Demonstrujący Gruzini są pewni swego. Rząd, który przyjął "rosyjską ustawę", też. - Ani jedna, ani druga strona nie jest chętna do tego, żeby w jakimkolwiek aspekcie ustąpić - mówi o wydarzeniach w Gruzji dr Bartłomiej Krzysztan z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Gość TVN24 przedstawił możliwe scenariusze rozwoju sytuacji. - Wygląda na to, że nie ma tutaj miejsca na kompromis - stwierdził.
Gruziński parlament przyjął we wtorek w trzecim, ostatnim czytaniu budzącą gwałtowny sprzeciw społeczny ustawę o przejrzystości wpływów zagranicznych, zwaną też ustawą o zagranicznych agentach. Prezydent Salome Zurabiszwili zapowiedziała już, że zawetuje nowe prawo, partia władzy ma jednak dość głosów, by je odrzucić.
Forsująca projekt rządząca partia Gruzińskie Marzenie próbowała już przyjąć to prawo w ubiegłym roku, ale wycofała się po masowych demonstracjach i protestach Zachodu. W proteście przeciwko ustawie tysiące demonstrantów zablokowały we wtorek ruch na głównym skrzyżowaniu w stolicy Gruzji Tbilisi. Ten dzień nie był jednak pierwszym, a kolejnym na przestrzeni ostatnich miesięcy, gdy Gruzini wyrażali swoje niezadowolenie atakiem na demokrację.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zablokowali główne skrzyżowanie w stolicy Gruzji. Protesty po przyjęciu "rosyjskiej ustawy"
"Nie ma tutaj miejsca na kompromis"
- Zarówno protestujący, jak i gruziński rząd są pewni swego. Ani jedna, ani druga strona nie jest chętna do tego, żeby w jakimkolwiek aspekcie ustąpić - powiedział w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Bartłomiej Krzysztan z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.
- Ze strony rządu najprawdopodobniej sytuacja wyglądać będzie następująco: pani prezydent, tak jak zapowiedziała, zawetuje tę ustawę, natomiast Gruzińskie Marzenie - partia, która rządzi w Gruzji od 2012 roku - ma wystarczającą ilość głosów w parlamencie, żeby to weto odrzucić. Jednocześnie protestujący zapowiadają kontynuację tychże protestów - zauważył.
Zwrócił uwagę, że od wtorku, po przegłosowaniu kontrowersyjnej ustawy przez 84 deputowanych Gruzińskiego Marzenia, pojawiają się zapowiedzi polityków opozycji "z bardzo różnych stron" o budowaniu wspólnego europejskiego frontu, który z jednej strony miałby wspierać protestujących, a z drugiej strony - być kontrapunktem dla Gruzińskiego Marzenia w nadchodzących wyborach parlamentarnych, które odbędą się w październiku.
- Wygląda na to, że nie ma tutaj miejsca na kompromis - ocenił Krzysztan. Jak dodał, "z drugiej strony na ten moment jest małe prawdopodobieństwo zaognienia sytuacji, by była ona w jakikolwiek sposób porównywalna do Euromajdanu w Ukrainie w 2014 roku".
Problemy gruzińskiej opozycji
Krzysztan powiedział, że "problem opozycji w Gruzji jest taki, że jest ona niezmiernie słaba", z kilku przyczyn.
- Pierwszą podstawową przyczyną jest to, że największą siłą opozycyjną w dalszym ciągu jest Zjednoczony Ruch Narodowy, czyli partia, która była zakładana jeszcze przez byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego, który z jednej strony przez opinię publiczną na Zachodzie uważany jest za więźnia politycznego, z drugiej strony ma bardzo duży elektorat negatywny w samej Gruzji - zauważył ekspert.
Zwrócił uwagę, że "w Polsce patrzymy na jego osobę jako na człowieka, który zmienił geopolityczne postrzeganie swojego własnego kraju, doprowadził do dużego skoku cywilizacyjnego, zmienił pozycję Gruzji na mapie Eurazji". - Z drugiej strony był człowiekiem o tendencjach autorytarnych. Za jego czasów w więzieniach siedziało bardzo dużo Gruzinów, były tortury ze strony służb porządkowych, czego bardzo wielu Gruzinów nadal mu nie zapomniało - powiedział Krzysztan.
Dodał, że gruzińska opozycja jest także "niezmiernie podzielona". - To powoduje, że Gruzińskie Marzenie się wzmacnia - ocenił.
W jego opinii "nieco błędne jest postrzeganie tego, co wydarza się aktualnie w Gruzji przez perspektywę niechęci wobec samego rządu". - Owszem, ta niechęć wobec rządu jest. Ona jest wyrażana przede wszystkim przez młodych ludzi, przez studentów, przez tych, którzy tak naprawdę zostali socjalizowani, ukształtowani politycznie już po 2004 roku, po rewolucji róż. Ale to nie oznacza, że Gruzińskie Marzenie nie ma poparcia społecznego, bo je ma - zaznaczył. - Ma je poza dużymi miastami, ma je poza stolicą, poza Tbilisi, poza Batumi, poza Kutaisi. Ale w mniejszych regionach zdecydowanie poparcie dla Gruzińskiego Marzenia jest znaczące. I tam też jest matecznik tej partii - podkreślił.
Z drugiej strony - dodał - "są to miejsca, w których najłatwiej można manipulować wyborami". Przypomniał, że taka sytuacja wydarzyła się w roku 2020 i zaznaczył, że "zagrożenie podobnym manipulowaniem i wykorzystywaniem zasobów administracyjnych istnieje też w perspektywie wyborów w październiku 2024 roku".
Źródło: TVN24