Szefowa rządu Hongkongu Carrie Lam ponownie przeprosiła mieszkańców miasta za sprawę nowelizacji prawa ekstradycyjnego. Zawieszono ją po największych protestach politycznych od przekazania tej byłej brytyjskiej kolonii Chinom w 1997 roku.
Uczestnicy niedzielnego marszu, w którym według organizatorów uczestniczyło prawie dwa milony osób, domagali się całkowitego wycofania ustawy oraz dymisji Lam. Na konferencji prasowej Lam przyznała, że forsując nowelizację, rząd doprowadził do sporów i niepokojów społecznych. Uznała również, że ponosi w znacznym stopniu osobistą odpowiedzialność za te problemy i przeprosiła.
Zapewniła przy tym, że władze nie wznowią prac nad nowelizacją ustawy, która umożliwiłaby między innymi ekstradycję podejrzanych do Chin kontynentalnych, dopóki związane z nią podziały społeczne nie zostaną przezwyciężone. Nie ogłosiła jednak wycofania projektu, czego domagają się jego przeciwnicy.
Lam przeprasza, chce odbudować zaufanie
W kontekście apeli o ustąpienie ze stanowiska Lam poprosiła o "jeszcze jedną szansę" i zapowiedziała, że władze "zrobią, co w ich mocy, by odbudować zaufanie" społeczeństwa.
Demonstranci domagali się wycofania przez rząd określenia "zamieszki" w stosunku do protestów z 12 czerwca, kiedy w okolicy budynków rządowych doszło do brutalnych starć pomiędzy protestującymi a policją. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego, armatek wodnych, gumowych kul i pałek. Obrażenia odniosło co najmniej 81 osób.
Szef hongkońskiej policji Stephen Lo złagodził stanowisko w tej sprawie, tłumacząc na konferencji prasowej w poniedziałek wieczorem, że gdy mówił o "zamieszkach", miał na myśli tylko niektóre osoby, które atakowały policjantów. - Większość uczestników protestu "nie musi się obawiać" oskarżeń związanych "udziałem w zamieszkach" - powiedział.
"Dramatyczny zwrot akcji w polityce"
Komentatorzy oceniają opór mieszkańców Hongkongu wobec popieranej przez Pekin ustawy jako kolejny z problemów prezydenta Chin Xi Jinpinga, który zmaga się już z wojną handlową z USA, kampanią Waszyngtonu przeciwko firmie Huawei i napięciami na Morzu Południowochińskim.
Zawieszenie prac nad ustawą, które zaaprobowali przywódcy Komunistycznej Partii Chin (KPCh), oceniane jest jako najbardziej dramatyczny zwrot akcji w polityce Hongkongu od 1997 roku, a także największe ustępstwo władz pod presją społeczeństwa od objęcia władzy w Chinach przez Xi w 2012 roku.
Agencja Reutera podała, powołując się na źródło w rządzie Hongkongu, że Pekin nie zezwoliłby w obecnej sytuacji na rezygnację Lam. Konieczność wyboru nowego szefa lokalnych władz mogłaby ożywić w Hongkongu dyskusję nad demokracją.
Pierwsze przeprosiny uznane za nieszczere
Lam została wybrana na szefową rządu Hongkongu w 2017 roku nie w powszechnym, demokratycznym głosowaniu, jakiego domagali się uczestnicy rewolucji parasolek z 2014 roku, lecz przez specjalny komitet elektorów, zdominowany przez propekińskie elity.
W niedzielę hongkoński rząd wydał oświadczenie, w którym napisano, że "szefowa administracji przeprosiła mieszkańców Hongkongu" za "niedoskonałości pracy rządu" w związku z ustawą. Wielu Hongkończyków odebrało te przeprosiny w trzeciej osobie jako nieszczere.
Spór o nowelizację
Zawieszony projekt zakłada umożliwienie ekstradycji osób podejrzanych o przestępstwa do krajów i regionów, z którymi Hongkong nie ma obecnie podpisanych umów ekstradycyjnych, w tym do Chin kontynentalnych.
Przewiduje też możliwość zamrażania i konfiskaty aktywów na wniosek organów ścigania ChRL. Dotyczyłoby to zarówno mieszkańców Hongkongu, jak i przebywających w tym mieście obywateli Chin i obcokrajowców. Rząd Hongkongu utrzymuje, że zmiana jest konieczna, by załatać luki prawne, umożliwiające zbiegłym kryminalistom ukrywanie się w regionie. Wielu sądzi jednak, że zagraża ona praworządności, na której opiera się pozycja Hongkongu jako międzynarodowego centrum finansowego.
Autor: akw\mtom / Źródło: PAP