Obezwładnili celebrytkę, a następnie ukradli jej biżuterię wartą - według różnych źródeł - od 6 do 9 milionów dolarów. Co ciekawe - nie wiedzieli, kogo okradają. Kim Kardashian nic się nie stało. Złodzieje uciekli i prawdopodobnie sprzedali biżuterię. Zostali zatrzymani w 2017 roku. We Francji nazywani są "gangiem dziadków", bo każdy z nich miał około 70 lat.
Na pierwszy rzut oka życie Kim Kardashian wygląda jak bajka, w której ona gra rolę szczęśliwej księżniczki - pięknej i bogatej. Jednak to, co się wydarzyło 2 października 2016 roku, było jak film sensacyjny. W środku nocy do jej pokoju hotelowego w Paryżu wtargnęli przebrani za policjantów włamywacze. Wymierzyli w nią broń, związali plastikowym kablem, zakleili usta taśmą klejącą i włożyli do wanny. Celebrytka nie wiedziała, czy przeżyje.
- Bałam się, że mnie zgwałcą i zamordują. Myślałam o mojej siostrze, Kourtney, że wróci do hotelu i zobaczy mnie martwą, i że do końca życia będzie straumatyzowana. Byłam pewna, że właśnie tak skończę - powiedziała potem Kim Kardashian w wywiadzie.
Osiem i pół roku później w Paryżu ruszył proces 10 włamywaczy, których francuskie media nazwały "gangiem sziadków". Przestępcy mieli około 70 lat. Nie zrobili Kim Kardashian fizycznej krzywdy, ale ukradli jej biżuterię wartą - według różnych źródeł - od 6 do 9 milionów dolarów. Ich najcenniejszym łupem był pierścionek zaręczynowy, który celebrytka dostała od ówczesnego męża, Kanyego Westa, wyceniany na cztery miliony dolarów.
Złodzieje mieli nie wiedzieć, jak sławna jest ich ofiara
Włamywacze rzekomo nie wiedzieli, kogo okradają. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że Kim Kardashian to znana na całym świecie miliarderka.
- Mój klient żałuje, że wziął w tym udział. Żałuje tego, co wydarzyło się w tamtym pokoju hotelowym. Przebieg zdarzeń jest powszechnie znany, więc wszyscy wiemy, że oni spartaczyli tę robotę. Nie wiedzieli, kto co ma robić. Nie wiedzieli, co zrobią z biżuterią, jeden uciekał na rowerze, upuścił torbę z diamentami. To wszystko jest bardzo nietypowe. I mój klient ma świadomość swoich czynów, ale nie chce reszty życia spędzić w więzieniu - mówi Frank Berton, adwokat jednego z włamywaczy.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Złodzieje uciekli z Francji i najprawdopodobniej sprzedali biżuterię w Holandii, w Antwerpii. Celebrytce udało się odzyskać jedynie diamentowy krzyż, który jeden ze złodziei zgubił podczas ucieczki, i który został potem znaleziony przez przypadkową osobę. Przestępcy zostali zatrzymani przez francuską policję w styczniu 2017 roku.
"Jak się tak chwalisz swoim bogactwem, to nie dziw się potem, że ludzie chcą cię okraść"
- To niby doświadczeni przestępcy, ale w ich działaniu jest dużo amatorszczyzny. Mieli wtedy między 60 a 70 lat. Dostali cynk przez przypadek. W jakimś barze usłyszeli, że do Paryża przyjeżdża bogata Amerykanka, która chwali się w internecie swoją biżuterią. Zobaczyli zdjęcia i totalnie ich zatkało. Zobaczyli diamentowe aparaty na zęby, zegarki, bransolety, kolczyki, i wzięli się do roboty - mówi Patricia Tourancheau, dziennikarka i autorka książki o napadzie na Kim Kardashian.
To właśnie aktywność Kim Kardashian w mediach społecznościowych miała ułatwić kradzież - oglądając jej zdjęcia, złodzieje rozpoznali hotel, w którym się zatrzymała. Wiedzieli też, że ma przy sobie bardzo dużo bardzo drogiej biżuterii, bo przyjechała na paryski tydzień mody. Zauważyli, że korzysta z niewystarczającej ochrony.
- Nie rozumiem, dlaczego mieszka w hotelu, w którym nie ma żadnej ochrony. (...) Jak się tak chwalisz swoim bogactwem, to nie dziw się potem, że ludzie chcą cię okraść - komentował kilka lat temu sprawę Karl Lagerfeld, dyrektor kreatywny Chanel.
Proces ma potrwać miesiąc. W połowie maja do Paryża przyleci sama poszkodowana, żeby osobiście złożyć przed sądem zeznania. Pełnomocnicy obu stron podkreślają, że liczą na uczciwy proces i na to, że werdykt wydadzą sędziowie, a nie tabloidy bądź fani celebrytki.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Reuters