruszamy tego tematu, w końcu byłyśmy w jednej ekipie olimpijskiej. Nie unikałyśmy się, ale traktowałyśmy neutralnie.
Pani żona miała nakręcić film o waszej ciąży. Kiedy będzie do obejrzenia?
Muszę trzymać język za zębami, jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że prawdopodobnie będzie to koprodukcja polska-hiszpańska. Ma to być serial o miłości i ludziach, którzy starają się o dziecko. Bohaterkami będą dwie kobiety, ale to drugorzędne. Wszystko ma być osadzone w ramach komediodramatu.
Niech zgadnę. Trochę komedii i trochę dramatu, bo śmiech panie ogarniał na wieść o reakcjach ludzi na związek kobiet?
Nie, chodzi o proces poszukiwania dawcy nasienia. Trwało to ponad dwa lata, pojawiały się chwile zwątpienia, doświadczałyśmy też śmiesznych sytuacji. Nie mogę mówić o szczegółach. Wydaje mi się, że Polska może nie być jeszcze gotowa na taki temat.
To tajemnica, kto jest dawcą nasienia?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że moja córka ma również geny norweskie.
Hunter Nadzieja. Piękne imiona. Aż chce się zapytać, skąd pomysł na nie.
Hunter to bohater ulubionego filmu mojej żony. Gdy jeszcze nie wiedziałyśmy, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, uznałyśmy, że to będzie doskonałe imię, neutralne. Równie dobrze Hunter może być nadane chłopcu, jak i dziewczynce. Gdyby kiedyś okazało się, że nasza córka poczuje się chłopcem, już ma jedną sprawę, z imieniem, załatwioną.
A Nadzieja z dwóch powodów. W Hiszpanii imię pierwszej córki nadaje się po matce. Esperanza to po hiszpańsku nadzieja. I wiązałam z tym imiennie ogromną nadzieję, że może z czasem będzie szansa na lepsze życie dla naszej córki w Polsce. Dlatego Hunter Nadzieja.
Po ostatnich wyborach panie odetchnęły?
Bardzo, bo bardzo je przeżywałam. Oglądałyśmy wieczór wyborczy, moja żona niczego nie rozumiała, ale dopytywała: i jak? I jak? Odpowiedziałam w końcu, że jest dobrze. Bardzo obie ucieszyłyśmy się z wyniku. Mam nadzieję, że problem z wyrobieniem paszportu dla córki, a borykam się z nim od 2,5 roku, wreszcie się rozwiąże.
A jest problem?
Byłam odprawiana z kwitkiem z kolejnych urzędów. To bardzo przykre, dziwne uczucie. Za pierwszym razem poszłam do urzędu w rodzinnych stronach, w Małopolsce, w gminie Dębno. To mała mieścina, wszystkie panie mnie znały, ja też wszystkie kojarzyłam. Byłam przekonana, że będzie miło, że wypełnię wniosek i tyle. Podeszłam do urzędniczki i zobaczyłam w jej oczach strach. Widziałam, że chciałaby mi pomóc, ale na twarzy miała przerażenie, podejrzewam, że dlatego, iż bała się o pracę, że jednym podpisem pod moim wnioskiem może spowodować jej utratę. Ona tego nie wypowiedziała, ale czułam to w powietrzu, gdy do niej podchodziłam, z jej spojrzenia odczytałam, jakby w myślach modliła się: tylko nie podchodź, nie podchodź do mnie. Powiedziała, że nie ma takiej rubryki, że formularz nie przewiduje miejsca na wpisanie "druga matka", że u nas są tylko takie, które przewidują wpisanie imion i nazwisk ojca oraz matki. Na tym się skończyło, względy papierkowe, nie ma rubryki.
Czuła pani złość, bezsilność?
Bardziej bezsilność. Pomyślałam: gdzie my żyjemy? Czuję się matką, stuprocentową matką, a ktoś mi mówi, że nie ma takiej rubryki?
A jak było w Hiszpanii, gdy Hunter się urodziła? Była taka rubryka?
Hunter urodziła się w szpitalu w Palmie de Mallorca. Dostałyśmy druki starszego typu, też były rubryki "ojciec" i "matka". Patrzymy na panią, która nam to przyniosła, a ona mówi do nas: proszę tam długopisem skreślić "ojciec" i wpisać "matka". W Hiszpanii owszem, druki dalej nie są przystosowane, ale nie było z tym żadnego problemu. W Polsce zabrakło dobrej woli. Nie złościłam się i nie złoszczę na tamtą panią, ona borykała się z trudną decyzją. I to nie była jej decyzja. Ona musiałaby pójść do burmistrza z tym pismem, powiedzieć, że jest taka sprawa i potrzebna jest pieczątka. Byłby problem, wiedziała o tym.
Spróbuje pani jeszcze raz?
Niech się wszystko w naszym kraju poukłada, jesteśmy świeżo po wyborach samorządowych, może już niedługo. Może pójdę do ministra sportu? Może do Rafała Trzaskowskiego? Może do Gdańska? Bo mogę w każdym urzędzie złożyć taki wniosek. Taki papier nie jest mi do niczego potrzebny. Moja córka w razie czego będzie miała paszporty hiszpański i brytyjski, bo moja żona też jest Brytyjką, jej ojciec jest Brytyjczykiem. Paszport Hunter nie jest potrzebny do podróżowania. Chodziło o coś innego. Jestem Polką, chciałabym, żeby moja córka też czuła się Polką. Przekazuję jej polskie tradycje, jej ulubionym daniem są uszka w barszczu, chciałabym, żeby kiedyś, gdyby tylko to sobie wymyśliła, mogłaby bez przeszkód studiować w Polsce. Może pójdzie w moje ślady, zostanie sportowcem, dlaczego nie miałaby wybrać, jaki kraj chce reprezentować?
A jak jest u pani z rubryką "stan cywilny"? Kiedyś powiedziała mi pani, że wpisuje "panna" ze względów praktycznych. "Żonatej" nikt by pani nie uznał. Coś się zmieniło?
Nic. Mam żonę i córkę, a w Polsce dalej jestem panną, bezdzietną, 42-letnią panną.
Według pani Polska po wyborach i zmianach u władzy zmieniła się w podejściu do osób homoseksualnych?
Wydaje mi się, że nasz kraj dalej nie dojrzał. Owszem, mówimy: LGBT, jesteśmy za. Mówimy o tym otwarcie, ale gdy przychodzi do działania, to zawsze jest jakieś "ale". Nie jesteśmy, także nasz rząd, na tyle liberalni, by wprowadzać przełomowe zmiany, nagle zezwolić na jednopłciowe małżeństwa, adopcję dzieci przez takie pary. Rozumiem to, zmiany powoli, a nie żadna rewolucja. Ale już takie sprawy jak związki partnerskie czy rejestrowanie dzieci, owoce miłości takich związków nie powinny nikogo dziwić, powinny już być.
Miały panie problem w Hiszpanii z postrzeganiem rodziny dwóch kobiet z dzieckiem?
Nigdy. Ani jednej przykrej sytuacji. Powiem więcej: po urodzeniu, a moja żona miała cesarskie cięcie, nasze dziecko zostało umyte i pani położna zaprowadziła mnie do innego pokoju, kazała zdjąć koszulkę i położyła mi Hunter na pierś. Tam było to normalne. Żadnych uwag, żadnych spojrzeń. Byłyśmy z córką same przez pół godziny, bo żonę czekało zakładanie szwów. Pierwszy raz miałam kontakt z tak małym dzieckiem, przez te pół godziny bałam się drgnąć, na drugi dzień miałam zakwasy. To było najlepsze pół godziny w moim życiu. Niesamowite uczucie.
Na igrzyskach cztery lata temu zdobyła pani srebrny medal, zrobiło się o pani głośno, przypomniano sobie o pani orientacji. Usłyszała pani od rodaków coś przykrego?
Nikt mi osobiście nic takiego nie powiedział. Oczywiście otrzymywałem różne nieprzyjemne wiadomości, mailem czy przez media społecznościowe. Ktoś pisał: "dwie matki to wynaturzenie", ktoś inny: "współczuję córce", jeszcze ktoś: "córka nie ma ojca i męskiego wzorca". Esperanza chciała odpisywać, tłumaczyć, najlepiej każdemu z osobna. Myślała, że kogoś nawróci. Przekonałam ją, żeby nie odpowiadać. Bo ci, co to napisali, pewnie chcieli tego kontaktu i móc dalej karmić się nienawiścią. W końcu ucichło. Nie zareagowałam na żadną wiadomość. Gdyby ktoś powiedział mi to w twarz, pewnie moglibyśmy usiąść i porozmawiać, może pokrzyczeć na siebie, ale nie w wirtualnym świecie, gdy piszący zaczepia i czeka na reakcję.
Cztery lata temu opowiedziała mi pani historię syna znajomych, który bał się ujawnić swojej orientacji seksualnej. Cztery lata to sporo, coś się zmieniło?
Nic, dalej są strach i ból, temat tabu. Rodzice nie reagują. Jest to takie typowo polskie, branie na przeczekanie. Najlepiej nie rozmawiać, rozejdzie się po kościach. A chłopak ma 20 lat.
Pani rodzice zupełnie inaczej zareagowali, choć też pani obawiała się ich reakcji.
Byłam w szkole średniej, gdy dokonałam coming outu. Okazało się, że moja mama ma gdzieś to, że jestem lesbijką. Dla niej ważne było to, czy będę w stanie sobie z tym poradzić. Wiedziała, w jakim kraju żyjemy. Zastanawiała się, czy będzie mogła mnie ochronić, czy nie stanie mi się krzywda.
Najbardziej obawiałam się reakcji taty. Zaskoczył mnie, choć przez tydzień milczał, pewnie musiał sobie to jakoś ułożyć. Później powiedział, że jest OK, że mnie kocha, że jest mu wszystko jedno, czy chcę być z kobietą czy z facetem. Mam być szczęśliwa. Powiedział to i była cisza, nie poruszaliśmy tego tematu. Dużo go to kosztowało, bo wiedziałam z jego wcześniejszych wypowiedzi, że wykazuje postawę homofobiczną i nietolerancyjną.
Brat powiedział do mnie: młoda, ja wiedziałem.
Odetchnęłam. Bardzo pomógł mi też sport. Gdy uprawia się żeglarstwo, dużo czasu spędza się na wyjazdach w innych krajach, w innych kulturach, większość czasu byłam poza naszym krajem. Nie musiałam mierzyć się z opiniami, rzadko byłam w szkole, tylko zdawałam egzaminy. Dzięki sportowej bańce miałam łatwiej.
Miałam szczęście, wiem też, że wielu młodych ludzi go nie ma. Jeśli zaczniemy normalizować takie związki, to dla takich ludzi będzie lepiej. Mi się udało, mam szczęśliwe życie, ale jest wielu, którzy nie potrafią przyznać się nawet przed samym sobą, żyją w strachu.
Dużo jest w polskim sporcie osób, które boją się przyznać do homoseksualizmu?
Wiele, niestety znam takie, które wyszły za mąż, żeby zaklinać rzeczywistość. Tak, to się dzieje w naszym kraju.
Tata i brat odeszli jakiś czas temu. Tata miał nowotwór, brat tętniaka mózgu. Opowiada pani o nich córce?
Jeszcze tego nie robiłam, ale teraz zrozumiałam, że to dobry moment. Trochę mnie pan zainspirował, jeszcze nie wiem, jak to ugryźć, na ile ona by to zrozumiała. Bardzo mi brakuje brata, między nami były tylko dwa lata różnicy, byliśmy bardzo zżyci. Chciałam, żeby zobaczył, że mam córkę, że jestem szczęśliwa. Widzę, jak Esperanza i jej brat z rodziną celebrują każdą wspólną chwilę, gdy się spotykamy. Ja nie doświadczę już tych uczuć. Jestem przekonana, że byłby wspaniałym wujkiem. Ale jest kochana moja mama, która jest wyjątkową babcią. Chyba postawiła sobie za punkt honoru nauczyć Hunter polskich potraw. Gdy tylko przyjeżdżamy, na stole jest bigos, można zjeść kiełbasę wiejską, schabowego, barszcz z uszkami, kapustę zasmażaną.
Mieszka pani w Hiszpanii, urodziła się w Polsce, reprezentowała Austrię. Gdy ktoś panią pyta, skąd pani jest, to jaką słyszy odpowiedź?
Mówię, że jestem z Polski, dla mnie to naturalne.
Czuje pani do Polski żal za to, jak traktuje się ludzi o orientacji homoseksualnej?
Tak, czuję żal. Te osiem lat były niełatwe, nie były w porządku, delikatnie mówiąc.
Po zdobyciu medalu chciała pani spotkać się z prezydentem Dudą, przedstawić swoją żonę i dziecko. I nawet się pani spotkała, ale bez najbliższych.
To było spotkanie prezydenta z olimpijczykami, rozmowy były krótkie, bardzo kurtuazyjne. Chciałam przedstawić swoją rodzinę, ale te moje słowa były symboliczne, chciałam, żeby prezydent zobaczył, że my jesteśmy i żyjemy, że nie jesteśmy "ideologią", jak nazwał społeczność LGBT. Żeby się ocknął, choć myślę, że on to wszystko wie, tylko tak musi mówić. Później już nie było okazji, już się nie spotkaliśmy.
Gdyby dzisiaj pani dostała możliwość spotkania z prezydentem w cztery oczy i pół godziny. Co by pani powiedziała, o co zapytała?
(długa cisza) Zapytałabym, czy prezydent ma świadomość, że jego niektóre wypowiedzi potrafią ludzi ranić, bardzo ranić.
Przebaczyła pani już księdzu za to, co powiedział, gdy przyszłyście z mamą, żeby zamówić mszę pogrzebową za brata? Miał wielkie wątpliwości, czy pani bratu należy się msza, bo nie widywał go w kościele.
Bardzo mnie to zabolało i tego nie można zapomnieć. Byłam wierzącą osobą, dziś nie jestem. Ten ksiądz sprawił, że się odwróciłam od Kościoła. Nie chciałam mieć nic wspólnego z tak niewrażliwymi ludźmi, to był przełom. Powiedziałam sobie, że nie chcę należeć do tej społeczności.
Kim pani by chciała, żeby Hunter była?
Chciałabym, żeby była tenisistką. A już na poważnie - żeby była niezależną, mądrą i świadomą siebie kobietę.
Jak pani?
Bardziej.
Ma żonę, córkę i srebrny olimpijski medal w żeglarstwie. Ślub wzięła z Hiszpanką Esperanzą Hill, mieszkają na Majorce, ich oczkiem w głowie jest 2,5-letnia Hunter Nadzieja.
Jola Ogar-Hill to wielokrotna mistrzyni Polski w klasie 470, olimpijka z Londynu (2012) i Tokio (2021). Na kolejne igrzyska, za trzy miesiące w Paryżu, będzie rezerwową.
Za chwilę obchodzić będzie 42. urodziny. Deklaruje, że jest szczęśliwa, choć życie jej nie oszczędziło. Wcześnie straciła ojca i brata.
Otwarcie mówi o swojej orientacji seksualnej. Była jedną z twarzy akcji #SportPrzeciwHomofobii. Od rodaków dostała kilka ciosów. Usłyszała, że tacy jak ona to ideologia. Pisano do niej, że współczują jej córce, bo nie ma ojca, a dwie matki.
Czy pogodziła się z Zofią Klepacką, która stwierdziła m.in., że nie daje zgody na "promocję wynaturzeń"? "Tego topora nie dało się zakopać. Zośce musiałyby zmienić się poglądy, żebym mogła się z nią kolegować" - mówi tvn24.pl mistrzyni. A czy Klepacka przeprosiła?
Ogar-Hill można obrażać, ale nie złamać. Ma zamiar dalej walczyć o równe prawa dla osób homoseksualnych.
Autorka/Autor: Tomasz Wiśniowski / i
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: instagram/jolaogar