Jeżeli nadal trwałaby wojna celna i handlowa, to i w Polsce rozpocznie się większa fala drożyzny i inflacji. - Jeśli dwa słonie walczą, to trawa będzie zdeptana. Tą trawą jesteśmy my - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl prof. dr hab. Bogdan Góralczyk, politolog, sinolog, dyplomata. - Czeka nas dużo niepewności - dodał Piotr Dzierżanowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
- Jakie będą następne kroki Donalda Trumpa w polityce celnej? "Czeka nas dużo niepewności, bo Stany Zjednoczone dość radykalnie tym razem pojmują politykę America First".
- Chiny zmieniły wojnę celną w handlową i zacieśniają relacje z innymi państwami. "Rozpoczęła się wielkomocarstwowa gra"
- Ważna dla Polski będzie kwestia uderzenia w niemiecki przemysł samochodowy, bo polskie przedsiębiorstwa są często jego poddostawcami.
Na początku kwietnia weszły w życie amerykańskie cła na towary z krajów, z którymi Stany Zjednoczone mają deficyt handlowy. Została też wdrożona minimalna 10-procentowa stawka na import prawie wszystkich towarów z niemal wszystkich krajów. 9 kwietnia prezydent USA Donald Trump ogłosił nałożenie 125-procentowych ceł na Chiny. Obecne taryfy na import z Państwa Środka do USA wynoszą już 145 procent, natomiast chińskie cła odwetowe na wszystkie amerykańskie towary - 125 procent.
Jednocześnie Trump zarządził 90-dniową przerwę w stosowaniu podwyższonych ceł dla innych państw.
W połowie kwietnia Donald Tusk, komentując te działania powiedział, że to "właściwy moment, żeby precyzyjnie i stanowczo powiedzieć, że kończy się era naiwnej globalizacji".
- To prawda, weszliśmy w erę deglobalizacji. Zakończyła się era oparta na wartościach, rozpoczęła się era oparta na interesach. I to brutalnie egzekwowanych - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl prof. dr hab. Bogdan Góralczyk, politolog, sinolog, dyplomata.
Czytaj też: Nowy pomysł Białego Domu w sprawie ceł
O Trumpie: mamy karuzelę i rollercoaster
Co chce osiągnąć Donald Trump? Według politologa to samo, co próbował zrobić poprzedni prezydent Joe Biden, czyli przywrócić produkcję do Stanów Zjednoczonych. - W ramach globalizacji Stany Zjednoczone korzystały z outsourcingu i offshoringu, czyli wysyłały produkcję w obszary, gdzie było taniej. Głównie do Chin, one produkują co trzeci towar na świecie, odpowiadają za 32 procent światowej produkcji. Na drugiej pozycji są Stany Zjednoczone z 12-14 procentami. To jest przepaść, którą Donald Trump próbuje zmniejszyć - mówił prof. Góralczyk.
Według niego trudno prognozować, jakie będą dalsze kroki Trumpa. - Nie wróżę, nie prorokuję, bo już wielokrotnie w minionych trzech miesiącach byliśmy totalnie zaskoczeni. Kto na świecie był w stanie przewidzieć, że jak Trump dojdzie do władzy, to ogłosi, że chce zająć Kanadę, Grenlandię, Kanał Panamski, a Zatokę Meksykańską zamieni w Amerykańską? Od tamtej pory mamy karuzelę i rollercoaster - zwrócił uwagę nasz rozmówca.
"Wielki ból głowy dla Unii Europejskiej"
Prof. Góralczyk dodał, że Stany Zjednoczone chcąc być mocarstwem, uderzają w swoich rywali, ale też w sojuszników, bo w Kanadę i Danię. - Trump uderzył również w Wietnam, który w ostatnich latach wszystko postawił na to, żeby współpracować ze Stanami Zjednoczonymi, nie patrząc na przeszłość i wojnę wietnamską. Rezultat tych działań jest taki, że zamiast dodatkowych ceł od Wietnamu, mieliśmy tam wizytę przywódcy Chin Xi Jinping, który zaczął zacieśniać relacje - wytłumaczył.
Xi Jinping podkreślał wtedy potrzebę wzmocnienia strategicznych relacji między krajami, które "powinny wspólnie przeciwstawiać się zastraszaniu i utrzymać stabilność globalnego systemu wolnego handlu oraz łańcuchów przemysłowych i dostaw".
Zdaniem prof. Góralczyka Chiny odeszły od wojny celnej. - W dalsze liczby się nie bawią, czyli już nie będą nakładały 125, 145 czy 245 - procentowych ceł. Zamieniły wojnę celną w handlową i wstrzymały eksport kilku pierwiastków ziem rzadkich bez których nie ma postępu technologicznego. Bez nich nie można zmontować samolotu F-35, nie mówiąc o sprzęcie najdelikatniejszym, używanym w kosmosie. Chiny wstrzymały produkcje części do Boeinga - zaznaczył prof. Góralczyk.
Stwierdził, że Chiny nie ustąpią i że skupią się na swoich interesach. Z kolei w Unii Europejskiej kluczowe jest, co zrobią Niemcy. - Wygląda na to, że już w najbliższych dniach będziemy mieć nową wielką koalicję i jeszcze bardziej znaczące jest to, że nowy kanclerz, Friedrich Merz, pierwszą oficjalną wizytę w tej roli zamierza złożyć w Warszawie. To bardzo ważne, bo można w ten sposób odbudować Trójkąt Weimarski: współpracę Paryża, Berlina i Warszawy - skomentował prof. Góralczyk.
Przeczytaj: Tusk: Scholz kończy w Warszawie, Merz zacznie
Wyjaśnił w rozmowie z tvn24.pl, że Unia Europejska dotychczas żyła pod trzema parasolami. - Jeden to był amerykański parasol bezpieczeństwa, który Trump teraz brutalnie zdejmuje. Drugi to parasol bezpieczeństwa energetycznego, czyli rosyjski gaz i ropa. Trzeci to ten, kiedy Chiny zamieniły się w światową taśmę produkcyjną. Te parasole pozrywały się, jest wielki ból głowy dla Unii Europejskiej. Chiny teraz podejmują umizgi, żeby wyciągnąć Europę ze współpracy transatlantyckiej. Rozpoczęła się wielkomocarstwowa gra - stwierdził prof. Góralczyk.
Jego zdaniem, "jeśli nadal trwałaby wojna celna i handlowa to i w Polsce rozpocznie się większa fala drożyzny i inflacji". - Nie na taką skalę jak podczas pandemii Covid -19, ale jednak towary na półkach będą droższe, inflacja większa. Jeśli dwa słonie walczą, to trawa będzie zdeptana. Tą trawą jesteśmy my - powiedział prof. Góralczyk.
Działania Trumpa: wbrew twierdzeniom ekonomistów
O sprawę ceł i nowego porządku handlowego na świecie zapytaliśmy również Piotra Dzierżanowskiego z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jego zdaniem Donald Trump chciałby, żeby cła zastąpiły w jakimś stopniu podatki dochodowe w amerykańskim systemie fiskalnym.
- Trump uważa, że jest to możliwe wbrew twierdzeniom ekonomistów. Myśli, że jeśli nałoży się wysokie cła importowe, to de facto obce kraje będą płaciły amerykańskie podatki. Dzięki temu Stany obniżą podatki dla przedsiębiorstw i obywateli, zwiększy się konkurencyjność gospodarki - wyjaśnił Dzierżanowski.
Analityk PISM dodał, Donald Trump chciał wykorzystać cła również jako element negocjacji. Zależało mu, aby pokazać światu, że dostęp do amerykańskiego rynku jest bardzo ważny dla wszystkich innych krajów, że rola Ameryki jako konsumenta światowych nadwyżek produkcyjnych jest niezastąpiona.
- W ten sposób Trump chce zyskać mocniejszą pozycję w przyszłych negocjacjach nowego systemu handlu światowego, który miałby w większym stopniu uwzględniać interesy USA - doprecyzował Dzierżanowski.
Paniczna reakcja rynków
Według Piotra Dzierżanowskiego strategicznie dążenie do zmian ma pewien sens, ale chaos implementacyjny, taki jak nakładanie ceł, zawieszanie ich, podwyższanie jak na licytacji oznacza, że Amerykanom niekoniecznie będzie łatwo negocjować. - Pokazują, że ich decyzje nie są ostateczne, a to może prowadzić do braku zaufania po stronie nawet przyjaznych im partnerów - powiedział w rozmowie z tvn24.pl.
W ten sposób analityk PISM nawiązał do zawirowań na giełdach światowych, które nastąpiły po ogłoszeniu kolejnych decyzji o cłach. - Zmiany w polityce celnej nie były dobrze zakomunikowane - ocenił.
Stwierdził, że gdyby administracja Trumpa nie zdecydowała się na nakładanie obciążeń w identycznej wysokości na cały import z danego kraju, a zakomunikowała, że przyjęła strategię celowaną, na przykład stwierdzając, że chce u siebie produkować więcej paneli słonecznych, chipów czy baterii do samochodów elektrycznych, to "reakcja rynków nie byłaby taka paniczna".
- Prawdopodobnie byłoby to uznane za element zaplanowanej polityki przemysłowej, który mógłby być uzupełniany o działania w gospodarce wewnętrznej - przewidywał.
"W tym sektorze mogą pojawić się trudności"
Na pytanie, jak aktualne decyzje Trumpa będą wpływać na sytuację w Unii Europejskiej, Piotr Dzierżanowski odpowiedział, że "czeka nas dużo niepewności, bo Stany Zjednoczone dość radykalnie tym razem pojmują politykę America First". - USA stwierdziły, że swoich sojuszników nie muszą traktować w sposób wyjątkowy. System świata oparty na stabilnych zasadach, na prawie międzynarodowym i sojuszach zmienia się - dodał.
Jego zdaniem trudno jest ocenić konsekwencje gospodarcze w kontekście ceł na Unię Europejską. Nie wiemy jak długo i w jakiej wysokości pozostaną one w mocy.
- Na pewno ważna dla Polski będzie kwestia uderzenia w niemiecki przemysł samochodowy, bo polskie przedsiębiorstwa są często jego poddostawcami. W tym sektorze mogą pojawić się trudności. Jeśli zaś cała gospodarka światowa zwolni lub wpadnie w kryzys, to oczywiście przełoży się to też na spowolnienie tempa wzrostu polskiego PKB - podsumował analityk PISM.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Chcesz podzielić się ważnym tematem? Skontaktuj się z autorką tekstu: joanna.rubin@wbd.com
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Joshua Sukoff/Shutterstock