W brukselskiej dzielnicy Anderlecht doszło w czwartek rano do kolejnej strzelaniny. W jej wyniku jedna osoba została ranna. Jak podał największy belgijski dziennik "Le Soir", prokuratura łączy obie sprawy - czwartkową i środową strzelaninę przy tej samej stacji metra - z handlem narkotykami i walkami gangów o kontrolowanie tego procederu.
Do czwartkowej strzelaniny doszło w okolicach stacji metra Clemenceau, czyli dokładnie tam, gdzie do podobnego zdarzenia doszło w środę rano.
Prokurator generalny Brukseli Julien Moinil, który gościł w porannym programie stacji RTBF, powiedział, że jest dwóch podejrzanych. Są oni nadal na wolności, a policja próbuje ich zlokalizować. Według Moinila "nie wiemy, z kim mamy do czynienia".
W wyniku czwartkowego zdarzenia jedna osoba została ranna.
Prokuratura łączy obie sprawy z handlem narkotykami
W środę rano około godz. 6 na stacji Clemenceau doszło do strzelaniny, w której nikt nie odniósł obrażeń. Sarah Frederickx, rzeczniczka brukselskiej policji poinformowała po tym zdarzeniu, że podejrzani uciekli na stację metra i mogą znajdować się w tunelach kolejki.
Belgijska stacja telewizyjna VRT relacjonowała w środę po południu, że zaangażowanym w obławę służbom nie udało się odnaleźć sprawców w tunelach metra.
Środowe wydarzenie wywołało chaos w komunikacji publicznej Brukseli. Przez długi czas nie funkcjonowało metro.
Prokuratura - jak podał "Le Soir" - łączy obie sprawy z handlem narkotykami i walkami gangów o kontrolowanie tego procederu.
- Handel narkotykami osiągnął takie rozmiary, że stawka jest tak duża, iż wybuchają wojny (gangów) - powiedział Julien Moinil. Dodał, że wezwał już szefów brukselskich okręgów policyjnych, aby przygotowali "analizy mające na celu ustalenie, co to za gangi".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: OLIVIER MATTHYS/PAP/EPA