Dziesiątki tysięcy ludzi za trumną Chaveza. Niedługo czekają ich nowe wybory


Śmierć Hugo Chaveza, pomimo tego, że była spodziewana, wywołała trzęsienie ziemi w Wenezueli. Jego zwolennicy rozpaczają. Dziesiątki tysięcy ludzi odprowadziły jego trumnę wiezioną ulicami Caracas. Przeciwnicy natomiast się radują i szykują do kolejnych wyborów, które będą w znacznej mierze powtórką tych przeprowadzonych zaledwie przed pięcioma miesiącami.

Zgodnie z konstytucją Wenezueli, po śmierci Chaveza, który we wtorek przegrał walkę z rakiem, wybory powinny zostać ogłoszone w ciągu 30 dni. Oznacza to, że Wenezuelczycy będą mieli rok wyjątkowo polityczny. Poprzednie wybory przeprowadzono we wrześniu i październiku, a teraz już szykują się kolejne.

Chorujący od wielu miesięcy Chavez nie zdążył nawet zostać oficjalnie zaprzysiężony na kolejną kadencję. Władzę przejął teraz oficjalnie wiceprezydent Nicolas Maduro.

Powtórka z rozrywki

To właśnie najpewniej zastępca Chaveza będzie startował w wyborach, jako jego duchowy następca i przywódca jego formacji politycznej. Rywalem zapewne będzie przegrany w ostatnich wyborach kandydat opozycji Henrique Capriles Radonski.

Zdaniem agencji Reutera pokonanie Maduro, o którym pod koniec ubiegłego roku Chavez powiedział, że życzyłby go sobie na swego następcę, może się okazać bardzo trudne w naładowanej emocjami atmosferze po śmierci charyzmatycznego prezydenta. - To nie będzie wybór między Caprilesem i Maduro, lecz między Caprilesem a duchem Chaveza - powiedział jeden z zachodnich dyplomatów w Caracas.

Poważne wyzwanie

Po przegranych zeszłorocznych wyborach Capriles zapewniał, iż jest gotów do kolejnej walki wyborczej i ostro atakował Maduro, zarzucając mu niekompetencję oraz kłamstwa. W szeregach opozycji pojawiły się jednak obawy, że czeka go teraz kolejna porażka, mogąca położyć kres jego karierze. Capriles nie ogłosił jeszcze formalnie, że zamierza ubiegać się o najwyższe stanowisko w państwie. Złożył kondolencje i apeluje o jedność w społeczeństwie, spolaryzowanym po 14 latach rządów Chaveza.

Bitwa związkowca i "małego księcia pasożytniczej burżuazji"

Aby zniwelować różnicę 11 punktów procentowych, jaka w zeszłym roku dzieliła go od Chaveza, Capriles będzie chciał skoncentrować uwagę Wenezuelczyków na codziennych problemach. Powszechne jest bowiem niezadowolenie z rosnących cen, wyłączeń prądu, dziurawych dróg, niedoboru mieszkań, korupcji na wszystkich szczeblach władzy i wzrostu przestępczości. Capriles, któremu doradzali brazylijscy stratedzy, właśnie na tych kwestiach skoncentrował swą kampanię wyborczą w 2012 roku i zapewne powtórzy to obecnie, usiłując wykazać, że Maduro nie jest właściwym człowiekiem do rozwiązania tych problemów. Sądząc po ostrej wymianie zdań między Caprilesem a Maduro w okresie przed śmiercią Chaveza, kampania wyborcza stanie się zapewne brutalna, gdy zakończy się tygodniowa żałoba narodowa. Reuters przypomina, że w zeszłym roku sympatycy Chaveza obrzucali rasistowskimi epitetami Caprilesa, który ma żydowskie korzenie i którego pradziadkowie zginęli w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Treblince.

Capriles, choć kultywuje wizerunek prostego człowieka, pochodzi z bogatej rodziny i uprzedzenia klasowe z pewnością odegrają rolę w walce wyborczej. Maduro, były kierowca autobusu i przywódca związkowy, nazwał go niedawno "małym księciem pasożytniczej burżuazji".

Wypróbowane rozwiązania dadzą zwycięstwo?

Reuters odnotowuje, że w kwestiach polityki zagranicznej Capriles chce schłodzenia stosunków Wenezueli z dalekimi sojusznikami z ery Chaveza, takimi jak Iran i Białoruś. Opowiada się też za wstrzymaniem subsydiowania cen ropy, dostarczanej takim politycznym sojusznikom jak Kuba, a jednocześnie jest zwolennikiem poprawy stosunków z Zachodem, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. 50-letni Maduro trzymał się prostej strategii, zastępując chorego na raka Chaveza przez ostatnie trzy miesiące. Kopiował politykę, styl, a nawet retorykę swego szefa, choć daleko mu do jego charyzmy. Jest niemal pewne, że teraz będzie postępował tak samo, próbując wygrać wybory prezydenckie i odziedziczyć chavezowską rewolucję socjalistyczną.

Wyzwanie przed wyborami

Agencja zwraca uwagę, że Maduro został wiceprezydentem, ponieważ był lojalnym sojusznikiem Chaveza. Nie pojawiły się dotąd żadne oznaki, że mógłby dokonać znaczących zmian politycznych, jeśli zostanie wybrany. Panuje powszechne przekonanie, że jako prezydent kontynuowałby radykalną politykę Chaveza, w tym nacjonalizację przedsiębiorstw, zaostrzanie kontroli państwa nad gospodarką, a także wspieranie finansowo sojuszników, takich jak komunistyczna Kuba. W dziesiątkach wystąpień telewizyjnych Maduro sławił socjalistyczny model państwa w wydaniu Chaveza. - Absolutnie niezłomnie trzymamy się celów, planów i ducha tego programu. (...) Nasz naród chce kontynuować konsolidację społecznie inkluzywnego modelu, który zapewnia ochronę wszystkim, stabilność gospodarczą, postęp i prawdziwą demokrację - mówił. Podobnie jak czynił to Chavez, Maduro oskarża wrogów o spiskowanie z zamiarem zgładzenia go, obciąża prywatny biznes winą za problemy gospodarcze Wenezueli, zarzuca mu m.in. "spekulacyjne ataki" na wenezuelską walutę, boliwara. Na kilka godzin przed śmiercią prezydenta oskarżył "imperialistycznych" wrogów o zarażenie Chaveza rakiem. Reuters zwraca uwagę, że Maduro utrudniłby sobie sytuację, gdyby otwarcie zaproponował jakieś zmiany. Aby wygrać wybory, musi bowiem zapewnić sobie wsparcie całej koalicji Chaveza. W rządzącej partii socjalistycznej zarówno zwolennicy twardej linii ideologicznej, jak i ci, którzy wzbogacili się pod rządami Chaveza, oczekują od Maduro zachowania kontroli państwa nad gospodarką.

Autor: mk//tka/k / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: