|

"Wypowiedzmy Czechom wojnę i się poddajmy". Skąd się wziął polski mit czeskiego liberalizmu

GettyImages-1243573107
GettyImages-1243573107
Źródło: Getty Images

"Kaliningrad jest czeski!" - zakrzyknęli Czesi, a fala memów zalała internet. Chociaż dzielimy z Republiką Czeską najdłuższą granicę, niewiele wiemy o swoich południowych sąsiadach. Operując stereotypami, szczątkową znajomością czeskiej kultury i weekendowymi wypadami na Śnieżkę czy do Pragi, stworzyliśmy wizerunek Czechów, który umyka rzeczywistości.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Na ile czeski liberalizm jest tylko polskim mitem? Warto się nad tym zastanowić, bo właśnie dziś przypada "den obnovy samostatného českého státu", czyli dzień przywrócenia niepodległego państwa czeskiego. To święto państwowe. Dokładnie 30 lat temu przestała istnieć Czechosłowacja, a Czechy i Słowacja stały się samodzielnymi państwami.

Czeski model zjednoczenia

Trudno znaleźć kogoś, kto nie kojarzy bajki o Kreciku czy rozbójniku Rumcajsie. Czechosłowackie seriale animowane mocno zakorzeniły się w polskiej tożsamości. Do tego Helena Vondráčková ze swoją słynną piosenką o malowanym dzbanku, nieśmiertelny Karel Gott czy w końcu "Jožin z bažin", utwór, który kilka lat temu dostał w Polsce nowe życie. Gdyby dodać do tego smażony ser oraz knedliki (nigdy razem!) i piwo w kilkudziesięciu odsłonach, uzyskalibyśmy statystyczną odpowiedź na pytanie: "co Polacy wiedzą o Czechach?".

Kulturowa bliskość, wspólnota językowa i podobna droga w kierunku integracji z Europą doprowadziły do przekonania, że wiemy o sobie wszystko. Że Czechy to taka mała Polska, tylko trochę bardziej liberalna i nieco mniej religijna. Nie ma w tym nic zaskakującego. W końcu nasz południowy sąsiad nie jest potęgą gospodarczą, do której emigrowało się za pracą. Nie odgrywa też kluczowej roli w stosunkach międzynarodowych. Wszystko to pozwalało Czechom na zajmowanie czołowych pozycji w rankingach najbardziej lubianych przez Polaków narodów przy jednoczesnym braku głębszego zainteresowania.

Ubiegłoroczny spór o kopalnię Turów, po wielu latach, zwrócił uwagę mediów na stosunki polsko-czeskie. Rząd w Pradze wiosną 2021 roku postanowił zaskarżyć Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w związku z planowaną rozbudową kopalni węgla brunatnego, której wydobycie miało prowadzić do niedoborów wody po czeskiej stronie granicy.

Konflikt między Pragą a Warszawą przygasał i wybuchał od nowa w kilkutygodniowych odstępach i z różnym natężeniem. Niedługo później, bo jesienią tego samego roku, oczy wielu ponownie skierowały się na Pragę, gdzie opozycja rzuciła rękawicę Andrejowi Babišowi, ówczesnemu premierowi, liderowi populistycznej partii ANO i epizodycznemu sojusznikowi PiS w Radzie Europejskiej.

I chociaż polscy politycy lubią mówić o "czeskim lub węgierskim" modelu zjednoczenia opozycji, to tamtejszą scenę polityczną śledzimy z doskoku. Czechy znalazły się na tapecie europejskich mediów po raz kolejny za sprawą demonstracji, która przyciągnęła na praski plac Wacława w pierwszych dniach września ponad 70 tysięcy osób. A to był dopiero początek masowych protestów.

protesty 1
Protest w Pradze 28 września 2022 roku
Źródło: Archiwum Reuters

Egzotyczna koalicja skrajnej prawicy oraz komunistów wyszła na ulicę, aby sprzeciwić się rosnącym cenom energii, a także… Unii Europejskiej, NATO i wsparciu Ukrainy. Niedługo później Twitter zakrzyknął, że "Królewiec jest czeski!", a internetowa satyra przebiła się daleko poza granice państwa nad Wełtawą, kolejny raz przypominając Europie o istnieniu państwa Masaryka i Husa. Prześmiewcza inicjatywa, dotycząca aneksji obwodu kaliningradzkiego przez Czechy, miała być odpowiedzią na rosyjską farsę z pseudoreferendami w czterech wschodnich obwodach Ukrainy.

Kaliningrad "anektowany". "Tym dowcipem bawią się całe Czechy"

Ograniczona rola Kościołów

"Wypowiedzmy Czechom wojnę i się poddajmy" - głosi słynny internetowy mem, który pojawia się przy różnych okazjach jako odpowiedź na decyzje konserwatywnego polskiego rządu i rzekomo liberalnych Czechów. Memowa aneksja Polski przez Republikę Czeską miałaby rozwiązać szereg zagadnień natury światopoglądowej. Ostatni raz hasło to zdobyło popularność po decyzji Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w sprawie ustawy o przerywaniu ciąży.

Gdy w Polsce prawa aborcyjne są tematem społecznej dyskusji i szeregu kampanii od wielu lat, u naszych południowych sąsiadów panuje w tej kwestii konsensus. Sama możliwość przerywania ciąży istnieje od połowy lat 50., a w obecnym kształcie czeska ustawa aborcyjna, dopuszczająca przerwanie ciąży do 12. tygodnia, funkcjonuje niemalże czterdzieści lat.

Od szesnastu lat osoby tej samej płci mogą wstępować w związki partnerskie. Trwa debata nad równością małżeńską dla par hetero- i homoseksualnych, a postulaty te popiera około 65 procent Czechów. Rola Kościołów jest w Czechach ograniczona, a obecnie w parlamencie procedowany jest projekt zezwalający na rekreacyjne użytkowanie marihuany. Brzmi to intrygująco i być może budzi pewną zazdrość środowisk liberalno-lewicowych, jeśli przypomnimy sobie, że nadal mówimy o państwie w Europie Środkowo-Wschodniej z niemałym bagażem postkomunistycznej przeszłości. Jednak na ile czeski liberalizm obyczajowy jest tylko polskim mitem?

- Nie należy mylić poglądów części elit z poglądami całego czeskiego społeczeństwa - mówi Patrik Eichler, publicysta magazynu "Listy" oraz dyrektor think thanku Akademia Demokratyczna Masaryka. - Kościół katolicki jest związany z częścią rządzącej prawicy, ale relacje państwa z Kościołem nie są ważkim tematem. Nie ma debaty na temat nauczania religii w szkołach, takie nauczanie jest dobrowolne i obecne tylko w niewielkiej liczbie szkół. Krzyży nie znajdziesz ani w Izbie Poselskiej, ani w instytucjach publicznych - dodaje Eichler.

Podobnego zdania jest doktor Jan Škvrňák, analityk stosunków polsko-czeskich i historyk z Uniwersytetu Karola w Pradze. - Kwestie kulturowe nie są zbyt istotne, ponieważ zazwyczaj do tak zwanej "wojny kulturowej" brakuje w Czechach drugiej strony konfliktu - przekonuje. - Część prawicy krytykuje przeszłość byłego premiera Babiša za współpracę z tajną komunistyczną policją, ale nikogo poza prawicą to nie obchodzi. Partia Piratów chce legalizacji marihuany, ale również nie widać wyraźnego sprzeciwu wobec tego pomysłu - mówi Škvrňák.

Miliarder Andrej Babiš, były premier
Miliarder Andrej Babiš, były premier
Źródło: Getty Images

"Czechy na pierwszym miejscu"

Jednocześnie od początku września przez Czechy przetacza się fala protestów i demonstracji. Manifestują przedstawiciele skrajnej prawicy, komuniści i związki zawodowe. Hasła orbitują wokół wysokich cen towarów, a także czynszów i dostępności do surowców energetycznych.

Największa demonstracja zgromadziła ponad 70 tysięcy ludzi na praskim placu Wacława, wywołując jednocześnie szereg komentarzy ze względu na skład osobowy inicjatorów wydarzenia.

Tak oto Ladislav Vrábel, zadłużony przedsiębiorca i youtuber, który zasłynął krytyką pandemicznych restrykcji i otwartym poparciem rosyjskiej agresji, stanął na scenie obok Josefa Skáli, kandydata na prezydenta i działacza komunistycznego, który z dumą określa się mianem "stalinisty". Głos zabrała również Zuzana Majerová, liderka skrajnie prawicowej, pozaparlamentarnej partii Trikolora, a poparcia protestującym udzielił emerytowany generał Hynek Blaško, obecnie europoseł zaangażowany w walkę z imigracją.

Potem wszyscy wymienieni znaleźli się w inicjatywie koordynującej protesty pod nazwą "Czechy na pierwszym miejscu", co ma być bezpośrednim odwołaniem do hasła byłego amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. On również chciał stawiać Amerykę na pierwszym planie ("America First"). - To rosyjska piąta kolumna, chcą z nas zrobić wasali Kremla - grzmiał premier Petr Fiala, komentując na gorąco przebieg demonstracji.

Egzotyczna koalicja skrajnej prawicy, komunistów i zwolenników Rosji wznosiła równie szeroki wachlarz haseł - od żądania dymisji rządu, przez plakaty dotyczące "sprzeciwu wobec drożyzny", po hasła domagające się wyjścia Czech z NATO, Światowej Organizacji Zdrowia i Unii Europejskiej. Pojawiły się również kartonowe manifesty wyrażające aprobatę dla rosyjskich działań na wschodzie. Na placu Wacława trójkolorowe flagi Republiki Czeskiej mieszały się z czerwonymi sztandarami Komunistycznej Partii Czech i Moraw, ugrupowania, które jeszcze w 2021 roku posiadało swoja parlamentarną reprezentację.

- Demonstracja wpisywała się w nastroje części czeskiego społeczeństwa, przygniecionego inflacją, rosnącymi cenami, pełnego obaw o dostępność prądu i gazu zimą - mówi dr Jan Škvrňák. - Promocja tego wydarzenia była mocno zdecentralizowana, od plakatów domowej roboty po mobilizację na Facebooku - dodaje Patrik Eichler.

protesty 2
Protest na placu Wacława 28 października 2022 roku
Źródło: Archiwum Reuters

Mimo to od wybuchu wojny widać wzrost poparcia dla członkostwa Pragi w NATO. W wiosennych badaniach pracowni STEM 78 procent Czechów wskazało, że obecność w Sojuszu Północnoatlantyckim jest korzystna dla ich kraju. Był to najwyższy wynik od 28 lat.

Postulaty dotyczące wyjścia z Unii Europejskiej mogły już jednak trafić na bardziej podatny grunt, ponieważ raptem 46 procent badanych obywateli Czech opowiada się za pozostaniem ich kraju we Wspólnocie, co wskazał sondaż z początku ubiegłego roku przeprowadzony na zlecenie kancelarii premiera. - W sprawie UE społeczeństwo jest niemal równo podzielone, referendum mogłoby zakończyć się wystąpieniem ze struktur unijnych - przekonuje Škvrňák.

To, czym motywowany jest czeski eurosceptycyzm, tłumaczył Jan Hartl, założyciel pracowni badawczej STEM. "Jako społeczeństwo jesteśmy krytyczni wobec praktycznych działań instytucji unijnych, a jednocześnie niewiele wiemy o samej Unii Europejskiej. Oprócz tego spodziewaliśmy się znaczącego podniesienia standardu życia i większego ożywienia gospodarczego" - wyjaśniał w rozmowie z portalem Parlamentní listy.

Polityczne zaniedbania oraz brak edukacji w zakresie funkcjonowania europejskiej wspólnoty sprawiły, że znacząca część czeskiego społeczeństwa nie czuje związku z UE. Najmniej euroentuzjastyczni są ci, którzy nie posiadają wyższego wykształcenia, zamieszkują niewielkie ośrodki oraz nie mieli okazji skorzystać z unijnych udogodnień, takich jak otwartość granic, roaming czy swoboda w podejmowaniu zatrudnienia poza granicami kraju. A gdy na horyzoncie pojawił się temat przyjmowania uchodźców - wykorzystany zarówno przez lewą, jak i prawą stronę sceny politycznej - czeski eurosceptycyzm przybrał na sile.

"Nieuporządkowany konflikt"

- Polaryzacja w Czechach przebiega wzdłuż innej osi niż podział na lewicę i prawicę - mówi dr Jan Škvrňák. Podkreśla, że do znaczącej zmiany doszło w 2013 roku. To właśnie wtedy, wraz z upadkiem centroprawicowego rządu Petra Nečasa, na scenie politycznej pojawiło się zupełnie nowe ugrupowanie - kierowane przez miliardera Andreja Babiša ANO (pierwotnie będące skrótem od Akcji Niezadowolonych Obywateli). Ruch nie tylko zdobył miejsca w czeskim parlamencie, ale zanotował aż 19-procentowe poparcie i wszedł do rządu jako mniejszościowy koalicjant socjaldemokratów. Cztery lata później niedawny debiutant na scenie politycznej został głównym rozgrywającym czeskiej polityki, zwyciężając w wyborach z poparciem 29 procent Czechów.

Petr Fiala, premier Czech
Petr Fiala, premier Czech
Źródło: Getty Images

- W ostatnich wyborach widzieliśmy podział na linii Babiš kontra partie mu przeciwne. Babiš i anty-Babiš - dodaje Škvrňák. Podobnie o czeskich dychotomiach mówi Patrik Eichler. - Konflikt polityczny w Czechach jest bardzo nieuporządkowany. Silne są partie opierające swój przekaz na sprzeciwie wobec transformacji gospodarczej lat 90. czy korupcji - ocenia Eichler.

Przy braku charyzmatycznych liderów Andrej Babiš okazał się "mesjaszem" dla wyborców zmęczonych polityką. Obiecał "rządzić państwem jak firmą", a jego osobisty majątek (obecnie jest piąty na liście najbogatszych Czechów z majątkiem szacowanym na 3,5 mld dolarów) wzbudzał podziw u części wyborców, którzy wprost wskazywali, że będą głosować na Babiša, ponieważ ten na pewno nie idzie do polityki dla pieniędzy. Miliarder skutecznie spolaryzował czeską scenę polityczną, jego partia pozostaje wyraźnym liderem sondaży z poparciem sięgającym 30 procent głosów. Druga w zestawieniach liberalno-konserwatywna ODS obecnego premiera Petra Fiali notowała jesienią zaledwie 15-16 procent wskazań. Tylko dzięki politycznym aliansom i międzypartyjnej zgodzie ówczesnej opozycji udało się odsunąć czeskiego oligarchę od władzy.

Mimo polaryzacji wokół osoby byłego premiera temperatura politycznego sporu nad Wełtawą jest zgoła inna niż nad Wisłą. Zagadnienia światopoglądowe nie budzą takich emocji jak w Polsce, a partyjne podziały w tym zakresie przebiegają wzdłuż nieoczywistych linii. Omawiany w parlamencie projekt wprowadzenia małżeństw jednopłciowych znalazł poparcie nie tylko wśród polityków ugrupowań liberalnych, ale także w populistycznym ANO Andreja Babiša czy częściowo u współrządzących Czechami partii konserwatywnych, takich jak TOP09 i ODS (europosłowie tej ostatniej współtworzą z PiS frakcję w Parlamencie Europejskim).

- Myślę, że społeczeństwo czeskie nie jest tak spolaryzowane jak polskie. Jest raczej rozdrobnione, bez większych, ważnych linii podziału - mówi Patrik Eichler z Demokratycznej Akademii Masaryka.

Uchodźcy a sprawa czeska

Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę czeski rząd nie szczędzi wsparcia militarnego i finansowego Kijowowi. Od wizyty premiera Petra Fiali w stolicy Ukrainy, przez przekazanie sprzętu wojskowego, którego wartość szacowana jest na kilka miliardów dolarów, po zakaz wstępu dla Rosjan na terytorium Republiki Czeskiej.

Mimo całej tragedii wojny Czechów nie opuścił typowy dla nich humor wymieszany z odrobiną uszczypliwości. O ile internetowe "referendum" dotyczące aneksji Kaliningradu pozostało żartem, o tyle prascy radni przeszli do działań. Zmieniając nazwę jednej z arterii w stolicy Czech, doprowadzili do tego, że adresem rosyjskiej ambasady stała się ulica Bohaterów Ukrainy, która dumnie dołączyła do placu Borysa Niemcowa i skweru Anny Politkowskiej. Wszystkie te miejsca otaczają placówkę kremlowskich dyplomatów.

Ulica Bohaterów Ukrainy w pobliżu rosyjskiej ambasady w Pradze
Ulica Bohaterów Ukrainy w pobliżu rosyjskiej ambasady w Pradze
Źródło: Getty Images

Jednocześnie czeski rząd na bieżąco reagował na potrzeby Ukraińców, tworząc punkty humanitarne dla uchodźców wojennych oraz zapewniając im możliwość podjęcia pracy bez konieczności spełniania szeregu formalności. Liczba uchodźców jest trudna do oszacowania, ale czeskie MSW wskazuje na niemal pół miliona osób, które zatrzymały się nad Wełtawą, uciekając przed rosyjską napaścią.

- Większość społeczeństwa kibicuje Ukrainie, ale coraz częściej słychać głosy sprzeciwu wobec pomocy Ukraińcom na terytorium naszego państwa - przekonuje dr Jan Škvrňák. Początkowy konsensus w stosunku do uchodźców osłabł, gdy rosyjska inwazja przeistoczyła w konwencjonalne starcia na frontach wschodniej Ukrainy.

Tomio Okamura stał się pierwszym znaczącym politykiem, który zaczął wykorzystywać nastroje antyukraińskie. Lider antyunijnej prawicy przekonywał w parlamencie, że obecność uchodźców w Czechach doprowadzi do spadku jakości edukacji, a dzieciom zabraknie miejsc w przedszkolach. Zakwestionował też konieczność pomocy finansowej dla Ukrainy. Chwilę później zaczął mu wtórować Andrej Babiš. Zdaniem byłego premiera, czeski rząd skupił się na pomocy uchodźcom, "zapominając o zwykłych Czechach".

Mimo wszystko Patrik Eichler z Demokratycznej Akademii Masaryka zauważa, że nie ma problemów z integracją ukraińskich uchodźców, a większość Czechów popiera pomoc napływającym ludziom. Sondaże z lipca ubiegłego roku zdają się potwierdzać te trendy (60 procent badanych uważa, że rząd postępuje słusznie, pomagając Ukraińcom). Jednocześnie widać internetowe wzmożenie na grupach zrzeszających przeciwników szczepień, które zmieniają nazwy oraz profil swojej działalności na… pacyfistyczne i wzywające Ukrainę do pilnych negocjacji z Rosją.

Portal Forum24.cz przyjrzał się działaczom jednej z takich grup, znajdując tam treści sączące kremlowską propagandę o rzekomym "faszyzmie" Ukraińców, lekceważące rosyjskie zbrodnie oraz zawierające zdjęcia z fałszywymi cytatami czeskich polityków. O skali rosyjskiej dezinformacji może świadczyć obecność zwolenników Kremla na wrześniowej demonstracji. Manifestanci w czerwonych koszulkach z kartonowymi plakatami "Kocham Rosję" nie byli odosobnionym przypadkiem na placu Wacława, budząc raczej sympatię zgromadzonych.

Inwazja nadal budzi emocje

- Ja wierzę w dwie listy wyborcze, a nie jedną i uważam, że to jest skuteczne, bo Czechy pokazały, że to jest skuteczne, a jedna lista na Węgrzech przegrała z kretesem - mówił prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz w "Faktach po Faktach" we wrześniu, odwołując się do dwóch komitetów wyborczych w Czechach. Jeden z nich koncentrował partie centroprawicowe, drugi liberalne. Po wyborach obie koalicje sformowały rząd, odsuwając od władzy populistyczne ANO i Andreja Babiša.

Chociaż czeska polityka pozostaje niszą, to wzbudziła chwilowe zainteresowanie nad Wisłą, dostarczając argumentów tym, którzy nie są fanami jednej listy opozycji forsowanej przez Donalda Tuska. Czesi nie są straszakiem w polskiej polityce, jak Niemcy czy Rosjanie, budzą raczej sympatię niż sprzeciw, kojarząc się z nonszalanckim podejściem do codzienności. Operując mitami, Polacy wykreowali obraz Czechów jako "zachodniego" społeczeństwa wewnątrz Europy Środkowo-Wschodniej. Nigdy nie pokazali przy tym chęci lepszego poznania południowych sąsiadów. Jednak i ten kij ma drugi koniec.

Antyrządowy protest w Pradze
Antyrządowy protest w Pradze
Źródło: Getty Images

Polacy pozostają dla starszego pokolenia Czechów narodem krętaczy niegodnych zaufania, a inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku nadal budzi emocje. Młodsi odnoszą się do nas z ambiwalencją. Polska nie kojarzy się im ani z wakacyjnym wypoczynkiem, ani ze wspólną przeszłością, ani z miejscem, do którego warto emigrować za pracą. Z racji historycznych zażyłości naturalnym kierunkiem lipcowego wypadu nad morze będzie chorwacki Adriatyk, a nie polski Bałtyk. O wydarzeniach w Warszawie przeczytają tylko w przypadku kontrowersyjnych decyzji rządu, kolejnego zatrzymanego transportu mięsa, który naruszył czeskie normy jakościowe czy przy okazji premiery nowej gry albo serialu osadzonego w uniwersum "Wiedźmina" Andrzeja Sapkowskiego.

Także geopolityczna orientacja Czechów pozostaje bardzo labilna. "Patrzymy na Zachód" - z tego przesłania obecny minister spraw zagranicznych Jan Lipavský uczynił motto swojego urzędowania, chociaż przez ubiegłe kadencje czeskie władze śmiało spoglądały w kierunku Moskwy i Pekinu. Niemcy są głównym partnerem handlowym, relacje z Austrią są wyjątkowo dobre ze względu na historyczne zażyłości, a Grupa Wyszehradzka wyłącznie jedną z opcji. Czesi równie chętnie korzystają z formatu tak zwanego Trójkąta Sławkowskiego, czyli regionalnej współpracy między Wiedniem, Bratysławą i Pragą z pominięciem Warszawy oraz Budapesztu.

Do czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę widoczne były sympatie prorosyjskie wśród czeskich elit, w tym współrządzących do 2021 roku socjaldemokratów. Podejmowano też działania na rzecz normalizacji stosunków z Chinami. Równie pragmatyczną politykę zagraniczną prowadził Andrej Babiš, starając się za wszelką cenę pozostać w unijnej "pierwszej lidze", obok Niemiec i Francji, ale jednocześnie zachowując wyjście awaryjne w postaci ewentualnej kooperacji z Mateuszem Morawieckim i Viktorem Orbánem. Polski stosunek do czeskich władz również wydaje się umiarkowanie ciepły, a ambasada w Pradze przez kilkanaście miesięcy pozostawała albo nieobsadzona, albo dyplomaci zmieniali się niczym w kalejdoskopie. Dopiero wrześniowa nominacja Mateusza Gniazdowskiego, byłego wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, daje szansę na uspokojenie sytuacji.

Antyrządowy protest w Pradze
Antyrządowy protest w Pradze
Źródło: Getty Images

Sąsiedzi bezprzymiotnikowi

Nie widać obopólnych chęci do wzajemnego poznania się i trudno oczekiwać zmian w tym zakresie. Polska i Czechy pozostają dla siebie sąsiadami bezprzymiotnikowymi. Nie są ani dobrzy, ani źli. Współistnieją. Niekiedy współpracują. Często się wzajemnie irytują, podważając zaufanie, tak jak podczas czeskiej skargi do TSUE czy niekonsultowanego zamknięcia przez Polskę granic w trakcie pandemii, które uderzyło w przygranicznych pracowników.

Rząd PiS przez długi czas upatrywał strategicznego sojuszu z Węgrami na arenie Unii Europejskiej, zaś Czesi woleli odwoływać się do historycznych porozumień między Pragą i Paryżem. Tak długo, jak nie zrozumiemy czeskiej, specyficznej wizji Europy i siebie nawzajem, trudno będzie zbudować wieloletnią, trwałą dobrosąsiedzką relację.

Czytaj także: