Kandydat na doradcę odmówił Trumpowi


Wiceadmirał Robert Harward, który odrzucił propozycję prezydenta USA Donalda Trumpa, by objąć stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, oświadczył w czwartek w komunikacie, że jego decyzja motywowana jest przyczynami osobistymi.

"Odkąd przeszedłem na emeryturę, mam możliwość zajęcia się sprawami finansowymi i rodzinnymi, co przy stanowisku [doradcy prezydenta - red.] byłoby trudne" - napisał Harward w tekście cytowanym w piątek nad ranem przez agencje. "Praca ta, aby wykonywać ją dobrze, wymaga zaangażowania 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, koncentracji oraz oddania. W tej chwili nie mogę wziąć na siebie takiego obowiązku".

Jednocześnie agencja EFE podaje, powołując się na anonimowych przedstawicieli Partii Republikańskiej cytowanych przez CNN, że Harward, były wiceszef Centralnego Dowództwa USA (CENTCOM), odrzucił propozycję prezydenta, gdy okazało się, że nie będzie mógł utworzyć swojego zespołu w taki sposób, jakiego oczekiwał.

Ponadto CNN podała, przytaczając opinię przyjaciela Harwarda, że zdaniem wiceadmirała sposób funkcjonowania Białego Domu jest "chaotyczny". Wspomina o tym także "New York Times".

"Po 40 latach służby wojskowej wreszcie mam czas dla siebie"

Harward był członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury George'a W. Busha, walczył w elitarnej jednostce komandosów Navy SEALs oraz służył w Iraku i Afganistanie. Jednocześnie w rozmowie z agencją AP powiedział, że administracja Trumpa "była bardzo przychylnie nastawiona" do jego potrzeb, "zarówno zawodowych, jak i osobistych". Decyzja motywowana jest "tylko kwestiami osobistymi" - podkreślał. I dodał: - Po 40 latach służby wojskowej wreszcie mam czas dla siebie.

Zapytany przez AP, czy zwracał się z prośbą o wprowadzenie swojego zespołu do amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, odpowiedział: - Myślę, że to [pytanie - red.] do prezydenta. Trump przedstawił swą propozycję Harwardowi w środę, tj. dwa dni po złożeniu rezygnacji ze stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego przez Michaela Flynna. Jego dymisja miała związek z tym, że zataił przed wysokimi rangą przedstawicielami władz informacje o swoich kontaktach z rosyjskim ambasadorem. W czwartek Trump po raz pierwszy przyznał, że to on sam zażądał rezygnacji swojego doradcy.

Kontakty z Rosjanami

Dymisja Flynna miała związek z jego kontaktami z rosyjskimi dyplomatami, z którymi miał rozmawiać o możliwościach zniesienia amerykańskich sankcji wobec Rosji, czemu on sam stanowczo zaprzeczył 24 stycznia podczas przesłuchania przez Federalne Biuro Śledcze.

Tymczasem – jak podała w czwartek agencja Reutera – służby wywiadowcze USA są w posiadaniu nagrań rozmów Flynna z ambasadorem Rosji w Waszyngtonie Siergiejem Kislakiem, które toczyły się w grudniu, a zatem jeszcze za prezydentury Baracka Obamy i wynika z nich, że obaj rozmówcy dyskutowali właśnie o sankcjach.

Sprawa kontaktów Flynna z przedstawicielami służb dyplomatycznych Rosji stała się głośna po serii publikacji w "Washington Post". Dziennik podał, że pod koniec stycznia p.o. minister sprawiedliwości i prokurator generalnej Sally Yates poinformowała wysokiej rangi urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego oraz radcę prawnego Białego Domu Donalda McGahna, że Flynn zataił przed najbliższym otoczeniem prezydenta Trumpa tematykę swoich rozmów z ambasadorem Rosji w Waszyngtonie.

We wtorek Biały Dom przyznał, że Trumpowi przekazano ponad dwa tygodnie temu, iż Flynn mijał się z prawdą, chociaż w piątek prezydent mówił dziennikarzom, że nie wiedział o medialnych doniesieniach w tej sprawie. Prezydent USA podkreślał również, że do rezygnacji Flynna przyczyniły się liczne "nielegalne przecieki z Białego Domu".

Najkrócej w historii

Po dymisji Flynna, który był doradcą Białego Domu ds. bezpieczeństwa najkrócej w historii, czyli przez trzy tygodnie i trzy dni, stanowisko p.o. doradcy Trump powierzył emerytowanemu generałowi piechoty Josephowi Keithowi Kelloggowi, który obecnie jest szefem personelu Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

W przeciwieństwie do innych stanowisk w gabinecie prezydenta nominacja na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego nie musi być zatwierdzona przez Senat.

Jak ocenia agencja Reutera, utrata doradcy ds. bezpieczeństwa niedługo po objęciu urzędu przez Trumpa jest kłopotliwa dla prezydenta, który uczynił z bezpieczeństwa narodowego jeden z najważniejszych priorytetów swoich rządów.

Amerykańskie media podkreślały, że dlatego właśnie najpilniejszym zadaniem Trumpa było powołanie doradcy, któremu nie da się nic zarzucić.

Administracja Donalda Trumpa

Autor: ts,pk/sk / Źródło: PAP