Erdogan nie jest jedyny. Prezydent Chorwacji Zoran Milanović straszy, że zawetuje wejście Finlandii i Szwecji

Źródło:
Euroactiv, Balkan Insight, Ośrodek Studiów Wschodnich, tvn24.pl,

W obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, dotychczas neutralne Finlandia i Szwecja chcą wejść do NATO. Sprzeciw wobec rozszerzania Sojuszu o te dwa państwa zgłosił przywódca Turcji Recep Tayyip Erdogan. Nie jest on jednak jedynym liderem kraju natowskiego, który straszy zawetowaniem akcesji. Na początku maja podobne deklaracje wysunął prezydent Chorwacji Zoran Milanović, zasłaniając się... interesem chorwackiej mniejszości w sąsiedniej Bośni i Hercegowinie.

Szefowa dyplomacji Szwecji Ann Linde podpisała we wtorek wniosek o wstąpienie kraju do NATO, za członkostwem zagłosował także parlament Finlandii. Większość krajów NATO entuzjastycznie przyjęła decyzje obydwu państw, podkreślając, że zwiększy to bezpieczeństwo Sojuszu. Stanowcze obiekcje wobec akcesji wyraziła jedynie Turcja - prezydent Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że Szwecja i Finlandia oferują schronienie dla członków organizacji uznawanych przez Turków za terrorystyczne, więc Ankara nie podziela pozytywnego zdania na temat ich przystąpienia do NATO.

Erdogan nie jest jednak jedynym przywódcą państwa natowskiego, który deklaruje sprzeciw wobec przystąpienia obu państw do Sojuszu. Na początku maja prezydent należącej do Sojuszu od 2009 roku Chorwacji Zoran Milanović zadeklarował, że zawetuje zaproszenie Sztokholmu i Helsinek do rozmów akcesyjnych, jeżeli to on będzie reprezentował swój kraj na szczycie NATO.

Prezydent Chorwacji straszy wetem

Dlaczego chorwacki prezydent to robi? Strasząc wetem, stara się wywrzeć presję na państwa zachodnie, by te z kolei naciskały na władze Bośni i Hercegowiny w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. Na mocy porozumienia pokojowego z Dayton z 1995 roku, które zakończyło trwający trzy i pół roku konflikt etniczny, Bośnię i Hercegowinę tworzą obecnie zamieszkiwana przez Serbów Republika Serbska i Federacja Bośni i Hercegowiny zamieszkiwana przez Boszniaków i bośniackich Chorwatów.

Ponieważ Boszniacy stanowią większość mieszkańców i wyborców Federacji, władze w Zagrzebiu od lat postulują zmianę prawa wyborczego w BiH, które wzmacniałoby reprezentację mniejszości chorwackiej. Tego właśnie domaga się będący na urzędzie od 2020 roku Milanović. I to nie pierwszy raz. W swojej analizie analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Bogdan Zawadewicz przypomina, że prezydent "w 2021 roku zagroził blokadą komunikatu końcowego, jeśli w jego treści nie znajdzie się odniesienie do porozumienia z Dayton i kluczowej dla funkcjonowania BiH zasady konstytutywności trzech grup etnicznych".

- Jesteśmy nowoczesnym, niezależnym krajem, który myśli za siebie. Jeżeli Cypr mógł zawetować sankcje przeciwko [Alaksandrowi - red.] Łukaszence do czasu rozwiązania z Turcją problemu dotyczącego eksploatacji gazu, dlaczego nie mogłaby tego zrobić Chorwacja - mówił tym razem na początku maja Milanović, nawiązując do wydarzeń z 2020 roku, gdy Nikozja blokowała nałożenie unijnych sankcji na reżim w Mińsku, domagając się zaostrzenia stanowiska Unii Europejskiej wobec tureckich odwiertów na Morzu Śródziemnym.

Jak chce to zrobić?

Mniej jasne jest, jak Milanović zamierza spełnić swoje groźby. W rozmowie z dziennikarzami sam zauważył, że ostateczną zgodę na dołączenie do NATO Finlandii i Szwecji podejmuje chorwacki parlament. W Sojuszu obowiązuje bowiem jednomyślność w kwestii rozszerzenia, a skoro jego członkowie są demokracjami, to zdanie ostateczne należy do przedstawicieli narodów. Prezydent nie był również pewny, czy decyzja o zaproszeniu Szwecji i Finlandii do Sojuszu będzie podejmowana na szczeblu przywódców państw, czy jedynie stałych przedstawicieli poszczególnych krajów w Radzie Północnoatlantyckiej. Stąd jego groźby obwarowane są poczynionym przez niego zastrzeżeniem, iż nawet on "nie jest pewny, czy byłby w stanie przekonać chorwackiego ambasadora do wyrażenia jego opinii na posiedzeniu Rady".

Dlaczego? Bo ambasador jest przedstawicielem rządu, a z rządem prezydentowi nie po drodze. Chorwacją rządzi bowiem przeciwniczka socjaldemokratycznego Milanovicia - centroprawicowa Chorwacka Wspólnota Demokratyczna (HDZ) - a kwestia rozszerzenia NATO to kolejny przykład rozdźwięku między obozami władzy w Chorwacji.

W styczniu, miesiąc przed rosyjską inwazją, Zoran Milanović w mocnych słowach skrytykował Ukrainę, która - według niego - "jest jednym z najbardziej skorumpowanych państw na świecie i znajduje się w gospodarczej stagnacji" i nie ma dla niej miejsca w NATO. Mówił wówczas, że Chorwacja "nie ma nic wspólnego" z zaostrzającym się konfliktem ukraińsko-rosyjskim. Szef chorwackiego rządu Andrej Plenković w imieniu swego gabinetu przeprosił Ukraińców za słowa prezydenta.

W ocenie Zawadewicza elementem konfliktu między rządem a prezydentem jest "spór kompetencyjny w obszarze polityki zagranicznej". "W świetle konstytucji 'prowadzi' ją rząd, lecz zarazem on i prezydent mają współpracować 'w kształtowaniu i realizacji polityki zagranicznej', co większość chorwackich konstytucjonalistów traktuje jako potrzebę dążenia do kompromisu. Gabinet Plenkovicia systematycznie podważa kompetencje przywódcy, tworząc wrażenie, że kierunki i realizacja celów polityki zagranicznej i bezpieczeństwa leżą w wyłącznej gestii premiera i właściwych ministrów" – napisał analityk OSW.

Jak nie samemu, to jak?

Jak zatem Milanović chciałby spełnić swoje groźby, jeśli nie będzie mógł tego zrobić samemu? Zaapelował do parlamentu, w którym większość ma HDZ, by nie wyrażał zgody na ratyfikację umów akcesyjnych. Spotkało się to z szybką reakcją premiera Plenkovicia, który przyznał, że prezydent mógłby zablokować członkostwo Finlandii i Szwecji na szczycie NATO, ale jeżeli jest "twardzielem", powinien uczynić to w obecności prezydenta USA Joe Bidena. - Niech zablokuje [rozszerzenie Sojuszu -red.] niezwłocznie, jako ktoś, kto bierze udział w szczycie NATO. Czemu przerzuca to na parlament? – komentował szef chorwackiego rządu.

Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz ocenił w rozmowie z tvn24.pl, że jest to mało prawdopodobne, by Milanović zdobył się na taki gest. Jego zdaniem takie działanie prezydenta nie byłoby zgodne z interesem państwa, a jedynie jego "partykularnym interesem politycznym".

Autorka/Autor:ft

Źródło: Euroactiv, Balkan Insight, Ośrodek Studiów Wschodnich, tvn24.pl,