Lan mieszka w Polsce od 2017 roku. Tutaj jest Pawłem. Pochodzi z miasta na zachodzie Chin. Dla jego bezpieczeństwa nie podajemy jego prawdziwych danych. Siostra dziadka opowiadała mu o Jezusie i dała pierwszą Biblię. Tak Paweł został chrześcijaninem. Kiedy był na studiach, zaczął chodzić do kościoła, ale nie do tego oficjalnego. Jak mówi, te, które mogą otwarcie działać, są w pełni kontrolowane przez chińskie władze. Jego Kościół - Paweł porównuje go do Kościoła baptystów - nie był oficjalnie zarejestrowany. W mieście Pawła należało do niego około 100-150 osób.
- Cały czas musieliśmy zmieniać miejsce spotkań w obawie przed policją. Kiedy służby dowiedziały się, gdzie się gromadzimy, od razu przyjeżdżała policja, ogradzała cały teren i wszystkich wyłapywała. Za pierwszym razem byłem wystraszony, powiedziałem, że znalazłem się tam przez pomyłkę. Wtedy policjanci byli jeszcze przyjaźni - mówi nam Paweł.
- Kiedy zatrzymali mnie po raz trzeci, kazali mi podpisać dokument, w którym deklarowałem, że jestem komunistą i nie wierzę w Boga. Kiedy odmówiłem, jeden z policjantów uderzył mnie w twarz, straciłem dwa zęby. Potem miałem kilka miesięcy aresztu domowego - wspomina.
Jakiś czas później spotkał w metrze dwóch polskich studentów, którzy pomogli mu wyjechać na jeden z polskich uniwersytetów. Dzisiaj Paweł pracuje w Warszawie. Jest jednym z 7 tysięcy obywateli Chin, którzy legalnie przebywają w Polsce (dane GUS z 2024 roku).