Dalajlama: W Tybecie dochodzi do kulturowego ludobójstwa


Duchowy przywódca Tybetańczyków Dalajlama XIV powiedział, że w Tybecie dochodzi do "ludobójstwa kulturowego". Wezwał równocześnie do wszczęcia międzynarodowego śledztwa w sprawie ostatnich starć chińskiej policji z protestującymi w stolicy Tybetu, Lhasie. Jednak Dalajlama nie uważa, że igrzyska olimpijskie w Pekinie powinny zostać odwołane.

Dalajlama potępił "reżim strachu" narzucony przez komunistyczne władze Chin w Tybecie. - Społeczeństwo tybetańskie stoi w obliczu poważnego niebezpieczeństwa. Czy chiński rząd zechce to potwierdzić, czy nie - powiedział na konferencji prasowej w Dharamsali na północy Indii, gdzie ma swą siedzibę tybetański rząd na wygnaniu.

Zaznaczył, że władze w Pekinie opierają swoje działania "jedynie na sile, w celu uzyskania pozorów pokoju".

Jednocześnie powiedział, że igrzyska olimpijskie w Pekinie nie powinny zostać odwołane. Zastrzegł przy tym, że wspólnota międzynarodowa ponosi "moralną odpowiedzialność" za to, żeby przypomnieć Chinom, by były dobrym gospodarzem Igrzysk.

Mnisi kontynuują protest

Mimo zakazu i aresztowań przez hinduską policję, tybetańscy uchodźcy w Indiach wznowili swój marsz do ojczyzny. Ma to być protest przeciwko okupacji ich kraju przez Chiny, oraz letnim igrzyskom olimpijskim w Pekinie. Policja tym razem nie interweniowała.

Pokojowy marsz tybetańczyków rozpoczął się 6 dni temu w rocznicę krwawo stłumionego antychińskiego powstania w Tybecie. W piątek w Lhasie demonstrowało już 10-20 tysięcy ludzi. Interweniowały chińskie siły porządkowe.

Strzały w stolicy Tybetu

Chińskie wojsko i oddziały policji od tamtego czasu stale patrolują stolicę Tybetu - Lhasę. Według świadków, na których powołuje się Agencja France Presse, w Lhasie w niedzielę było słychać strzały. - Słyszałem stłumione wystrzały. Nie ma co do tego wątpliwości. Przeżyłem dwie wojny w Iraku i znam ten rodzaj odgłosu - powiedział Gerald Flint, były żołnierz piechoty morskiej, a obecnie szef organizacji pozarządowej Volunteer Medics Worldwide.

Flint ocenił sytuację w Lhasie jako "nadzwyczaj chaotyczną". - Wiadomo, że naprawdę kontrolowany jest ruch ludzi. Żołnierze w pełnym rynsztunku bojowym stoją na każdym rogu ulicy. Jest mnóstwo ciężarówek - dodał. Sprecyzował, że wojsko jest wyposażone w maski gazowe, hełmy, tarcze i broń automatyczną.

Jak podała hongkońska telewizja kablowa, około 200 pojazdów wiozących po 40-60 uzbrojonych żołnierzy wjechało w niedzielę do Lhasy. Telewizja pokazała migawki z opustoszałego miasta.

Władze potwierdziły, że mieszkańcom Lhasy zakazano wychodzić na ulice. Z głośników dobiegały slogany wzywające do "przeciwstawienia się przemocy i utrzymania stabilności".

Tybetański rząd na wygnaniu: 80 zabitych w starciach

W starciach chińskiej policji z protestującymi tybetańczykami zginęło 80 osób - poinformował w niedzielę tybetański rząd na wygnaniu w indyjskim mieście Dharamsala.

Rzecznik tego rządu Thubten Samphel powiedział, że w starciach ranne zostały co najmniej 72 osoby. Zaznaczył, że nie wie, ilu z zabitych stanowią protestujący.

Oficjalny komunikat Pekinu w tej sprawie mówił o 10 ofiarach.

Źródło: PAP, TVN24, Reuters, Tygodnik Powszechny, tvn24.pl