Prezydent USA Donald Trump zagroził przysłaniem do Nowego Jorku federalnych organów ścigania w celu ścigania przestępców. Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio nazwał ten pomysł "bzdurą" i ostrzegł, że zaskarży do sądu decyzję Donalda Trumpa.
Nowy Jork odnotował ostatnio wzrost przemocy z użyciem broni palnej. W minionym tygodniu w mieście doszło do 64 strzelanin. W tym samym okresie ubiegłego roku było ich 20. W związku z tym w poniedziałek prezydent USA Donald Trump wezwał gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, by podjął kroki mające na celu położenie kresu fali przestępstw i zagroził, że wyśle do miasta federalne organy ścigania. - Jeśli gubernator nie zamierza czegoś z tym zrobić, my coś z tym zrobimy – ostrzegał Trump, dodając, że zna dobrze nowojorską policję, która jest najlepsza, ale w istocie nic nie może zrobić, ponieważ wszystkiego się boi.
- Gdyby próbował to zrobić, spowodowałoby to tylko więcej problemów. Natychmiast podjęlibyśmy kroki w sądzie, aby to powstrzymać - zapewnił burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio. Na wypowiedź Trumpa zareagował też komisarz policji nowojorskiej (NYPD) Dermot Shea, który zajął bardziej dyplomatyczne stanowisko. - Zawsze dziękuję ludziom za chęć udzielenia pomocy, ale mamy tutaj własne zasoby. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Mamy wiele przeszkód, ale zamierzamy je przezwyciężyć razem: NYPD, mieszkańcy Nowego Jorku i przywódcy Nowego Jorku - przekonywał Shea w CNN.
Według komisarza wyjście z impasu ułatwiłoby wznowienie pracy sądów zamkniętych z powodu pandemii COVID-19. - Potrzebne jest reaktywowania systemu sądownictwa, nie możemy pozwolić, aby ludzie byli aresztowani i wypuszczani z powrotem na ulice - podkreślał Shea. Przypomniał, że doszło do dwóch tysięcy zatrzymań, ale winni "chodzą po ulicach". - Mamy sprawy gotowe do rozpatrzenia, ale nie możemy nic zrobić, ponieważ nie mamy wielkich ław przysięgłych – tłumaczył komisarz. Przyznał, że należy zbudować większe zaufanie między społecznością Nowego Jorku a policjantami, którzy ją chronią.
Prezydent wysłał w zeszłym tygodniu funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa narodowego, który powstał po atakach 11 września, by zwalczać terroryzm, do Portland w stanie Oregon. Była to odpowiedź na gwałtowne protesty, które wybuchły po zabiciu przez policjanta z Minneapolis Afroamerykanina George'a Floyda. Tamtejsze władze poinformowały, że obecność sił federalnych tylko zaostrzyła zamieszki.
Źródło: PAP