Przed wtorkowymi starciami, w czasie których policjant postrzelił nastoletniego demonstranta, policja w Hongkongu zmniejszyła ograniczenia dotyczące używania broni - podała agencja Reutera. Według mediów, władze rozważają też wprowadzenie zakazu noszenia masek.
Popierana przez Pekin administracja Hongkongu od czterech miesięcy bezskutecznie stara się powstrzymać falę prodemokratycznych protestów, które pogrążyły tę byłą brytyjską kolonię w największym kryzysie politycznym od przekazania jej Chinom w 1997 roku.
We wtorek, gdy w Pekinie świętowano 70-lecie komunistycznej ChRL, w wielu częściach Hongkongu dochodziło do starć pomiędzy policją a uczestnikami prodemokratycznych protestów. Policja użyła 1400 granatów z gazem łzawiącym, 900 gumowych kul i sześciu sztuk ostrej amunicji. W czasie starć jeden z funkcjonariuszy postrzelił w klatkę piersiową 18-letniego demonstranta. Zatrzymano 269 osób, a około 100 zostało rannych.
Przed wtorkowymi starciami zmianie uległy zasady użycia siły przez policję. Usunięto m.in. zapis, że policjanci powinni odpowiadać za swoje działania - przekazał Reuters, cytując dokumenty, do których dotarł. Policja odmówiła ujawnienia szczegółów, gdyż mogłoby to jej zdaniem utrudnić funkcjonariuszom pracę.
Według źródeł publicznej stacji RTHK nowe wytyczne weszły w życie poniedziałek. Dawniej przed użyciem śmiercionośnej siły policjanci musieli upewnić się, że napastnik działa w celu spowodowania śmierci lub poważnego uszczerbku na zdrowiu. Teraz wystarczy stwierdzenie, że spowodowanie przez niego śmierci lub poważnych obrażeń jest "względnie prawdopodobne" - podała stacja.
Kolejne demonstracje bez masek na twarzach?
Rząd Hongkongu zamierza też skorzystać z wprowadzonych w czasach kolonialnych i nieużywanych od pół wieku przepisów o stanie kryzysowym, by zakazać demonstrantom noszenia masek - podał hongkoński dziennik "South China Morning Post" oraz inne miejscowe media.
Wspomniane przepisy przyznają szefowi hongkońskiego rządu m.in. możliwość nieskrępowanego uchwalania praw z pominięciem parlamentu. Dają mu też inne szerokie uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, przeszukań, kar i deportacji, konfiskaty mienia czy cenzury prasy. Jedynym warunkiem jest stwierdzenie przez szefa rządu, że zaistniała "sytuacja kryzysowa lub zagrożenia publicznego".
Według źródeł "SCMP" szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam zaplanowała na piątek specjalne posiedzenie swojego gabinetu. Jeśli pomysł zostanie zaakceptowany, zakaz noszenia masek zostanie ogłoszony jeszcze tego samego dnia i wejdzie w życie w krótkim czasie - podała gazeta. O wprowadzenie zakazu apelowały do władz dwie największe prorządowe partie w hongkońskim parlamencie oraz jedno ze stowarzyszeń policyjnych.
Propekińska posłanka Elizabeth Quat oceniała, że taki zakaz mógłby być wzorowany na prawie kanadyjskim, które przewiduje nawet 10 lat więzienia za zasłanianie twarzy podczas zamieszek i nielegalnych zgromadzeń.
Zakazu noszenia masek domagało się również ok. 40 osób, które demonstrowały w czwartek w parku Tamar w okolicy budynków rządowych w dzielnicy Admiralty. Ich zdaniem zakaz powinien jednak obowiązywać wszystkich mieszkańców, w tym także policjantów, którzy w czasie starć również najczęściej zasłaniają twarze - podała RTHK.
"Inwestorzy będą się bardzo obawiać, że prawo w Hongkongu może zmienić się z dnia na dzień"
Wątpliwości części komentatorów wzbudza tymczasem sama możliwość użycia przepisów o stanie kryzysowym, by pominąć normalny proces ustawodawczy. Według wykładowcy prawa z Uniwersytetu Hongkongu (HKU) Erica Cheunga stanowiłoby to niebezpieczny precedens i wystraszyłoby inwestorów.
- Inwestorzy będą się bardzo obawiać, że prawo w Hongkongu może zmienić się z dnia na dzień, ograniczając ich swobody. Bez żadnych konsultacji, bez ostrzeżenia, bez debaty w Radzie Legislacyjnej. To bardzo niebezpieczne - powiedział Cheung. Wezwał Lam, aby nie podejmowała tego ryzyka, gdyż mogłoby to zagrozić statusowi Hongkongu jako międzynarodowego centrum finansowego.
Autor: ft\mtom / Źródło: PAP