Głosują, liczą i ciągle walczą na placu Tahrir


W kolejnym dniu egipskiego maratonu wyborczego znów niespokojnie było na kairskim placu Tahrir. Ok. 80 osób zostało rannych po starciach, gdy młodzi ludzie obrzucali koktajlami Mołotowa i kamieniami demonstrantów, którzy od 11 dni protestują przeciwko wojskowym władzom.

Mohamed ElBaradei, który jest jedną z najbardziej aktywnych postaci na egipskiej scenie politycznej, poinformował, że byli to "bandyci". Tak nazywano m.in. ludzi, którzy podczas powstania przeciwko byłemu prezydentowi Hosniemu Mubarakowi wjechali w tłum na wielbłądach i koniach.

Według jednego z organizatorów protestu starcia wybuchły, gdy grupa młodych ludzi próbowała dostać się na plac Tahrir (po arabsku Wyzwolenia). Świadkowie mówią, że słyszeli strzały. Rannych zostało 80 osób, z których 27 trafiło do szpitala - podała oficjalna agencja MENA.

Krytykując rządzącą krajem Najwyższą Radę Wojskową, ElBaradei, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2005 r., napisał na Twitterze, że "reżim, który nie potrafi chronić obywateli, to reżim, który nie wypełnia swojej podstawnej funkcji".

Będą głosować długo

W poniedziałek w Egipcie rozpoczął się kilkumiesięczny maraton wyborczy. Pomimo starć na Tahrir, który 18 listopada ponownie stał się centrum protestów, w większości miejsc głosowanie na członków izby niższej parlamentu przebiegało spokojnie. Głosy oddali w poniedziałek i wtorek m.in. mieszkańcy Kairu i drugiego co do wielkości miasta, czyli Aleksandrii.

Uczestnicy demonstracji na Tahrir zarzucają wojskowym, że nie chcą oddać władzy, którą przejęli 11 lutego, po obaleniu Mubaraka. W starciach między manifestantami a siłami bezpieczeństwa zginęły dotychczas 42 osoby, a ponad 3 tys. zostały ranne. W wyniku protestów Rada postanowiła przyspieszyć wybory prezydenckie i przekazać władzę cywilom w połowie 2012 r.

Źródło: PAP