Brytyjski wywiad już w 2015 roku ostrzegał służby w Waszyngtonie o kontaktach osób ze sztabu wyborczego Donalda Trumpa z rosyjskimi agentami - w piątek poinformował brytyjski "Guardian". W kolejnych miesiącach Waszyngton miał być informowany o tych kontaktach także przez wywiady innych europejskich państw, w tym Polski.
Brytyjska wywiadowcza Centrala Łączności Rządowej (GCHQ) po raz pierwszy wpadła na trop "podejrzanych interakcji" pomiędzy osobami powiązanymi z Donaldem Trumpem i rozpoznanymi lub domniemanymi rosyjskimi agentami pod koniec 2015 roku. Brytyjski "Guardian", podając te informacje, powołuje się anonimowe źródła bliskie brytyjskiemu wywiadowi. Tropy te zostały wówczas przekazane służbom amerykańskim w ramach rutynowej wymiany informacji - pisze dziennik.
W ciągu kolejnych sześciu miesięcy, do lata 2016 roku, kolejne informacje o kontaktach pomiędzy najbliższymi ludźmi Trumpa i Rosjanami miały przekazywać także wywiady innych państw europejskich. Wśród nich, jak twierdzi "Guardian", były wywiady Niemiec, Estonii i Polski. Także Australia, członek wywiadowczego "Sojuszu Pięciorga Oczu" (obejmującego poza tym Wielką Brytanię, USA, Kanadę i Nową Zelandię), miała przekazywać sygnały. Jak donoszą inne źródła gazety, informować miały także służby Holandii i Francji.
Na trop natrafiono przez przypadek
Jak pisze dziennik, na trop domniemanych rozmów natrafiono przez przypadek w trakcie rutynowych działań wywiadowczych wśród rosyjskich służb. Informacje od GCHQ miały mieć jednak duży wpływ na rozpoczęcie w lipcu 2016 roku przez FBI śledztwa dotyczącego powiązań otoczenia Donalda Trumpa z Rosjanami.
Krótko przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi FBI i CIA miały podchodzić do informacji o skali tych kontaktów ze sceptycyzmem. Przyczyną miało być m.in. prawo zakazujące amerykańskim służbom śledzenia bez nakazów prywatnej komunikacji Amerykanów.
Pod koniec sierpnia szef CIA John Brennan przekazał czołowym politykom Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej, że agencja dysponuje informacjami, jakoby Kreml mógł próbować pomóc Donaldowi Trumpowi zwyciężyć w wyborach prezydenckich, informował o tym wówczas "New York Times".
Z kolei szef FBI James Comey miał poważniej zaangażować się w śledztwo dopiero po wyborczym zwycięstwie Trumpa.
Jak podkreśla "Guardian", kwestia roli jaką odegrał brytyjski wywiad w toczącym się śledztwie FBI w sprawie powiązań Moskwy z kampanią wyborczą Trumpa jest bardzo delikatna. W marcu obecny prezydent USA zarzucił swojemu poprzednikowi Barackowi Obamie, że ten nielegalnie podsłuchiwał go w wieżowcu Trump Tower. Jak podawał rzecznik Białego Domu Sean Spicer, za podłożenie podsłuchu odpowiadać miał właśnie brytyjski wywiad. Spicer powoływał się na bliżej nieokreślony raport Fox News, którego istnieniu zaprzeczyła później sama stacja telewizyjna.
Zarzut ten wywołał reakcję GCHQ, która zwykle nie komentuje doniesień dotyczących działań wywiadowczych. Określiła ona oskarżenia o podsłuch jako "nonsens". - Są one całkowicie niedorzeczne i powinny zostać zignorowane - powiedział wówczas rzecznik Centrali.
Autor: mm//rzw / Źródło: Guardian