Kim są faktycznie członkowie syryjskiej rebelii? - to pytanie spędza sen z powiek analitykom CIA. Dlatego Ameryka musi w tej kwestii polegać na służbach innych krajów - donosi wtorkowy "Washington Post".
Od zamknięcia w lutym amerykańskiej ambasady w Damaszku CIA straciła zdolność operowania wewnątrz Syrii - twierdzą anonimowo przedstawiciele amerykańskiej administracji. W przeciwieństwie do Libii, gdzie rebelianci szybko objęli kontrolę nad połową kraju, syryjskie ugrupowania opozycyjne nie były w stanie opanować terytorium, które mogłoby służyć za bazę dla CIA. CIA nie ma w Syrii?
Z tego powodu - pisze waszyngtoński dziennik, powołując się na swych informatorów - amerykańskie agencje wywiadowcze są zdane na monitorowanie przechwytywanych komunikatów rebelianckich ugrupowań i obserwację konfliktu z dystansu. USA, które nie mają w Syrii swoich ludzi i utrzymują zaledwie garstkę agentów na granicy turecko-syryjskiej, są silnie uzależnione w tej kwestii od Jordanii, Turcji i innych sojuszników w regionie. "Problemy wywiadowcze skomplikowały administracji Baracka Obamy możliwość pokierowania kryzysem, który z jednej strony stanowi sposobność odsunięcia od władzy długoletniego adwersarza Stanów Zjednoczonych, ale z drugiej strony niesie ryzyko umocnienia rebeliantów sprzyjających Al-Kaidzie lub wojowniczemu islamowi" - odnotowuje "Washington Post". Jednak pomimo krytyki ze strony Republikanów amerykańska administracja jest niechętna głębszemu zaangażowaniu w kolejny bliskowschodni konflikt. Tłumacząc swoje zastrzeżenia, Waszyngton powołuje się właśnie na niejasność składu i przekonań grup walczących z reżimem Baszara el-Asada. Kim są rebelianci? "Agencja wywiadowcze i inne służby starają się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat. Bez faktycznego dostępu do terytorium Syrii, trudno dokładnie powiedzieć, kim faktycznie" są rebelianci - zdradził gazecie anonimowy przedstawiciel władz. Ta niepewność co do przyszłości Syrii po Asadzie udziela się także amerykańskim sojusznikom w regionie. Według rozmówcy amerykańskiego dziennika istnieje ryzyko, że opozycja zostanie zdominowana przez islamistów dążących do powołania rządów Bractwa Muzułmańskiego, ponieważ "taki jest pogląd większości, a przynajmniej tych, którzy walczą na ulicach". Z tego też powodu USA, podobnie jak inne kraje, w tym Jordania i Zjednoczone Emiraty Arabskie, nie angażują się w dostarczanie broni i amunicji rebeliantom, choć CIA dzieliła się materiałami wywiadowczymi z Katarem i Arabią Saudyjską, które to czynią. Złe doświadczenia Ameryki "Stany Zjednoczone mają raczej burzliwe doświadczenia, jeśli chodzi o uzbrajanie ugrupowań opozycyjnych, w tej chwili z jednym z nich walczymy" - powiedział dziennikowi przedstawiciel administracji, czyniąc aluzję do decyzji o dozbrojeniu w latach 80. milicji w Afganistanie, które następnie przekształciły się w Al-Kaidę. Strona amerykańska przekonuje, że zeszłotygodniowy atak w Damaszku, w którym zginęły cztery osoby z najbliższego otoczenia Asada, świadczy o postępach opozycji - nawet bez pomocy w postaci broni od Stanów Zjednoczonych. "Washington Post" pisze natomiast, że CIA dostarczyła syryjskiej opozycji sprzęt do szyfrowania, co zapewne umożliwia USA monitorowanie ich rozmów.
Autor: jak//bgr/k / Źródło: PAP