Gwałtowne protesty w Kazachstanie były początkowo skierowane przeciwko wzrostowi cen paliw, a potem przybrały charakter polityczny. - Konflikt w Kazachstanie jest wyzwaniem dla Putina. Niewątpliwie jednak, będzie próbował przekuć go w sukces - powiedział Krzysztof Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalizujący się w obszarze Kaukazu Południowego, Azji Centralnej, Turcji i Bliskiego Wschodu.
W niedzielę w Kazachstanie wybuchły gwałtowne protesty, które były początkowo skierowane przeciwko wzrostowi cen paliw, a potem przybrały charakter polityczny. W czwartek do Kazachstanu na prośbę prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa zostały wysłane wojska ODKB, głównie z Rosji.
Jak wyjaśnił Strachota, powodem zamieszek w Kazachstanie jest nie tylko znaczący wzrost cen gazu, ale przede wszystkim ogromna frustracja społeczeństwa, związana z sytuacją ekonomiczną i polityczną w kraju.
Tokajew zaprzepaścił 30 lat pracy nad umiarkowanym podejściem
- Kazachowie są zmęczeni poczynaniami rządzących. Gniew dotyczy głównie byłego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, który od lat jest symbolem autorytarnych władz – powiedział Krzysztof Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Wskazał na założoną przez władze w Kazachstanie blokadę informacyjną. - Właściwie nie wiadomo, co się tam dzieje. Na ten moment posiadamy tylko oficjalne komunikaty władz i skąpe informacje przekazywane przez rosyjskie media – tłumaczył. - Wygląda na to, że cały czas trwa pacyfikacja protestów w Ałmaty, a wielką niewiadomą jest sytuacja w innych miastach – dodał.
Zdaniem eksperta zamieszki zostaną szybko stłumione. - Wydaje się mało prawdopodobne, żeby przerodziło się to w długotrwały konflikt. Naprzeciwko protestujących stanęły siły kazachskie i profesjonalne wojska Rosji i innych państw. Obywatele nie mają w takim starciu szans – dodał.
- Jednym z istotnych elementów rewolucyjności tej sytuacji jest agresywna reakcja ze strony władz Kazachstanu. Prezydent Tokajew, w czym pomogli mu protestujący, w dwa dni zaprzepaścił 30 lat pracy nad umiarkowanym i mediacyjnym podejściem do konfliktów wewnętrznych, przechodząc do bardzo brutalnych represji - ocenił.
Brak poszlak, że Zachód chce destabilizacji sytuacji w Kazachstanie
Zdaniem eksperta prezydent Kazachstanu kierował się zapewne strachem przed możliwymi skutkami protestów np. przewrotem, do którego mogłoby dojść. - Władze uznały, że stawką w grze jest przetrwanie reżimu, więc użyto siły nie zważając na konsekwencje polityczne - tłumaczył Strachota.
W ocenie eksperta działania państw zachodnich ograniczą się do apeli o deeskalację sytuacji. Zaznaczył, że NATO nie posiada podstaw prawnych do ingerencji w konflikt. - Nie ma też realnych instrumentów i cienia woli politycznej – dodał.
Komentując doniesienia rosyjskich mediów o „celowym rozpętaniu zamieszek w Kazachstanie przez zachodnie służby”, które „miały na celu odwrócenia uwagi Rosjan od Ukrainy” Strachota stwierdził, że "stawianie tego rodzaju tez to tylko i wyłącznie działanie propagandowe strony rosyjskiej". - Nie ma żadnych poszlak wskazujących na to, że Zachód miałby powód, czy byłby chętny do destabilizacji sytuacji w Kazachstanie - zaznaczył.
Konflikt w Kazachstanie jest wyzwaniem dla Putina
Na pytanie, czy Kreml może wykorzystać zamieszki w Kazachstanie jako pretekst do rozpoczęcia działań wojskowych na Ukrainie odparł, że w jego ocenie raczej nie ma tutaj prostej zależności - Przygotowania do operacji wymierzonej w Kijów trwały miesiącami. Były widoczne na poziomie militarnym, dyplomatycznym i politycznym. To starannie rozpisany przez Moskwę plan. Oczywiście sukces w Kazachstanie dodałby im skrzydeł, ale powątpiewam w ścisłą synchronizację - dodał.
Strachota zaznaczył, że rosyjski kontyngent, który wysłano do Kazachstanu liczy trzy tys. żołnierzy, a to tylko ułamek sił w porównaniu do dziesiątek tysięcy wojsk zgromadzonych przy granicy z Ukrainą.
Dodatkowo, Rosja do działań w Kazachstanie zmobilizowała swoich sojuszników. Pierwszy raz w takiej operacji towarzyszą im siły białoruskie i armeńskie, działające w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, tzw. postsowieckiego NATO. W skład sojuszu oprócz Rosji wchodzą: Armenia, Białoruś, Kirgistan, Kazachstan i Tadżykistan.
- Konflikt w Kazachstanie jest wyzwaniem dla Putina. Niewątpliwie jednak, będzie próbował przekuć go w sukces. Jeżeli uda mu się sprawnie uporać się z zamieszkami, a jednocześnie zamanifestować siłę OUBZ i służb rosyjskich to będzie element wzmacniający Rosję i jego samego - ocenił ekspert OSW.
Czy możliwa jest powtórka z Arabskiej Wiosny, podczas której fala protestów rozniosła się po Bliskim Wschodzie? W ocenie Strachoty taki scenariusz jest mało prawdopodobny. - Skojarzenie z Arabską Wiosną zdaje się być główną przyczyną tak szybkiej i ostrej reakcji ze strony Moskwy. Kreml chce zastraszyć protestujących i jasno dać do zrozumienia wszystkim w regionie, że takie zachowanie nie będzie przez nich akceptowane – wyjaśnił ekspert.
Źródło: PAP