- Kim Dzong Il zadeklarował wolę prowadzenia bezpośrednich rozmów z Koreą Południową i USA, bez żadnych warunków wstępnych - zadeklarował w czwartek były prezydent USA Jimmy Carter. Polityk spędził w Korei Północnej trzy dni, nie spotkał się jednak z przywódcą państwa.
Carterowi w czasie wizyty w Korei towarzyszyli: były prezydent Finlandii Martti Ahtisaari, była premier Norwegii Gro Harlem Brundtland oraz eksprezydent Irlandii Mary Robinson.
Delegacja nie spotkała się z północnokoreańskim przywódcą, który przekazał im jedynie "osobiste przesłanie" adresowane do przywódców i obywateli Korei Południowej - poinformował Carter na konferencji prasowej w Seulu.
- W szczególności powiedział nam (Kim Dzong Il), że jest gotowy w każdej chwili spotkać się z południowokoreańskim prezydentem Li Miung Bakiem - oświadczył Carter.
Będzie przełom?
Agencja Reutera zauważa, że deklaracja gotowości rozpoczęcia rozmów dotyczących kwestii nuklearnych i militarnych z Koreą Południową oznacza zmianę frontu Phenianu, który do tej pory utrzymywał, że poruszy te tematy tylko ze Stanami Zjednoczonymi.
Agencje komentują, że Seul nie przystanie na propozycję Phenianu, dopóki ten nie weźmie na siebie odpowiedzialności za zatopienie południowokoreańskiego okrętu w ubiegłym roku i ostrzał artyleryjski należącej do Południa wyspy w pobliżu spornej granicy na Morzu Żółtym. W obu atakach zginęło około 50 osób.
Carter oświadczył w czwartek, że przedstawiciele wojska i kół politycznych Korei Płn. wyrazili "żal" z powodu obu incydentów, które spowodowały śmierć ludzi, ale nie przeprosili za żaden z nich.
Źródło: PAP