Stany Zjednoczone "podejmą zdecydowane i odpowiednie kroki" w związku z naruszeniami ze strony syryjskiego rządu w tak zwanej strefie deeskalacji w południowo-zachodniej części kraju - oświadczył Departament Stanu USA.
Południowy zachód Syrii, graniczący z Jordanią i okupowanymi przez Izrael Wzgórzami Golan, jest jednym z obszarów pozostających poza kontrolą państwa po siedmiu latach wojny domowej. Siły prezydenta Baszara Asada odbiły z rąk rebeliantów połacie terytorium przy wsparciu rosyjskich sił powietrznych i milicji wspieranych przez Iran. Asad wielokrotnie zapowiadał, że odzyska "każdy cal" powierzchni swego kraju. Od zeszłego roku porozumienie w sprawie "deeskalacji", wypracowane przez Rosję, USA i Jordanię, obejmowało walki na południowym zachodzie Syrii. Jako członek Rady Bezpieczeństwa ONZ Rosja "jest odpowiedzialna", żeby "wykorzystać swój dyplomatyczny i wojskowy wpływ na rząd syryjski w celu powstrzymania ataków i zmuszenia rządu (w Damaszku) do zaprzestania kolejnych ofensyw wojskowych" - oświadczył Departament Stanu.
Jak poinformował, Stany Zjednoczone uruchomią 6,6 mln USD na fundusz obrony cywilnej Syrii oraz na międzynarodowy, bezstronny i niezależny mechanizm ONZ, który zbiera i analizuje dowody naruszenia praw człowieka w świetle prawa międzynarodowego. Eksperci badają użycie przez reżim Asada broni chemicznej. Według danych pozarządowej organizacji Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka w konflikcie zginęło dotychczas ponad 500 tys. ludzi, a ok. 85 proc. ofiar śmiertelnych to cywile. Bez wojskowej pomocy Rosji i Iranu reżim Asada nie byłby w stanie się utrzymać - zwraca uwagę agencja Reutera. To właśnie dzięki pomocy wojskowej tych państw, a zwłaszcza - rosyjskiego lotnictwa, władzom w Damaszku udaje się odzyskiwać kontrolę na poszczególnymi regionami.
Autor: mtom / Źródło: PAP