- Prezydent Kaczyński wypowiedział niezwykle mocne słowa, które bardzo cenimy - mówi na łamach "Dziennika" ambasador Czech w Polsce Jan Sechter. Dyplomata odniósł się do wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego na Westerplatte, w której polski prezydent przyznał, że okupacja przez Polskę Zaolzia w 1938 r. była "grzechem".
Prezydent na Westerplatte mówił: - Potrafimy się w Polsce przyznać do tego grzechu i nie szukać usprawiedliwień. (...) Naruszenie integralności Czechosłowacji było błędem (...). Naruszenie integralności jest złem także dzisiaj. Mieliśmy okazję się o tym przekonać w zeszłym roku - ocenił.
Sechter powiedział, że dla jego rodaków było to "zaskoczenie", bo nikt jeszcze takiego gestu wobec Czech przy tylu zagranicznych gościach nie wykonał. - Ta deklaracja oznacza ostateczne rozwiązanie tego problemu, postawienie kropki nad "i". Do tej pory przecież część historyków traktowała okupację Zaolzia jako rodzaj rewanżu za - ich zdaniem - niesprawiedliwe dla Polski zapisy Traktatu Wersalskiego - powiedział ambasador Czech.
Praska wojna to co innego
Sechter pytany, czy polskie władze nie powinny też przeprosić Czechów za udział Wojska Polskiego w pacyfikacji praskiej wiosny w 1968 roku, ambasador zaprzeczył. Powiedział, że "to była zupełnie inna sytuacja".
- Wtedy Breżniew traktował nas wszystkich jako satelity. To było zgodne z jego teorią ograniczonej suwerenności państw Europy Środkowej. Gdyby Moskwa zdecydowała się na podobną akcję w stosunku do Węgier, zapewne armia czechosłowacka też wzięłaby udział w takiej inwazji. Nie traktujemy więc tego, co zrobiło Wojsko Polskie w 1968 roku jako polską inicjatywę. Dla nas prawdziwą postawę Polaków oddał wtedy bohaterski czyn Ryszarda Siwca (w proteście przeciwko inwazji na Czechosłowację dokonał 8 września 1968 samospalenia na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie - red.). - ocenił ambasador.
Francuzi i i Brytyjczycy nie przeprosili
Jak dodaje, już w przyszłym tygodniu w Sopocie odbędzie się spotkanie prezydentów Grupy Wyszehradzkiej i Vaclava Klausa. - I wówczas prezydent odniesie się do wypowiedzi polskiego prezydenta - dodaje.
Podkreśla, że poinformował prezydenta o uroczystości na Westerplatte i przekazał swoje propozycje reakcji na słowa Kaczyńskiego.
Sechter zaznacza także, że ani Brytyjczycy ani Francuzi nie poszli śladem polskiego prezydenta. - Nie odnieśli się do traktatu monachijskiego w wymiarze moralnym - nie uznali Monachium za grzech - mówi ambasador.
Trudna historia
W październiku 1938 roku Polska wykorzystała okazję i w czasie związanych z układem monachijskim nacisków Adolfa Hitlera na Czechosłowację, najpierw przekazała Czechom ultimatum, w którym zażądała oddania Zaolzia. W tamtym czasie mieszkało tam 123 tys. Polaków, cztery razy więcej niż Czechów.
Historia polsko-czeskiego sporu o ten teren sięga jeszcze wcześniejszych lat. - Wojska czeskie wdarły się na Śląsk Zaolziański, zajęły go i tą agresję legitymizowała konferencja Entanty w Spa (w 1920 roku - red.) - opowiada dziennikarzom programu "Polska i Świat" prof. Wojciech Materski z Polskiej Akademii Nauk, członek polsko-rosyjskiej rady ds. trudnych.
Czy to, co Polska zrobiła 18 lat później było "błędem i grzechem" - jak mówił prezydent Lech Kaczyński na Westerplatte, czy może wymierzeniem dziejowej sprawiedliwości? - To była i konsekwencja wydarzeń sprzed kilkunastu lat i błąd polityczny, jaki Polska wtedy popełniła, nie wiedząc, jaki będzie dalej bieg zdarzeń - ocenia Zbigniew Gluza, prezes Fundacji Ośrodka KARTA.
"Polska krew" i "czeska kołyska"
To z pewnością kolejny krok w stronę poprawy stosunków polsko-czeskich. W końcu na Zaolziu urodził się przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, a także Halinka Młynkowa.
Piosenkarka nie chce jednak odpowiedzieć wprost, czy jest Czeszką, czy Polką. Pytana, co oznacza "być z Zaolzia" odpowiada: -To znaczy posiadać polską krew i być wykołysanym w kołysce z czeskiego drewna.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: "Polska i Świat"/TVN24