Liderka francuskiej prawicy Marine Le Pen powiedziała przed sądem w Paryżu, że "nie widzi realnej różnicy" między pracą polityczną w kraju a pracą w Parlamencie Europejskim. Jest oskarżona o defraudację unijnych funduszy.
Przed sądem w Paryżu rozpoczęło się przesłuchanie przywódczyni francuskiej skrajnej prawicy Marine Le Pen. Dotyczy postępowania w sprawie fikcyjnego zatrudniania asystentów deputowanych w Parlamencie Europejskim. Le Pen przekonywała, że polityk, nawet w PE, nie przestaje działać na rzecz swej partii.
- Prawdziwe pytanie brzmi: czy deputowany pracuje dla siebie samego? Ja uważam, że pracuje na rzecz swoich idei. A kto niesie jego idee? Jego partia - oświadczyła Le Pen. Oceniła też, że "działalność polityczna deputowanego odbywa się na rzecz jego partii".
Le Pen broniła się, argumentując, że zadania asystentów opłacanych przez Parlament Europejski muszą być dostosowane do rozmaitych aktywności europosłów, w tym zadań politycznych związanych z partią, do której należą deputowani.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Marine Le Pen grozi 10 lat więzienia. Rusza proces
Przedstawiała swoją wizję działalności europosłów, która - jej zdaniem - nie sprowadza się tylko do pracy nad przepisami unijnymi. - Asystent pracuje dla swojego eurodeputowanego, może więc pracować dla niego z zyskiem dla partii - oznajmiła.
Nie odpowiadała wprost na pytania sędziego, lecz wskazywała na "kontekst" wydarzeń z lat 2004-2016, których dotyczy proces. Opowiadała o początkach w Parlamencie Europejskim, kiedy jej partia miała trzech europosłów, a potem siedmiu. Istniało więc - przekonywała Le Pen - "swego rodzaju łączenie asystentów parlamentarnych".
- Nie mam absolutnie poczucia, że dopuściłam się najmniejszego naruszenia, niezgodności z prawem - oznajmiła na początku przesłuchania, które będzie kontynuowane do środy.
Proces w sprawie asystentów w Parlamencie Europejskim
Le Pen odpowiada na pytania dotyczące opłacania w minionych latach z funduszy Parlamentu Europejskiego jej współpracowników w partii: pracownika ochrony, szefowej gabinetu i dwóch innych osób.
Ogółem oskarżonych jest w procesie 27 działaczy skrajnej prawicy. Zarzuty dotyczą sprzeniewierzenia funduszy publicznych bądź współudziału w malwersacji.
Zanim proces rozpoczął się we Francji, dochodzenie w Parlamencie Europejskim wykazało, że 17 eurodeputowanych ówczesnego Frontu Narodowego zatrudniało na stanowiskach asystentów osoby, które w rzeczywistości były funkcjonariuszami partyjnymi, a nie świadczyły pracy na rzecz europosłów, czego wymagają regulacje unijne.
Możliwy wyrok, oprócz grzywny, to również pięcioletni zakaz udziału w wyborach. To ostatnie mogłoby udaremnić start Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji w 2027 roku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA