Tegoroczna parada na Placu Czerwonym miała wyjątkowe znaczenie nie ze względu na kolejną rocznicę zwycięstwa nad III Rzeszą, ale gwałtowne pogorszenie się relacji z Zachodem. W polityce Kremla duże znaczenie siła, więc propagandowy wymiar najważniejszego dorocznego pokazu potencjału wojska stał się o wiele bardziej istotny. Szoku jednak nie było. Rosyjskie wojsko pokazało kilka nowości, ale nie w najważniejszych dziedzinach.
Rosyjskie wojsko ma długą tradycję paradowania po Placu Czerwonym. W obecnej formie uroczystości odbywają się corocznie od 2008 roku. Po rozpadzie ZSRR na ponad dekadę zarzucono tradycję paradowania ciężkiego sprzętu po placu, a wcześniej największe doroczne defilady miały miejsce nie w maju, ale w rocznicę Rewolucji Październikowej. Plac Czerwony był zawsze "oknem wystawienniczym" radzieckiego wojska, na którym zawsze prezentowano światu najnowsze wzory uzbrojenia i wywierano w ten sposób odpowiednie wrażenie propagandowe. Obecnie o prawdzie "premiery" z zaskoczenia trudno, bo rosyjski przemysł zbrojeniowy jest znacznie bardziej otwarty na świat. Na dodatek Rosjanie nie mają specjalnie czym się chwalić. Od lat defilady wyglądają bardzo podobnie, bo w rosyjskim wojsku brak istotnych nowości w zakresie uzbrojenia. W tym roku pojawiły się pewne zmiany, ale obeszło się bez rewolucji.
Nowy transport dla żołnierzy
Defiladę zwyczajowo otwierają długie kolumny maszerujących żołnierzy z różnych szkół wojskowych i oddziałów. Dopiero po nich na Plac Czerwony wjeżdża ciężki sprzęt, który jest oczekiwany ze znacznie większym zainteresowaniem. W tym roku pokazano pięć nowości, żadna z nich nie jest jednak zaskoczeniem lub czymś rewolucyjnym. Wiele z nich już od lat występuje w małych ilościach w rosyjskim wojsku lub wręcz została w znacznych ilościach sprzedana za granicę. Pierwszą nowością jest Tajfun-K. To połączenie transportera opancerzonego z ciężarówką, która dopiero od niedawna trafia do wojska. Pojazd produkcji zakładów KamAZ jest rosyjskim podejściem do kwestii ochrony żołnierzy i ładunków przed minami oraz zasadzkami na drogach. Opancerzona kabina i skrzynia ładunkowa mają zabezpieczać przed ostrzałem z broni piechoty i wybuchami. Jednocześnie przewożeni żołnierze mogą ze środka odpowiadać ogniem. Na Zachodzie podobną funkcję sprawują tak zwane pojazdy MRAP, masowo wykorzystywane w Afganistanie czy Iraku. Tajfuny-K zostały przede wszystkim pomyślane jako wyposażenie dla oddziałów zmagających się z partyzantką na Kaukazie i wojsk powietrznodesantowych przeznaczonych do operacji interwencyjnych.
Kolejną nowością na Placu Czerwonym, ale nie w rosyjskim wojsku, jest niszczyciel czołgów Chryzantema-S. To wyrzutnia rakiet przeciwpancernych o tej samej nazwie umieszczona na podwoziu wozu bojowego piechoty BMP-3. Pociski są odpalane z wysuwanej nad kadłub wyrzutni, która jest przeładowywana automatycznie w środku pojazdu. Magazyn zawiera 15 rakiet, a projektanci zapewniają, że pojazd jest w stanie szybko i skutecznie eliminować czołgi nawet na dystansie sześciu kilometrów. Rosyjskie wojsko nie wydaje się być jednak specjalnie przekonane do Chryzantem-S. Sama rakieta i BMP-3 wywodzą się jeszcze z lat ZSRR, a ich połączenie w formie niszczyciela było pokazywane publicznie już w 1999 roku. W 2003 roku miała ruszać produkcja seryjna, ale niewiele z tego wyszło. Pojazd jest od lat oferowany na eksport i około 10 kupiła Libia Muammara Kaddafiego. Pierwsze informacje na temat wcielania Chryzantem-S do rosyjskiego wojska pojawiły się w 2012 roku, ale w ilościach śladowych wynoszących kilkanaście sztuk.
Trzecią nowością, choć tylko częściowo, są wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych krótkiego zasięgu Tor-M2U, które mogą zwalczać cele na odległości do siedmiu kilometrów i wysokości do dziesięciu. System Tor (SA-15 w oznaczeniu NATO) zaczęto projektować jeszcze w latach 70-tych i wszedł do służby w latach 80-tych. Trudno więc nazwać to uzbrojenie nowością, jednak dzisiaj na Placu Czerwonym zaprezentowano po raz pierwszy jego zmodernizowaną wersję M2U, która ma mało wspólnego z pierwotną wersją. Znacznie ulepszono w niej systemy wykrywania i naprowadzania. Deklarowano również wymianę samych rakiet, ale prace nad nimi ciągnęły się przez ostatnią dekadę ze sporymi oporami i zaprezentowano je dopiero w ubiegłym roku. Trudno stwierdzić, czy są już seryjnie produkowane.
Ostatnią nowością, choć też mało rewolucyjną, są zmodernizowane armatohaubice samobieżne 2S19M2 Msta-S. W porównaniu do swojej wcześniejszej wersji, pokazywanej na paradach od lat, zmianie uległ głównie system kierowania ogniem, dzięki czemu miała wzrosnąć szybkostrzelność i celność dział. Pojazdy pokryto też nowym maskowaniem, który ma czynić je mniej widzialnymi w podczerwieni i przez radary.
Nowości w powietrzu
Dwie kolejne nowinki znalazły się w lotniczej części parady. Podobnie jak w przypadku tych na lądzie, te także trudno nazwać czymś naprawdę nowym. Chodzi bowiem o śmigłowce szturmowe Mi-35 oraz samoloty szkolno-bojowe Jak-130. Te pierwsze to modernizacja jednego z symboli armii ZSRR czyli Mi-24. Te pokazane dzisiaj są jednak gruntownie przebudowane. Wymieniono silniki, systemy elektryczne i hydrauliczne, całą awionikę, część uzbrojenia i przebudowano nieco sam kadłub. Pierwsze pokazy i loty miały miejsce jeszcze w ostatnich latach XX wieku. Mi-35 powstał najpierw z myślą o rosyjskim wojsku, ale gdy te z niego zrezygnowało, został przeznaczony przede wszystkim na eksport. Udało się go sprzedać do Azerbejdżanu, Brazylii i Wenezueli. Rosyjskie wojsko pierwotnie chciało modernizować wszystkie Mi-24 do standardu Mi-35, ale okazało się to zbyt kosztowne w relacji do efektu i postawiono na większe zakupy zupełnie nowych Mi-28 i Ka-52. Prawdopodobnie z powodu problemów z tymi ostatnimi i przeciągającego się wejścia ich do szerszej produkcji, w 2010 roku zamówiono kilkadziesiąt Mi-35. Po raz pierwszy szerzej zaprezentowano je w akcji dopiero niedawno, podczas inwazji na Krym. Samoloty Jak-130 również nie są nowością dla rosyjskiego wojska czy obserwatorów. To jedne z najnowocześniejszych samolotów szklonych na świecie. Pierwotnie powstawał we współpracy biura konstrukcyjnego Jakolewa z włoską firmą Aermachii. Prace rozpoczęto jeszcze na początku lat 90-tych. W 2000 roku doszło jednak do zerwania współpracy. W efekcie powstały podobne Jak-130 i włoski M-346, który zakupiła niedawno Polska. Prototyp rosyjskiej maszyny wzbił się w powietrze w 2004 roku, a produkcja seryjna trwa od 2009. Pokaz nad Placem Czerwonym trudno wobec tego nazwać premierą. W rosyjskim lotnictwie jest już kilkadziesiąt Jak-130. Pomimo tego Rosjanie mogą być z tych maszyn dumni, bo są nowoczesne i nie ustępują w niczym najnowszym konstrukcjom zachodnim. Dlatego też przeznaczają je również na eksport - kilkadziesiąt sztuk ma trafić do prowadzącego wojnę domową syryjskiego reżimu Baszara el-Asada.
Mi-35 kamera uchwyciła tylko przez chwilę. Podobnie Jak-130, które widać tylko z daleka
Do rewolucji daleko
Podsumowując, w składzie parady na Placu Czerwonym nie było w tym roku żadnych zaskoczeń czy wyczekiwanych nowości. Wydaje się, że Rosjanie przyjęli zasadę, iż nie prezentują maszyn eksperymentalnych czy takich, których przyszłość jest niepewna. Pod murami Kremla przetaczają się lub przelatują te wzory uzbrojenia, które weszły na stan wojska w zauważalnych ilościach. Warto zauważyć, że to, co widać przed kamerami, nie jest jednak wiernym odwzorowaniem stanu sprzętu rosyjskiego wojska. Takie uzbrojenie jak Tigr, Tajfun-K, Chryzantema-S, Pantsir-S1, S-400 Triumf czy śmigłowce Ka-52 i Mi-35 dotychczas zakupiono w ilościach symbolicznych, jak na potrzeby armii liczącej ponad 700 tysięcy ludzi. Nowoczesne uzbrojenie trafia głównie do elitarnych jednostek i do pełnego przezbrojenia wojska jeszcze Rosjanom daleko.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl