Słowacja w swym pozwie przeciwko decyzji o rozmieszczeniu uchodźców w państwach Unii Europejskiej na podstawie obowiązkowych kwot zamierza zakwestionować prawo krajów członkowskich do przyjęcia takiego rozwiązania w głosowaniu większościowym. Premier Słowenii Miro Cerar zapowiedział natomiast postawienie tymczasowego ogrodzenia z drutu żyletkowego na granicy z Chorwacją, by lepiej kontrolować przepływ migrantów.
- Mamy wątpliwości, czy podjęcie decyzji o rozmieszczeniu uchodźców w państwach Unii Europejskiej na podstawie obowiązkowych kwot większością głosów było w tej sprawie w ogóle możliwe. Zakwestionujemy prawo ministrów spraw wewnętrznych do decydowania o skierowaniu konkretnych ludzi na terytorium konkretnego państwa - powiedział słowacki premier Robert Fico w wykładzie dla studentów Wyższej Uczelni Paneuropejskiej w Bratysławie. Dodał, że na złożenie pozwu Słowacja ma czas do 18 grudnia.
Słowacja się nie podporządkuje
O rozdzieleniu 120 tys. uchodźców postanowili we wrześniu unijni ministrowie spraw wewnętrznych znaczną większością głosów. Przeciwko były Czechy, Słowacja, Rumunia i Węgry, natomiast Finlandia wstrzymała się od głosu. Jednak tylko Słowacja oświadczyła później, że nie podporządkuje się tej decyzji i zaskarży ją przed unijnym sądem.
Szef słowackiego rządu już wcześniej proponował, by przedsięwzięcia związane z przeciwdziałaniem kryzysowi migracyjnemu uchwalali nie ministrowie spraw wewnętrznych, lecz unijni przywódcy w trakcie spotkań na szczycie. Podczas gdy do przyjęcia decyzji ministrów wystarczy tylko ich kwalifikowana większość, to na szczytach przywódców wymagana jest jednomyślność.
Przyjmą dwustu migrantów
Fico wskazał, że większość uchodźców stara się dotrzeć do Unii Europejskiej z powodów ekonomicznych, a UE nie zdoła w praktyce wyegzekwować obowiązkowych kwot. Jak zaznaczył, do tej pory w ramach UE udało się przemieścić tylko około 120 migrantów.
- Skoro luksemburski sąd (czyli Europejski Trybunał Sprawiedliwości - red.) będzie rozstrzygał w sprawie pozwu w jakimś horyzoncie czasowym, to do tego czasu przeniesienie 120 tys. migrantów bez wątpienia nie nastąpi. Ci ludzie nie są tym zainteresowani - powiedział Fico.
W ramach dobrowolnych działań na rzecz złagodzenia kryzysu wokół uchodźców słowacki rząd planuje przyjęcie dwustu syryjskich migrantów - czyli wyraźnie mniej niż przypada na to państwo z tytułu obowiązkowych kwot unijnych.
Główny kraj tranzytowy
Premier Słowenii Miro Cerar zapowiedział natomiast postawienie tymczasowego ogrodzenia z drutu żyletkowego na granicy z Chorwacją. - W najbliższych dniach rozpoczniemy stawianie tymczasowego technicznego ogrodzenia na granicy, by kierować napływem migrantów - powiedział Cerar na konferencji prasowej. - Nie zamykamy granicy. Chcemy zapewnić kontrolowany i bezpieczny przepływ migrantów i uniknąć katastrofy humanitarnej - zaznaczył.
Ponad 170 tys. migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu przybyło do liczącej 2 mln mieszkańców Słowenii od połowy października, kiedy to Węgry zamknęły swą granicę z Chorwacją. Słowenia stała się głównym krajem tranzytowym dla migrantów zmierzających ku Austrii i Niemcom.
"Nie przetrwają zimy"
W ciągu najbliższych dni spodziewanych jest kolejnych 30 tys. uchodźców. Cerar powiedział, że Austria planuje przyjmowanie tylko 6 tys. osób dziennie.
Zaznaczył, że Słowenia nie ma możliwości stawienia czoła dużej liczbie migrantów.
- W razie konieczności podejmiemy dalsze kroki, ponieważ nie mamy wystarczających środków, by zapewnić dużej liczbie migrantów przetrwanie zimy w Słowenii - dodał premier.
Ograniczyć napływ imigrantów
Słoweńska minister spraw wewnętrznych Vesna Gyoerkoes Żnidar na tej samej konferencji prasowej wezwała Unię Europejską do wzmocnienia kontroli na granicach, by ograniczyć napływ migrantów na Bałkany w drodze do Austrii i Niemiec.
Słoweńskie władze podają, że wydatki w związku z napływem migrantów wynoszą 770 tys. euro dziennie. Dotąd Komisja Europejska zatwierdziła przekazanie Słowenii dodatkowych 10 mln euro na stawienie czoła kryzysowi.
Bułgaria w strachu
Bułgarskie władze spodziewają się dużej fali migrantów i widzą w niej główne niebezpieczeństwo dla kraju. Poważnymi zagrożeniami są obecnie również terroryzm i niezdolność kraju do odpowiedzi na cyberataki.
Takie są główne wnioski pięciogodzinnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy bułgarskim prezydencie, które odbyło się we wtorek. Rada jest organem konsultacyjnym, nie podejmuje wiążących decyzji, lecz jest ważnym forum, na którym z udziałem polityków, w tym liderów opozycji, dyskutowane są najważniejsze problemy bieżącej polityki.
Zwalczać zagrożenia
Wtorkowe posiedzenie poświęcone było zagrożeniom dla bezpieczeństwa narodowego. Uczestnicy posiedzenia zapoznali się z raportami szefów wywiadu, kontrwywiadu, wywiadu wojskowego, MSW i MSZ. W odróżnieniu od wielu poprzednich posiedzeń po wtorkowym uczestnicy wstrzymali się od komentarzy. Wspólne stanowisko przedstawił prezydent Rosen Plewnelijew.
Podkreślił, że najważniejszym oraz najbardziej bezpośrednim zagrożeniem dla kraju jest duża fala migrantów; zagrożenie to potęguje nieefektywna polityka unijna i słabość systemu Schengen. Wskazał, że rząd powinien aktualizować plany obrony granic i zwalczania zagrożenia terrorystycznego, z uwzględnieniem aspektów finansowych i technologicznych. Za bardzo ważne zadanie uznał zlikwidowanie transgranicznych kanałów przemytu ludzi.
Wewnętrzne napięcia
- W instytucjach powołanych do przeciwdziałania tym zagrożeniom należy przezwyciężyć wewnętrzne napięcia - powiedział prezydent Plewnelijew, nawiązując do niedawnych protestów w MSW z powodu planu cięć wynagrodzeń w resortach siłowych.
Na posiedzeniu Rady wiele uwagi poświęcono cyberbezpieczeństwu. Plewnelijew wskazał na konieczność opracowania nowej strategii cyberbezpieczeństwa, zgodnej z rozwiązaniami w NATO i Unii Europejskiej.
Autor: asz//gak / Źródło: PAP