|

Chińscy migranci w Europie. "To zjawisko będzie wyłącznie rosnąć"

Chiny. Policjanci przed Zakazanym Miastem w Pekinie
Chiny. Policjanci przed Zakazanym Miastem w Pekinie
Źródło: Getty Images

Od kiedy władzę w kraju objął Xi Jinping, ponad milion Chińczyków ubiegało się o azyl za granicą. Coraz częściej ich celem jest Europa Zachodnia. Żeby się do niej dostać, muszą nielegalnie pokonać tak zwany bałkański szlak.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Lan mieszka w Polsce od 2017 roku. Tutaj jest Pawłem. Pochodzi z miasta na zachodzie Chin. Dla jego bezpieczeństwa nie podajemy jego prawdziwych danych. Siostra dziadka opowiadała mu o Jezusie i dała pierwszą Biblię. Tak Paweł został chrześcijaninem. Kiedy był na studiach, zaczął chodzić do kościoła, ale nie do tego oficjalnego. Jak mówi, te, które mogą otwarcie działać, są w pełni kontrolowane przez chińskie władze. Jego Kościół - Paweł porównuje go do Kościoła baptystów - nie był oficjalnie zarejestrowany. W mieście Pawła należało do niego około 100-150 osób.

- Cały czas musieliśmy zmieniać miejsce spotkań w obawie przed policją. Kiedy służby dowiedziały się, gdzie się gromadzimy, od razu przyjeżdżała policja, ogradzała cały teren i wszystkich wyłapywała. Za pierwszym razem byłem wystraszony, powiedziałem, że znalazłem się tam przez pomyłkę. Wtedy policjanci byli jeszcze przyjaźni - mówi nam Paweł.

- Kiedy zatrzymali mnie po raz trzeci, kazali mi podpisać dokument, w którym deklarowałem, że jestem komunistą i nie wierzę w Boga. Kiedy odmówiłem, jeden z policjantów uderzył mnie w twarz, straciłem dwa zęby. Potem miałem kilka miesięcy aresztu domowego - wspomina.

Jakiś czas później spotkał w metrze dwóch polskich studentów, którzy pomogli mu wyjechać na jeden z polskich uniwersytetów. Dzisiaj Paweł pracuje w Warszawie. Jest jednym z 7 tysięcy obywateli Chin, którzy legalnie przebywają w Polsce (dane GUS z 2024 roku).

Z danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wynika, że Polska nie jest na razie celem chińskiej migracji. W ubiegłym roku wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce złożyło czterech obywateli Chin, a wniosek o przyznanie azylu - jedna osoba. Dla porównania - w Niemczech było to tysiąc osób. Z kolei Straż Graniczna przekazała nam, że od 2021 roku wydała decyzje o zobowiązaniu do powrotu dla 200 obywateli Chin, czyli tyle osób zatrzymanych przez strażników znajdowało się w Polsce nielegalnie.

Jednak patrząc globalnie, trend jest wyraźny: z roku na rok z Chin emigruje coraz więcej osób. Jak wynika z danych Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR), od czasu kiedy rządy w kraju objął Xi Jinping, ponad milion Chińczyków ubiegało się o azyl za granicą. Dla porównania w 2012 roku, czyli tuż przed objęciem władzy przez Xi, było to 15,3 tysiąca osób, a w 2024 - 176,2 tysiąca.

Xi Jinping jest przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej od 2013 roku
Xi Jinping jest przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej od 2013 roku
Źródło: PAP/EPA

Większość wybiera USA i Australię, jednak Europa staje się coraz popularniejsza. Według Eurostatu rok 2024 był rekordowy. O azyl w krajach UE ubiegało się 6995 obywateli Chin.

Paweł miał szczęście, bo mógł to zrobić zgodnie z prawem, jednak z powodu coraz większych restrykcji chińskich władz oraz wysokiego poziomu odrzuceń podań o wizy, tysiące Chińczyków decyduje się dostać na Zachód nielegalnie.

Bezrobocie i Komunistyczna Partia Chin

Brytyjski dziennik "Guardian" w lutym tego roku prześledził losy Chińczyków, którzy dotarli do Europy Zachodniej. 42-letni Ling z 10-letnią córką złożyli wnioski o azyl w Niemczech. Ich podróż z Chin trwała trzy miesiące. Najpierw dolecieli do Bośni, a potem musieli się nielegalnie przedostać do RFN przez Chorwację, Słowenię i Włochy. Cała podróż kosztowała "tysiące funtów", z czego część trafiła do przemytników. 42-latek wyemigrował z powodów ekonomicznych. Po restrykcjach wprowadzonych w czasie pandemii COVID-19 nie mógł znaleźć pracy, z której mógłby utrzymać siebie i córkę.

Kolejny migrant, którego historię opisał "Guardian", to 35-letni Yang. Jego podróż trwała prawie rok, z czego kilka miesięcy spędził w bośniackim obozie dla migrantów. Uciekł z Chin po odsiedzeniu ośmiu miesięcy w więzieniu za krytyczne komentarze na portalu X dotyczące polityki chińskiego rządu w czasie pandemii.

56 min
W szponach chińskiego smoka
Dowiedz się więcej:

W szponach chińskiego smoka

O powodach emigracji Chińczyków rozmawiamy z doktorem Maciejem Gacą, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, sinologiem, byłym dyplomatą i byłym dyrektorem Instytutu Polskiego w Pekinie. Gaca wymienia kilka powodów tego zjawiska. To przede wszystkim problemy ze znalezieniem pracy, które są pokłosiem spowolnienia gospodarczego, a także bardzo restrykcyjnej polityki lockdownów w czasie pandemii.

- Chiny mają kłopoty z wytworzeniem odpowiedniej liczby miejsc pracy dla osób wchodzących w wiek produkcyjny. Kolejny problem to konsekwencje polityki jednego dziecka. Chińczycy z powodów ekonomicznych i kulturowych preferowali męskich potomków, co doprowadziło do masowych aborcji dziewczynek. W efekcie mamy zachwianą proporcję populacyjną kobiet do mężczyzn. W niektórych prowincjach to jest ponad 10 procent różnicy, co powoduje, że wytwarza nam się masa krytyczna młodych mężczyzn, którzy nie mają możliwości ani znalezienia pracy, ani założenia rodziny - wyjaśnia prof. Gaca.

O problemach ze znalezieniem pracy w Chinach mówi też mieszkający w Polsce Paweł. - Mam bardzo dużo znajomych, którzy jedyne, na co mogą liczyć, to praca kuriera albo taksówkarza po 12-13 godzin na dobę. Dobra praca jest w państwowych firmach, ale nie ma możliwości, żeby normalna osoba znalazła tam zatrudnienie. Pracę dostają członkowie rodziny i znajomi partyjnych działaczy - tłumaczy Paweł.

Kolejny powód to coraz bardziej restrykcyjna rola Komunistycznej Partii Chin. - Wiem, że my na Zachodzie chcielibyśmy widzieć ten powód jako główny, ale byłbym bardzo ostrożny przy tej narracji. Chcąc uzyskać azyl, najłatwiej powiedzieć, że jest się uciekinierem politycznym - zaznacza prof. Gaca.

57 min
Nowa zimna wojna: USA i Chiny
Dowiedz się więcej:

Nowa zimna wojna: USA i Chiny

Chińczycy na bałkańskim szlaku

Najkrótsza droga do Europy prowadzi przez Bałkany. Chiny mają podpisane umowy o ruchu bezwizowym z Serbią, Bośnią i Hercegowiną oraz Albanią. Do tych krajów mogą więc przylecieć legalnie, mając w kieszeni tylko paszport. Potem - już nielegalnie - próbują dostać się do Unii Europejskiej, a następnie do kraju docelowego, czyli najczęściej do Francji, Niemiec lub Hiszpanii. Tu wchodzą na scenę grupy przestępcze, które oferują podróż z Bałkanów na upragniony Zachód.

- W Chinach właściwie od XIX wieku stara, dobra Europa to bardzo silna marka. Do dzisiaj liczba Chińczyków kształcących się w Wielkiej Brytanii albo Francji jest nieporównywalnie wysoka ze studentami z innych krajów. Znakomicie funkcjonuje rynek zorganizowanych wycieczek do Europy. To się sprzęża z silną antyamerykańską narracją - podkreśla prof. Maciej Gaca.

W połowie 2024 roku drogę chińskich migrantów do Europy opisała dziennikarka "Guardiana". Pojechała do bośniackiej miejscowości Bihać, tuż przy granicy z Chorwacją. Opuszczone budynki w takich miejscowościach służą migrantom za bazy wypadowe. W jednej z takich baz - starej, rozpadającej się wieży ciśnień - dziennikarka znalazła kartki z ogłoszeniem: "Jeśli chcesz podróżować do Europy (Włochy, Niemcy, Francja itp.), możemy ci pomóc. Dodaj ten numer na WhatsApp". Ogłoszenia były wydrukowane m.in. po somalijsku, nepalsku, turecku i chińsku.

- W Bośni migranci z Chin przebywają głównie w opuszczonych budynkach, jeszcze z czasów jugosłowiańskich, albo w prowizorycznych obozach przy granicy z Chorwacją. Tam działa trochę organizacji pozarządowych, które im pomagają, na przykład No Name Kitchen. Ale Chińczycy już się nauczyli, że nie można robić dużych skupisk, żeby nie prowokować policji. Często do swoich baz wracają kilka, kilkanaście razy, bo chorwackie służby stosują pushbacki - opisuje prof. Gaca.

Według danych Ministerstwa Bezpieczeństwa Bośni z 2023 roku, w obozach przy granicy z Chorwacją przebywało około 2 tysięcy migrantów.

Zagrożenie migracyjne ze strony Chin

Mimo tego, że przez Bośnię i Serbię można się do Unii Europejskiej dostać najszybciej, to tzw. bałkański szlak migracyjny wcale nie jest łatwy do pokonania. W ostatnich latach kraje UE leżące na szlaku, m.in. Chorwacja i Słowenia, zaangażowały dużo większe siły do ochrony granic i wyłapywania migrantów chcących dostać się do UE nielegalnie. To z kolei powoduje, że migranci są zdani na zajmujące się przerzutem ludzi międzynarodowe gangi.

Balkan Investigative Reporting Network (BIRN), międzynarodowa organizacja publikująca m.in. raporty i wyniki dziennikarskich śledztw dotyczących wschodniej i południowej Europy, informowała pod koniec 2024 roku, że coraz częściej dochodzi do porachunków gangsterów, którzy walczą o wpływy na szlaku. "Podczas policyjnych nalotów na obozy dla migrantów regularnie znajdowana jest broń palna i inne rodzaje broni, a w mediach regularnie pojawiają się doniesienia o porwaniach, wymuszeniach i torturach wobec migrantów i uchodźców" - alarmuje BIRN.

Na początku września młody migrant został zastrzelony w biały dzień w Stup, na przedmieściach Sarajewa, stolicy Bośni i Hercegowiny. W miejscowości Lipa syryjski migrant został śmiertelnie pchnięty nożem, a inny został ranny, natomiast w maju w Sarajewie kolejny migrant został postrzelony.

Jak raportuje BIRN, w październiku w bośniackim mieście Brod, przy granicy z Chorwacją, pod zarzutem pracy na rzecz zorganizowanej grupy przestępczej odpowiedzialnej za przemyt do Chorwacji zatrzymano blisko 100 osób z Turcji, Syrii, Iraku i Chin.

Skoro bałkański szlak jest tak niebezpieczny, to dlaczego Chińscy migranci po prostu nie przylecą do krajów UE jako turyści i nie złożą tutaj potem wniosku o azyl?

- Chińczycy, którzy jadą na wycieczki zorganizowane, zwykle są sprawdzani przed wyjazdem, bo biura podróży biorą na siebie bardzo dużą odpowiedzialność. Gdyby nagle jakieś biuro miało znaczną liczbę osób, które nie wracają z nimi do Chin, to w tym biurze bardzo szybko pojawiłyby się służby bezpieczeństwa - wyjaśnia prof. Gaca.

46 min
Cyberniewolnicy
Dowiedz się więcej:

Cyberniewolnicy

Jego zdaniem samodzielne wycieczki też nie wchodzą w grę. - Liczba odrzuceń chińskich wiz jest bardzo duża. Konsulowie państw UE wnikliwe przyglądają się tym wnioskom, dlatego że ze strony Chin mamy do czynienia z zagrożeniem migracyjnym. Poza tym my tutaj rozmawiamy uzbrojeni w dosyć sporą wiedzę. To błąd poznawczy. Emigrujący to są zwykle ludzie niewykształceni, z chińskiej prowincji. Te osoby polegają głównie na rekomendacjach: "wiem, że we Francji mieszka mój wujek, a jakiś znajomy dostał się do UE przez Bałkany, wiec robię to samo co on". Moim zdaniem zjawisko emigracji do Europy będzie wyłącznie rosnąć - przewiduje ekspert.

Czytaj także: