Od początku wojny w Strefie Gazy zginęło ponad 60 tysięcy Palestyńczyków. Każdego dnia liczba ta rośnie.
Świat protestuje i domaga się zakończenia działań zbrojnych. Benjamin Netanjahu mówi nie. I - co podkreśla w rozmowie dla TVN24+ izraelski dziennikarz Gideon Levy - ma za sobą niemal całe społeczeństwo Izraela.
Jacek Tacik: Co się dzieje w Gazie?
Gidon Levy: Trwa ludobójstwo, którego nie dostrzegają Izraelczycy. Dla nich Strefa Gazy nie istnieje.
Jeśli już mówią o Gazie, to tylko w kontekście izraelskich zakładników, którzy są w niej przetrzymywani przez Hamas albo izraelskich żołnierzy, którzy niemal każdego dnia giną w tej niepotrzebnej wojnie. Nie ma głodu w Gazie, nie ma śmierci, nie ma zniszczeń. Izraelskie media po prostu je ignorują, dając swoim odbiorcom przyjemne poczucie, że izraelskie społeczeństwo zachowuje się tak, jak powinno.
Media państwowe, podporządkowane rządowi Benjamina Netanjahu?
Nie, nie tylko media państwowe. Także prywatne, które są i mogłyby pozostać niezależne od rządu i polityki Netanjahu.
Świat kpi z rosyjskich dziennikarzy, którzy nie informują o wojnie w Ukrainie. Sprzedają obrzydliwą propagandę. Nie mają jednak wyboru. W Rosji nie ma niezależnych, uczciwych gazet czy stacji telewizyjnych. Tutaj, w Izraelu, mogliby być niezależni dziennikarze, a jednak ich redaktorzy naczelni wybrali drogę "fejk newsów". Media nie pokazują Gazy, bo wiedzą, że Izraelczycy nie chcą jej dostrzegać, nie chcą być o niej informowani. To jest zwykły negacjonizm.