Kryzys na Ukrainie sprowadził relacje Rosji i NATO do poziomu najgorszego od końca zimnej wojny. Szef Sojuszu wzywa do powstrzymania postępującego rozbrojenia europejskich członków organizacji wobec postępujących zbrojeń Rosji. Jednak pomimo spadku wydatków na siły zbrojne, NATO i tak utrzymuje znaczną przewagę nad rywalem. Rosja ma pewne atuty, ale nie równoważą one potęgi Zachodu.
Potencjał państw Sojuszu Północnoatlantyckiego i Rosji można porównać na kilka sposobów. Pierwszy to zliczenie żołnierzy, czołgów czy samolotów i sprawdzenie, kto ma ich więcej. Jest to metoda prosta, ale w rzeczywistości dająca mocno zafałszowany obraz i tak naprawdę nie pokazująca, która strona ma przewagę.
Tak licząc stary i nie modernizowany czołg T-72, stojący od ponad dwóch dekad w magazynie, z którego już nigdy nie wyjedzie, jest równoważny utrzymywanemu w dobrym stanie nowoczesnemu czołgowi Challenger 2.
Wielkie znaczenie, jeśli nie jeszcze większe, ma wyszkolenie, doświadczenie, morale czy sprawność systemu dowodzenia, których w statystykach nie sposób wyrazić. Najpopularniejszym przykładem ilustrującym istotność tych czynników jest atak III Rzeszy na Francję w 1940 roku. Niemcy mieli pod wieloma względami gorsze uzbrojenie i nie rekompensowali tego przewagą liczebną. Pomimo tego, dzięki znacznie lepszemu morale, sprawnemu systemowi dowodzenia i dobrym dowódcom, odnieśli błyskotliwe zwycięstwo.
Drugim sposobem na przedstawienie porównania potencjału NATO i Rosji jest opisanie ich silnych i słabych stron. W połączeniu z prostą statystyką daje to najlepszy możliwy obraz.
Pieniądze
Dwa tysiące lat temu rzymski polityk Cyceron stwierdził, że "pieniądze są nerwem wojny". Sentencja ta nadal jest prawdziwa. Bez pieniędzy nie ma sprawnych sił zbrojnych i zaplecza przemysłowego, niezbędnych do prowadzenia wojny. W tym zakresie NATO nie ma sobie równych na świecie, co jest przede wszystkim zasługą Stanów Zjednoczonych. Rosja, pomimo znacznego zwiększenia wydatków na siły zbrojne w ostatnich latach, nadal zdecydowanie odstaje od wspólnego potencjału NATO.
Sojusz Północnoatlantycki odpowiada obecnie za około 60 procent światowych wydatków na cele wojskowe. To około 950 miliardów dolarów. Na tym tle Rosja wypada słabo, z wydatkami wynoszącymi niecałe 90 miliardów dolarów. To znaczna dysproporcja, która przekłada się na takie rzeczy jak liczebność sił zbrojnych, zakupy uzbrojenia, rozwój technologii zbrojeniowych czy intensywność szkoleń.
Rosja nie ma już znacznych możliwości zwiększenia swoich wydatków na wojsko. Według najnowszych danych Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem w 2013 roku przekroczyły one cztery procent PKB. To duże obciążenie, które zaczyna się już zauważalnie odciskać na budżecie państwa. Większość europejskich państw NATO wydaje 1-2 procent PKB, a USA 3,8 procenta. Rosja musi dodatkowo zmagać się ze słabnącą gospodarką, która ucierpiała po aneksji Krymu. Dalsze zwiększanie wydatków będzie coraz bardziej odciskać się na życiu przeciętnych Rosjan.
Jeśli chodzi o NATO, to nie dość, że startuje ze znacznie wyższego poziomu, to państwa członkowskie mają znacznie większy potencjał do zwiększenia swoich wydatków. Problem w tym, że państwa europejskie NATO od wielu lat obcinają budżety resortów obrony. Istotną zmianą byłoby choćby podniesienie ich do zalecanego przez Sojusz poziomu dwóch procent PKB. Apeluje o to chociażby Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO. W wywiadzie dla TVN24 BiŚ stwierdził, że Sojusz nie może się dalej rozbrajać, kiedy Rosja się zbroi.
Technologia i przemysł
Kolejną przewagą NATO nad Rosją jest technologia i baza przemysłowa. Państwa Zachodu mają najbardziej innowacyjne gospodarki na świecie, które pomimo kryzysu są nieporównywalnie większe od rosyjskiej. Państwa UE wraz z USA wytwarzają prawie połowę globalnego PKB, podczas gdy Rosja mniej niż trzy procent. Prawdą jest, że w ostatnich dekadach tradycyjny przemysł został w znacznej mierze przeniesiony do Azji, jednak nie zbrojeniowy. To państwa zachodnie pozostają największymi producentami i eksporterami uzbrojenia na świecie.
Rosyjski przemysł zbrojeniowy jest natomiast od wielu lat w nieustannym kryzysie. Już w czasach ZSRR był bardzo niewydajny, ale wielkie wydatki państwa na cele wojskowe maskowały. Lata 90-te były jednak kataklizmem dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego i przy znikomym finansowaniu nastąpiło jego drastyczne załamanie. Pomagali w tym Amerykanie, którzy w imię rozbrojenia dawali pieniądze na przystosowywanie fabryk do produkcji cywilnej, a co najważniejsze pomagali naukowcom z biur projektowych przebranżowić się. Wielu zdolnym pomagano też w wyjazdach na Zachód. Był to drenaż kadr na niespotykaną skalę, którego skutki Rosjanie boleśnie odczuwają do dzisiaj. Zdewastowaniu lub przekształceniu uległo wiele zakładów zbrojeniowych. Swoje dokłada tradycyjna rosyjska korupcja i niska wydajność.
Skutkiem tego rosyjski przemysł zbrojeniowy produkuje w większości uzbrojenie, które albo zaczęto jeszcze projektować w ZSRR, albo jest modernizacją poradzieckiego sprzętu. Problemem nie jest tylko samo zacofanie, ale również wydajność. Od kilku lat rosyjskie wojsko ma dość pieniędzy na zakupy nowego uzbrojenia, ale rosyjskie fabryki nie są w stanie go dostarczać w odpowiednich ilościach i jakości. Opóźnienia są notoryczne, zwłaszcza w pracach nad zupełnie nowym uzbrojeniem.
Przemysły zbrojeniowe państw zachodnich nie są wolne od podobnych mankamentów. Przekraczanie kosztów, opóźnienia i problemy techniczne wynikające ze zbyt ambitnych obietnic/wymagań to codzienność wielu programów. Dotyczy to jednak prac nad zupełnie nowym sprzętem, gdzie takie problemy przydarzały się od zarania dziejów. Po pokonaniu wstępnych problemów zachodnie koncerny zbrojeniowe najczęściej produkują uzbrojenie sprawnie i bardzo dobrej jakości. W wypadku gwałtownego pogorszenia się relacji z Rosją na pewno nie miałyby problemu ze zwiększeniem produkcji.
Praktyka i dowodzenie
Kolejną silną stroną NATO jest doświadczenie bojowe sił zbrojnych części członków, które jest zdobywane od ponad dwóch dekad w różnych wojnach regionalnych, oraz zaawansowane systemy łączności i dowodzenia. Tych czynników nie sposób ująć w statystykach, ale mają wielkie znaczenie dla skuteczność sił zbrojnych.
Bezsprzecznie największe praktyczne doświadczenie mają wojska Stanów Zjednoczonych. Dobrze w tym zakresie prezentują się również Brytyjczycy czy Francuzi. Kilka mniejszych państw Sojuszu również wiele nauczyło się podczas ponad dekady "wojny z terrorem". Wbrew pozorom nauki wyciągnięte z misji interwencyjnych w krajach trzeciego świata mogą mieć zastosowanie podczas teoretycznego starcia z Rosją. Chodzi zwłaszcza o usprawnienie systemów łączności, dowodzenia i rozpoznania. Te czynniki mają olbrzymie znaczenie na polu bitwy. Sprawnie dowodzona i dysponująca dobrymi danymi na temat przeciwnika siła jest w stanie rozbić nawet przeważającego wroga.
O tym jak bardzo zacofana jest Rosja w tej jakże ważnej kwestii, pokazała wojna z Gruzją w 2008 roku. Rosyjskie jednostki często poruszały się po omacku, szwankowała łączność i brakowało współdziałania z lotnictwem czy artylerią. Niezmieniona od czasów ZSRR struktura dowodzenia okazała się zupełnie niezdolna do prowadzenia szybkich działań manewrowych. Ujawniły się również braki w wyszkoleniu. Sytuacja była na tyle poważna, że dała niezbędny impuls do rozpoczęcia szerokich reform pod egidą nowego ministra obrony Siergieja Sierdiukowa.
Od 2008 roku wiele w rosyjskim wojsku się zmieniło. Uproszczono strukturę dowodzenia, podniesiono gotowość bojową wojska, zwiększono częstotliwość szkoleń. Do dorównania wojskom zachodnim jest jednak jeszcze bardzo daleko. Rosjanom brakuje zwłaszcza automatycznych cyfrowych systemów łączności i dowodzenia, takich jak na przykład amerykański FBCB2. Problemy potęgują nie do końca przemyślane elementy reform. W nowo utworzonych brygadach, które są teraz podstawową jednostką zamiast dywizji, o połowę zmniejszono ilość oficerów zajmujących się planowaniem, podczas gdy mają oni taki sam zakres obowiązków jak wcześniej.
Tego rodzaju problemy z systemem dowodzenia najszybciej wychwytuje się podczas prowadzenia prawdziwych operacji wojskowych. Wtedy też jest największa presja na ich szybkie rozwiązywanie. Dlatego tak bardzo ważne są doświadczenia wyniesione nawet z walki z zdecydowanie słabszym przeciwnikiem, tak jak to miało miejsce w Iraku czy Afganistanie. Chodzi nie tyle o pokonanie wroga, ale własnych słabości.
Dominacja na morzu i w powietrzu
Kolejną silną stroną NATO jest potęga w powietrzu i na morzu. W tym drugim wymiarze jest to wręcz obezwładniająca przewaga. Jeszcze w czasach ZSRR flota była najsłabsza z trzech rodzajów sił zbrojnych i nawet u szczytu swej potęgi mogła jedynie bronić własnych brzegów i próbować zakłócać transport morski na Atlantyku. Od tego czasu wiele się zmieniło i to na niekorzyść Rosjan. Ich flota jest swoim cieniem. Formalnie ma niemal 300 jednostek, ale w praktyce większość z nich to okręty małe i nie nadające się do działania z dala od własnych baz. Te większe są w przeważnie stare i w złym stanie technicznym. Jedyna flota która otrzymała dużo nowych okrętów i jest względnie nowoczesna to Flota Kaspijska.
Państwa NATO sprawują niekwestionowaną władzę nad oceanami. To głównie zasługa USA, ale Francja, Hiszpania, Włochy i Wielka Brytania również mają znaczne siły morskie. W ewentualnym konflikcie Rosjanie mogliby jedynie bronić swojego wybrzeża przy pomocy rakiet i liczyć na to, że ich atomowe okręty podwodne zdołają poczynić jak najwięcej strat zanim zostaną zniszczone. NATO nie musiałoby się obawiać o przerwanie transportu morskiego, który ma kluczowe znacznie dla Sojuszu. W wypadku wojny Atlantyk stanie się wielką trasą przerzutu amerykańskich wojsk i sprzętu.
W powietrzu przewaga nie jest aż tak ewidentna. Rosyjskie samoloty na papierze nie ustępują konstrukcjom zachodnim, przy czym często je nawet przewyższają. Jednak jest ich nieporównywalnie mniej. Rosjanie mogą się pochwalić około 800 myśliwcami, podczas gdy sami Amerykanie mają ich około dwóch tysięcy, a trzeba do tego dodać około tysiąca myśliwców innych państw NATO. Dodatkowym problemem jest też to, że około 500 rosyjskich maszyn to niezmodernizowane MiGi-29 i Su-27 reprezentujące poziom technologiczny lat 70. i 80. Nowoczesnych maszyn w postaci na przykład Su-30, Su-35 czy zmodernizowanych wersji Su-27 i MiG-29 jest nieco ponad sto, co oznacza, że sami Amerykanie mają podobną ilość jeszcze nowocześniejszych F-22 Raptor, a całe NATO kilkaset kolejnych Eurofighetrów, Rafalów czy najnowszych odmian F-15, F-16 i F-18.
Problemem Rosjan jest też skromna flota latających tankowców. Mają ich około 20, podczas gdy NATO ma ich około pół tysiąca, z czego ponad 90 procent stanowią maszyny amerykańskie. Latające tankowce zwielokrotniają potencjał lotnictwa bojowego. Dzięki nim myśliwce i bombowce mogą polecieć znacznie dalej, albo znacznie dłużej patrolować wybrany obszar, nie marnując czasu na powroty do baz.
Wielką przewagą lotnictwa NATO jest też doświadczenie, zwłaszcza w dziedzinie współpracy z wojskami lądowymi. Tą trudną sztukę piloci Sojuszu szlifują od ponad dekady w Afganistanie, Iraku czy Libii. Szybkie i precyzyjne wsparcie z powietrza ma olbrzymie znaczenie. Ponad to statystycznie spędzają w powietrzu więcej godzin w roku niż Rosjanie i biorą udział w większej ilości dużych ćwiczeń. Mają też bogate doświadczenie w zwalczaniu obrony przeciwlotniczej, choć ta rosyjska jest nieporównywalnie nowocześniejsza i groźniejsza od wszystkiego z czym do tej pory stykały się wojska NATO.
Jednolity front i rosyjskie przestrzenie
Rosja nie jest jednak na jednoznacznie straconej pozycji. Ma swoje atuty. Najpoważniejszym jest fakt, że jest silnie scentralizowanymi i na autorytarnym krajem. NATO natomiast jest sojuszem, zlepkiem 28 państw, które często mają rozbieżne interesy. Wobec powyższego Rosja znacznie sprawniej kreuje swoją politykę, czy to obronną, czy zagraniczną. Władimir Putin nie musi się na nikogo oglądać, nie musi budować "koalicji chętnych" czy przekonywać opornych. Państwa NATO wręcz przeciwnie. Ustalenie wspólnej polityki wymaga często wieloletnich rozmów i konsultacji, a efekt bywa daleki od oczekiwań wszystkich stron.
Sam kluczowy zapis czyniący z NATO sojusz wojskowy, czyli artykuł piąty Paktu Północnoatlantyckiego jest sformułowany oględnie i wbrew powszechnemu poglądowi nie gwarantuje automatycznej pomocy zbrojnej dla zaatakowanego członka. Gwarantuje jedynie, że wszystkie państwa NATO uznają atak na jednego z sojuszników za atak na wszystkich i każde z nich podejmie indywidualnie decyzję o "stosownej" odpowiedzi.
Rosja ma też na razie znaczną przewagę w tak zwanym morale. Rosyjskie społeczeństwo jest nastawione nacjonalistycznie i patriotycznie, co może ułatwić ewentualne przekonanie go o konieczności wyrzeczeń na rzecz dalszej rozbudowy sił zbrojnych czy podejmowania ryzykownych decyzji na arenie międzynarodowej. Mieszkańcy państw NATO są natomiast znacznie bardziej zainteresowani spokojem i dobrobytem, niż budowaniem mocarstwowej pozycji na arenie międzynarodowej.
Tradycyjnym atutem Rosji jest też jej rozmiar i zasoby surowców naturalnych. Jakakolwiek próba wkroczenia zbrojnego na terytorium Rosji i okupacji choć części jej terytorium byłaby koszmarem i czymś, na co nawet NATO nie miałoby sił. Na dodatek szereg kluczowych dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego zakładów znajduje za Uralem, czyli w trudno dostępnych miejscach z punktu widzenia NATO. Z terytorium wiąże się też praktyczna samowystarczalność Rosji pod względem surowcowym.
Niewykonalna agresja
Porównanie sił NATO i Rosji nieuchronnie prowadzi do stwierdzenia, że w wojnie konwencjonalnej to Sojusz byłby górą. Starcie nie byłoby jednak tak jednostronne, jak te wszystkie, które Zachód prowadzi od końca zimnej wojny i do których przyzwyczaiła się opinia publiczna. NATO na pewno poniosłoby dotkliwe straty, ale wyszłoby ze starcia górą.
Perspektywa ograniczonej wojny konwencjonalnej pomiędzy Rosją a Sojuszem jest jednak czysto teoretyczna. W praktyce ryzyko eskalacji do wojny jądrowej i zagłady ludzkości byłoby bardzo duże. Obowiązująca doktryna militarna Rosji zakłada, że w wypadku ataku ze strony "przeważających sił konwencjonalnych" Moskwa rezerwuje sobie prawo do odpowiedzenia bronią jądrową. To zapis skrojony wyraźnie pod obecną nierównowagę potencjału w porównaniu do NATO. Decydenci na Kremlu zdają sobie sprawę ze słabości swoich sił konwencjonalnych.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl