Oficjalny początek prezydentury 7 maja, ale Władimir Putin już rządzi, nie przejmując się tym, że na Kremlu formalnie zasiada jeszcze Dmitrij Miedwiediew. Wygląda na to, że Rosja dostanie powtórkę z lat 2000-2008. Koniec z „liberalizmem” Miedwiediewa. Wraca „jastrząb” Putin z represjami wobec opozycji i antyzachodnią retoryką na arenie międzynarodowej.
Kierunek, w którym poprowadzi Rosję nowy stary prezydent, już można wskazać. W polityce wewnętrznej to ciąg dalszy rozbijania opozycji i ostrożna reforma systemu władzy zbudowanego w latach 2000-2008. W polityce ekonomicznej można się spodziewać prób utrzymania dotychczasowego modelu, a wszelkie zmiany będą wymuszane przez czynniki niezależne od rządu (m.in. skutki kryzysu czy wahania cen ropy). W polityce zagranicznej już widać przejście na pozycje zdecydowanie antyzachodnie – właśnie w tej dziedzinie można oczekiwać największych zmian w polityce Federacji Rosyjskiej.
Dziel i rządź
Już w trakcie kampanii wyborczej władze uruchomiły cały arsenał środków osłabiających opozycję. Opozycję prawdziwą, czyli tzw. pozasystemową.
Opozycja systemowa to bowiem partie zasiądające w Dumie: komuniści Ziuganowa, populiści Żyrinowskiego i tzw. eserzy Mironowa. Na każdy kroku podkreślają swą opozycyjność (no może wyjątki jest tutaj LDPR Żyrinowskiego, nie ukrywającego, że choć nie jest w koalicji rządzącej, to we wszystkim popiera rząd), a i w wyborach prezydenckich rzucili wyzwanie Putinowi. Z wiadomym skutkiem. Ale Kreml może zawsze powiedzieć, że w Rosji jest demokracja i partyjny pluralizm.
Opozycja pozasystemowa działa poza Dumą. Do tradycyjnych liberałów (Jabłoko, Parnas) i radykałów różnej maści, od lewaków Udalcowa do nacjonalbolszewików Limonowa, po grudniowych wyborach dołączyła cała masa znanych osobistości – głównie cyberprzestrzeni, ale nie tylko. Mamy tu więc blogera Nawalnego, mamy pisarza Akunina, mamy też społeczno-ekologiczną działaczkę Czirikową.
Już sam ten krótki przegląd „obozu nierządzącego” pokazuje, że o jedności działania i celów mowy być tu nie może. To ułatwia sprawę władzom, które grają na podziały opozycji. W czasie kampanii Putin podsyłał demonstrantom swojego przyjaciela Aleksieja Kudrina, ostrzegającego przed rewolucją, wzywającego do dialogu.
Teraz, w trakcie formowania nowego układu urzędniczego, pojawiają się deklaracje chęci współpracy administracji kremlowskiej z Grigorijem Jawlinskim, jednym z liderów liberalnej opozycji (niedopuszczonym do wyborów) czy o zatrudnieniu w rządzie Michaiła Prochorowa. Z drugiej strony udziałowiec Aerofłotu, były oficer KGB, zgłasza jako kandydata do rady nadzorczej linii lotniczych.. Aleksieja Nawalnego. A ten nie odrzuca propozycji.
Oczywiście najbardziej popularną i chyba przez Putina preferowaną metodą układania się z opozycją jest pałowanie demonstrantów i wsadzanie ich liderów do aresztu za „drobne chuligaństwo”.
Jak zmiany, to wymuszone
Opozycję dezorientują też z pewnością różne „liberalizacyjne” sygnały wysyłane przez obóz rządzący. Na przykład polecenie Miedwiediewa, żeby raz jeszcze sprawdzić sprawę Chodorkowskiego. Propagandowo wygląda to ładnie, ale realnie nie ma żadnego znaczenia. Zapewne ciąg dalszy mogą mieć za to obietnice np. liberalizacji procedur rejestracji partii politcyznych czy przywrócenia bezpośrednich wyborów gubernatorów.
Putin zdaje sobie sprawę, że jakichś zmian w zbudowanym przez siebie systemie (tzw. vertkal vlasti) dokonać musi. Zbyt wiele zmieniło się przez ostatnie cztery lata. Ale zmiany nie oznaczają wcale, że będzie to szło w stronę liberalizacji i demokratyzacji. Jak zawsze w Rosji, wiele mówią decyzje personalne. Te w ostatnim czasie sugerują wręcz coś przeciwnego, niż „odwilż”. Wystarczy spojrzeć na kilka stanowisk. Szefem administracji prezydenckiej został były kagiebista Siergiej Iwanow. Jego zastępca Wiaczesław Wołodin znany jest z „twardogłowych” poglądów. Spikerem Dumy został były oficer KGB Siergiej Naryszkin. Wreszcie wicepremierem odpowiedzialnym za zbrojenia (a jak głoszą plotki, niedług też ministrem obrony) został znany nacjonalista Dmitrij Rogozin. Jego frakcja, podobnie jak siłowicy wicepremiera Igora Sieczina, będą patrzyli na ręce premierowi Miedwiediewowi.
Jednym z głównych pól konfliktów między klanami siłowików a technokratów (wicepremier Igor Szuwałow, przyszły premier Miedwiediew, ministerstwa bloku gospodarczego) będzie prywatyzacja i przyszłość sektora energetycznego. Technokraci są za sprzedażą majątku i prywatyzacją. Siłowicy za utrzymaniem państwowego kapitalizmu i wykorzystywaniem stanowisk we władzach państwowych spółek do celów politycznych. Putin jest ekonomicznym etatystą, ale kryzys może zmusić go do reform. Póki co, Moskwa może liczyć na dodatkowe wpływy z tytułu sprzedaży drożejącej ropy.
Wróg na Zachodzie
Twardy antyzachodni kurs w polityce zagranicznej Rosja przyjęła dużo wcześniej, niż zaprzysiężony zostanie Putin. Widoczna zmiana nastąpiła wraz z wrześniową deklaracją o zamianie Miedwiediewa i Putina miejscami.
Znamienne, że pierwszą zagraniczną wizytę po tej deklaracji Putin złożył w Pekinie. Ostatnie miesiące potwierdziły, że głównego sprzymierzeńca Rosja widzi teraz w Chinach. Najlepszym tego przykładem jest sprawa Syrii. Moskwa i Pekin solidarnie blokują w Radzie Bezpieczeństwa ONZ próby nałożenia ostrzejszych sankcji i potępienia reżimu Asada.
Najważniejsze jest jednak to, co dzieje się w stosunkach z USA. Waszyngton niespecjalnie chce iść na kolejne ustępstwa ws. tarczy antyrakietowej, jest po drugiej niż Moskwa stronie barykady ws. Syrii i Iranu, wreszcie rosyjskie władze w ulicznych protestach powyborczych widzą rękę amerykańskich „speców od kolorowych rewolucji”. Efekt jest taki, że można już chyba mówić o końcu tzw. resetu na linii USA-Rosja.
Obama w obliczu nadchodzących wyborów nie może pozwolić sobie na dalsze ustępstwa wobec Moskwy, szczególnie gdy partnerem do rozmowy ma być nielubiany na Zachodzie Władimir Putin, a nie pupil liberalnych mediów i polityków Dmitrij Miedwiediew.
Ochłodzenie rosyjsko-amerykańskie czuć już też w naszym regionie Europy. Waszyngton przeprowadził skuteczny „kontratak” w Bułgarii, gdy lobby rosyjskie zagroziło perspektywom uniezależnienia się Sofii od dostaw energii z Rosji. Obama przyjął w Białym Domu Micheila Saakaszwilego i wysłał 300 marines na ćwiczenia wojskowe w Gruzji. W nadchodzących miesiącach można się spodziewać, że Amerykanie – po kilku latach ustępstw – przeciwstawią się wpływom rosyjskim także w innych krajach regionu.
Konfrontacja Putinowi odpowiada. Dużo wskazuje, że zamierza na tym oprzeć swą trzecią już prezydenturę. Stąd wcześniejsza zapowiedź gigantycznych nakładów na zbrojenia, stąd znany z antyzachodniej retoryki Rogozin w rządzie. Strasząc wciąż zewnętrznym wrogiem w postaci Ameryki łatwiej będzie Putinowi tłumaczyć problemy wewnętrzne. Łatwiej też będzie zwalczać politycznych przeciwników – wystarczy nazwać ich „piątą kolumną” Amerykanów.
Źródło: tvn24.pl