|

"Tańczą, piją, pieką ciasta". Liczą, że reżim upadnie

GettyImages-2153327415
GettyImages-2153327415
Źródło: Fatemeh Bahrami/Anadolu via Getty Images

Niespodziewana śmierć prezydenta Iranu Ebrahima Raisiego w wypadku śmigłowca wywołała więcej poruszenia i pytań o przyszłość tego państwa na Zachodzie niż w samym Iranie. Czy ta śmierć wpłynie na politykę zagraniczną Iranu i czy zmieni cokolwiek w kraju rządzonym dziś przez ajatollahów? Zapytałam o to ekspertów z Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Polski.

Artykuł dostępny w subskrypcji
  • Państwowa telewizja pokazał po śmierci prezydenta Iranu zdjęcia z meczetów, w których wierni opłakiwali Ebrahima Raisiego. W tym samym czasie w mediach społecznościowych nie brakowało filmików, na których Irańczycy świętowali.
  • Już lata temu Ebrahim Raisi dostał niechlubny przydomek "Rzeźnik z Teheranu".
  • Reżim ajatollahów w Iranie świętował w lutym 45-lecie i ma się całkiem dobrze. O Raisim mówiło się, że jest jednym z potencjalnych następców 85-letniego już Najwyższego Przywódcy Alego Chamenei.
  • Czy zatem śmierć prezydenta stanie się początkiem zmian w Iranie? Na razie - o ile Najwyższy Przywódca pozwoli - może nas czekać interesujący spektakl podczas kampanii wyborczej.

Śmierć, która wzbudziła nadzieje

Najwyższy Przywódca Iranu, muzułmański duchowny ajatollah Ali Chamenei po śmierci Ebrahima Raisiego od razu zapewnił, że nie będzie żadnych zakłóceń w administracji kraju, a państwowa telewizja wyemitowała propagandowe obrazy wiernych opłakujących śmierć prezydenta. W mediach społecznościowych pojawiły się zupełnie inne filmiki - widać na nich Irańczyków świętujących śmierć Raisiego, bo był postacią znienawidzoną przez irańską ulicę.

Dlaczego? O tym więcej za chwilę. Najpierw, w dużym skrócie, przypomnijmy, co działo się od niedzielnego popołudnia w Iranie:

Akcja ratownicza w związku z katastrofą śmigłowca z prezydentem Iranu na pokładzie
Akcja ratownicza w związku z katastrofą śmigłowca z prezydentem Iranu na pokładzie
Źródło: AZIN HAGHIGHI/PAP/EPA

Po pierwszych informacjach o wypadku rządowego śmigłowca, jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem śmierci prezydenta, w mediach społecznościowych pojawiły się filmiki celebrujących Irańczyków, dla których każda zła informacja, każdy kryzys związany z reżimem jest iskrą nadziei. Po rewolucji islamskiej z 1979 roku i ustanowieniu w Iranie islamskiego reżimu ograniczono prawa obywatelskie, w szczególności prawa kobiet. Moment zmiany wspominała w lutym tego roku w wywiadzie ze mną dla tvn24.pl Jasmin Taylor, mieszkająca w Berlinie irańska przedsiębiorczyni, aktywistka na rzecz praw kobiet, autorka książki o sytuacji kobiet w Iranie. Jeszcze jako nastolatka została aresztowana podczas rewolucji islamskiej 1979 roku.

- Wyobraź sobie, że kładziesz się spać, wstajesz rano, jest mrok. I od tego czasu nie pojawiło się słońce - mówiła. Przypomniała o protestach "Kobieta, życie, wolność", które rozpoczęły się we wrześniu 2022 roku po śmierci Jiny Mahsy Amini. Kobieta zmarła w wyniku pobicia przez policję za nieodpowiednie nakrycie głowy. Gdy w demonstracjach po tej śmierci na ulice irańskich miast wyszły tłumy ludzi, reżim ajatollahów jeszcze bardziej przykręcił śrubę. Zatrzymano tysiące osób, które wciąż przebywają w irańskich więzieniach. - Protesty nie dotyczyły tylko nakrycia głowy, ono stało się potem symbolem. Symbolem walki o wolność i walki z brutalnym systemem - opowiadała w wywiadzie dla tvn24.pl Jasmin Taylor.

Maciek
Jak wygląda sytuacja w Iranie? Odpowiada Maciej Tomaszewski, autor "Podcastu o zagranicy" w TVN24 GO (materiał z września 2022)
Źródło: TVN24 GO

Teraz z kolei śmierć prezydenta jest dla opresjonowanych Irańczyków ponownie jednym z momentów do wyrażenia niezadowolenia. I może iskrą nadziei.

- Tańczą, piją, pieką ciasta, składają sobie życzenia. Widziałem nawet pokaz fajerwerków. To dowodzi, że gdzieś głęboko Irańczycy liczą, że dojdzie do obalenia reżimu albo że reżim złagodnieje, ale to jest teraz bardzo mało prawdopodobne. To euforia, po prostu euforia, której zmęczeni już reżimem Irańczycy potrzebują - komentuje Bamdad Esmaili, niezależny niemiecki dziennikarz perskiego pochodzenia, współpracujący z niemiecką telewizją WDR czy z BBC Persian.

W mediach rządowych pojawiły się inne obrazy. Najpierw modlitwy w meczetach o prezydenta, także z jego rodzinnego miasta Meszhed, potem ludzie opłakujący wiadomość o śmierci Raisiego.

- Płaczący należą do takiej społecznej bazy reżimu, którą szacuje się na około 10 do 15 procent populacji. To niewielka grupa - ocenia doktor Ali Fathollah-Nejad, niemiecki politolog irańskiego pochodzenia, dyrektor Centrum Bliskiego Wschodu i Globalnego Porządku w Berlinie.

Reżim ajatollahów w Iranie świętował w lutym 45-lecie i ma się dobrze. Przez lata nic nim nie zachwiało i - według ekspertów - śmierć prezydenta Raisiego też nim nie zachwieje. To raczej logistyczne turbulencje.

- Muszą znaleźć nowego kandydata. Wiadomo też, że Raisi był bliskim współpracownikiem Najwyższego Przywódcy Iranu Alego Chamenei. To wewnętrzny kryzys, komplikacje spowodowane tym, by teraz znaleźć odpowiedniego następcę - szacuje dziennikarz Bamdad Esmaili.

Ajatollah Ali Chamenei
Ajatollah Ali Chamenei
Źródło: khamenei.ir

- Śmierć prezydenta nie jest największym kryzysem politycznym w ostatnich latach. Znaczenie większym kryzysem był rewolucyjny ruch "Kobieta, życie, wolność" z jesieni 2022 roku. Prezydent nie jest w Iranie centrum władzy. Jest nim Najwyższy Przywódca i jego biuro; i choć zgodnie z konstytucją prezydent pełni drugą najwyższą funkcję w kraju, to w praktyce nie należy do centrum władzy - wyjaśnia dr Ali Fathollah-Nejad.

Prezydent bez władzy

Ebrahim Raisi był prezydentem od 2021 roku. Został wybrany w wyborach z wyjątkowo niską frekwencją, przy braku znaczących kontrkandydatów. Zastąpił wtedy uznawanego za umiarkowanego prezydenta Hassana Rouhaniego, który pełnił tę funkcję od 2017 roku.

- Wygranie przez niego wyborów z poparciem niższym niż 70 procent, przy bardzo niskiej frekwencji poniżej 50 procent, sprawiło, że mówiło się o tym, że legitymacja Ebrahima Raisiego do sprawowania urzędu była najsłabsza w historii islamskiej republiki w Iranie - ocenia dr hab. Przemysław Osiewicz z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Raisi uznawany był za ultrakonserwatystę i lojalnego wykonawcę polityki Alego Chamenei. W ostatnim czasie pojawiały się nawet głosy, że to on może być potencjalnym następcą 85-letniego Najwyższego Przywódcy Iranu.

- Dostał tę prezydenturę właściwie za darmo od najwyższego przywódcy, nie musiał na nią zapracować. Nie był pomysłowy, nie wprowadził żadnych polityk, które by cokolwiek zmieniły. Jego prezydentura była bardzo nieudana. Był słabym prezydentem, ale został twarzą opresji -  zaznacza Alex Vatanka, dyrektor programu irańskiego w Instytucie Bliskiego Wschodu w Waszyngtonie.

Przez Irańczyków był znienawidzony, szczególnie po brutalnym tłumieniu protestów po śmierci Jiny Mahsy Amini, podczas których aresztowano tysiące demonstrantów. Z kolei w ubiegłym roku stracono w Iranie 834 osoby, najwięcej od 2015 roku - podała Rada Praw Człowieka ONZ. Ebrahim Raisi zasłynął już pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku jako sędzia, skazując setki przeciwników islamskiego reżimu na śmierć. To wtedy zyskał przydomek "Rzeźnika z Teheranu".

- Był aparatczykiem systemu islamskiej republiki, począwszy od jego niesławnej roli jako członka tzw. komitetu śmierci podczas wielkiej masakry z 1988 roku, gdy w ciągu minut wydawano wyroki śmierci na tysiące politycznych dysydentów. Potem był szefem wymiaru sprawiedliwości i tak wciąż w systemie władzy, aż po ostatnie lata, kiedy był bardzo blisko Najwyższego Przywódcy - komentuje dr Ali Fathollah-Nejad z Berlina.

Obawy o politykę zagraniczną i program nuklearny

Wypadek prezydenta Iranu wydarzył się w momencie, gdy sytuacja w całym regionie jest mocno napięta. Wszystko przez trwającą ponad siedem miesięcy wojnę Izraela z Hamasem w Strefie Gazy i wspieraną przez Iran tzw. oś oporu przeciwko Izraelowi - przebiega ona od Hutich w Jemenie, poprzez szyickie milicje w Iraku, do reżimu prezydenta Baszara al-Asada w Syrii i Hezbollahu w Libanie. Eksperci uspokajają jednak, że śmierć prezydenta Raisiego nie będzie miała wpływu na politykę zagraniczną Iranu.

- Parametry polityki zagranicznej od lat są ustawione. Nie ma co liczyć na to, że nagle Iran złagodzi politykę wobec Izraela czy wobec państw, które prowadzą nieprzyjazną wobec Iranu politykę - ocenia dr hab. Przemysław Osiewicz z UAM.

Aktualnie czytasz: "Tańczą, piją, pieką ciasta". Liczą, że reżim upadnie

13 kwietnia Iran po raz pierwszy przeprowadził bezpośredni atak na Izrael, wysyłając ponad 300 rakiet balistycznych i dronów w odwecie za izraelski atak na konsulat Iranu w Damaszku przeprowadzony blisko dwa tygodnie wcześniej. W wyniku izraelskiego nalotu zginął m.in. generał Mohammad Reza Zahedi z elitarnego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, odpowiedzialny m.in. za działania na terenie Libanu i Syrii.

- Prezydent w Iranie nie podejmuje żadnych strategicznych decyzji, ani dotyczących Stanów Zjednoczonych czy Izraela, ani programu nuklearnego czy rakiet. Z tego powodu uważam, że błędem jest postrzeganie śmierci Raisiego i wyboru kogokolwiek, kto go zastąpi, jako momentu jakiejkolwiek zmiany w Iranie - podkreśla Alex Vatanka z Waszyngtonu.

Po śmierci prezydenta pojawiły się również pytania o irański program nuklearny uruchomiony jeszcze w 1957 roku za czasów szacha Mohammada Rezy Pahlawiego. Kiedy islamski reżim przejął władzę w kraju w 1979 roku, program uznawano za dość zaawansowany. To kwestia, która od lat spędza sen z powiek amerykańskiej dyplomacji. W 2015 roku Stany Zjednoczone plus Rosja, Wielka Brytania, Francja, Chiny i Niemcy podpisały wstępne porozumienie nuklearne z Iranem w sprawie rozwoju irańskiego programu budowy broni nuklearnej. Dawało ono inspektorom Organizacji Narodów Zjednoczonych możliwość inspekcji instalacji wojskowych. Jednak trzy lata później prezydent Donald Trump wycofał się z porozumienia.

- Nieoficjalnie mówi się, że Irańczycy są na dobrej drodze do uzyskania wzbogaconego uranu, możliwego do wykorzystania w celach wojskowych. W mojej opinii są duże szanse, że w ciągu najbliższego roku, nawet do końca tego roku bądź też na początku 2025, Iran może wejść w posiadanie broni nuklearnej. Ma do tego wszystkie potrzebne technologie. Kiedy tak się stanie, wtedy nagle usłyszymy komunikat, że Iran jest już mocarstwem atomowym - mówi dr hab. Przemysław Osiewicz.

Instalacje są rozproszone, wiele znajduje się pod ziemią, a Irańczycy przygotowani są na każdy scenariusz, więc - według ekspertów - operacja wojskowa nie jest tu rozwiązaniem. Pozostaje dyplomacja, a linia polityczna Iranu w tej kwestii po śmierci prezydenta Raisiego nie ulegnie zmianie.

Aktualnie czytasz: "Tańczą, piją, pieką ciasta". Liczą, że reżim upadnie

- Atak nie wchodzi w grę, jest po prostu niemożliwy, ale na ten moment nie ma bezpośrednich rozmów między Stanami Zjednoczonymi a Iranem, natomiast może są pośrednie. Wiadomo, że Szwajcarzy reprezentują amerykańskie interesy w Iranie, a ambasada pakistańska reprezentuje interesy Irańczyków w Stanach Zjednoczonych, więc może przez te ambasady jest obecnie kontakt. To nie jest potwierdzone - zaznacza dr hab. Przemysław Osiewicz.

- Wszystko będzie też zależało od tego, kto wygra jesienne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Prezydent Joe Biden byłby skłonny wejść w negocjacje, ale na pewno będzie stawiał, tak jak dotychczas, bardzo twarde warunki, które dla Irańczyków są nie do przyjęcia. Strona amerykańska oczekuje nie tylko ustępstw w kwestiach nuklearnych, ale też zmiany projekcji siły w regionie (osłabienia osi oporu przeciwko Izraelowi - red.), a póki co, to warunki nie do przyjęcia dla strony irańskiej. Jeżeli Donald Trump zostanie ponownie prezydentem, to absolutnie wykluczam taką możliwość, on na pewno żadnych rozmów nie będzie prowadził - przewiduje Osiewicz.

"Współczesna wersja talibanu"

Zgodnie z art. 131 konstytucji Iranu w przypadku śmierci prezydenta zastępuje go pierwszy wiceprezydent do czasu przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Na ich przeprowadzenie jest 50 dni. Do czasu wyboru nowego prezydenta - jak stanowi art. 132 - nie można odwołać ministrów, uchwalić wotum nieufności, a poprawki konstytucyjne i referenda krajowe nie mogą zostać zainicjowane.

Na razie urząd przejął więc wiceprezydent Mohammad Mochber, uznawany za polityka słabego, bez charyzmy. Główny kandydat w wyborach będzie pochodził na pewno z obozu konserwatystów, ale Najwyższy Przywódca może dopuścić kandydata z obozu reformistów - prognozują eksperci.

Pierwszy wiceprezydent Iranu Mohammad Mochber
Pierwszy wiceprezydent Iranu Mohammad Mochber
Źródło: president.ir

- Tak naprawdę to Rada Strażników (Rada Strażników Konstytucji to organ rządowy, w którego skład wchodzi sześciu prawników i sześciu duchownych, a ich zadaniem jest m.in. nadzór nad wyborami i pilnowanie zgodności zatwierdzanych przez parlament praw z zasadami islamu i konstytucji - red.) dokonuje selekcji kandydatów i wybiera tylko tych, którzy spełniają określone wymogi. Te wymogi z kolei są na tyle nieostro określone, że tak naprawdę można wyeliminować każdego. Eliminowane są osoby, które nie są systemowo bezpieczne. Zdarzało się w przeszłości, że  dopuszczano kandydatów ze skrzydła reformatorów, takich jak prezydent Mohammad Chatami czy Hasan Rouhani, ale w tych wyborach nie sądzę, żeby popełniono ten błąd. Najwyższy Przywódca będzie chciał zapewnić sobie raczej kogoś tak bezpiecznego jak Raisi - ocenia dr hab. Przemysław Osiewicz.

Według ekspertów, przy tym systemie władzy, który jest w Iranie, tak naprawdę nie ma znaczenia, kto będzie kandydatem i kto zostanie prezydentem. Urząd prezydenta podporządkowany jest Najwyższemu Przywódcy, który jest ostatecznym arbitrem w zakresie polityki zagranicznej, nuklearnej, bezpieczeństwa wojskowego i narodowego. Prezydent pełni funkcje władzy wykonawczej, określone w konstytucji, jak mianowanie ambasadorów i ministrów gabinetu, gubernatorów, a także planowanie i wykonywanie budżetu krajowego.

Aktualnie czytasz: "Tańczą, piją, pieką ciasta". Liczą, że reżim upadnie

Kampania wyborcza to raczej teatr reżyserowany przez Najwyższego Przywódcę.

- Nawet jeśli reformista zostanie dopuszczony do udziału w wyborach, co jest bardzo mało prawdopodobne, i zakładając nawet hipotetycznie, że zostałby prezydentem, to i tak o wszystkim decyduje tylko Najwyższy Przywódca, więc to jest tak naprawdę sytuacja bez wyjścia. Odbywają się wybory, ale to niedemokratyczny system, udający demokrację. Iran to współczesna wersja talibanu - komentuje Alex Vatanka z Waszyngtonu.

Eksperci oceniają jednak, że kampania będzie ostra z powodu nastrojów społecznych przeciwnych reżimowi, który może dopuścić do wyborów prezydenckich różnych kandydatów, w tym ze skrzydła reformatorskiego.  

- To proces sterowany przez Najwyższego Przywódcę. Jeśli będzie chciał pokazu i ekscytujących wyborów, pozwoli brać w nich udział umiarkowanym kandydatom. Ale może też zdecydować, że nie chce żadnych ekscytacji, a jedynie, by kolejny, podobny do Raisiego polityk, przejął władzę - podkreśla Alex Vatanka.

- Nie wykluczałbym, że będzie to właśnie kampania rywalizacyjna. Reformatorzy na pewno będą walczyli o głosy kobiet, odcinając się od tego, co działo się przy okazji protestów w 2022 roku. Ale to wszystko będzie w pewnych granicach, bo żadne ugrupowanie w Iranie nie jest ugrupowaniem antysystemowym; i reformatorzy, i konserwatyści dążą do utrzymania tego reżimu, ewentualnie tylko chcą poluzować umowną śrubę obyczajową - przewiduje dr hab. Przemysław Osiewicz.

iran rozmowa
Jagoda Grondecka: irańska konstytucja bardzo jasno opisuje procedurę na wypadek śmierci prezydenta
Źródło: TVN24

Prawa kobiet, jeśli już pojawią się w kampanii, zostaną wykorzystane instrumentalnie i jako element PR. Nie przełożą się w żaden sposób na realną poprawę ich sytuacji.

- Jeśli już temat pojawi się w kampanii, będzie to udawanie przed wyborcami, że ma on jakieś znaczenie. Obserwowaliśmy to w przypadku innych wyborów w Iranie w ostatnich latach. Zawsze dochodziło do karnawałowych przedstawień. Kandydaci chcieli sprawić wrażenie, że słuchają głosu ludu, ale to był jedynie cyrk, w który wielu Irańczyków już nie wierzy - ocenia dr Ali Fathollah-Nejad z Berlina.

- Ten reżim realizuje jedynie ideologiczną agendę, a nie agendę dotyczącą interesu narodowego. Jest oderwany od ludzi, robi swoje i nie przejmuje się tym, co mówią ludzie i czego chcą; a kiedy wychodzą na ulice i są wściekli, system ich represjonuje. To klasyczne państwo policyjne lub system autorytarny. Nie oczekujmy, że w tej kampanii reżim weźmie pod uwagę potrzeby społeczeństwa, nie musi tego robić - wskazuje Alex Vatanka z Waszyngtonu.

W kampanii może się za to pojawić sprawa śmierci prezydenta Raisiego. Już kilka godzin po wypadku śmigłowca irańska telewizja państwowa poinformowała, że jego przyczyną były złe warunki pogodowe, ale to, co dokładnie się wydarzyło - wykaże śledztwo.

- W związku z tym, że prezydent leciał maszyną produkcji amerykańskiej (śmigłowcem Bell 212), powinni brać w nim udział także przedstawiciele producenta. Zwyczajowo tak się robi, że przedstawiciele producenta też biorą udział w komisji śledczej, w tym przypadku nie sądzę, żeby Irańczycy dopuścili stronę amerykańską - mówi dr hab. Przemysław Osiewicz. Powód? Po rewolucji islamskiej i przejęciu władzy przez reżim islamski USA stały się jego wrogiem, a stosunki dyplomatyczne między oboma krajami zawieszono w kwietniu 1980 roku.

Według badacza śmierć Ebrahima Raisiego może jednak zostać wykorzystana w kampanii prezydenckiej i spolaryzować scenę polityczną.

- Na tym etapie trudno przesądzać, jakie były przyczyny tej katastrofy. Najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek i  nawet jeżeli nic nie będzie wskazywało na udział osób trzecich, czy już nie wspomnę o obcych państwach, to myślę, że same insynuacje mogą mocno jednoczyć skrzydło konserwatywne - ocenia dr hab. Przemysław Osiewicz. - Konserwatywny kandydat na prezydenta będzie próbował wykorzystać tę śmierć na swoją korzyść i zyskać na tej martyrologii, wskazując na przykład na udział w niej Izraela, by pokazać, że nie można sobie pozwolić na poluzowanie prowadzonej polityki. Myślę, że będziemy świadkami dosyć ostrej gry politycznej - prognozuje.

Reżim się nie zachwieje

Eksperci studzą jednak nadzieje, że przyspieszone wybory prezydenckie zmienią coś w Iranie. Podkreślają, że w kraju nie ma żadnej siły opozycyjnej, która mogłaby reżimowi zagrozić.

- Nie ma w Iranie możliwości utworzenia legalnie funkcjonującego ugrupowania antysystemowego, a dopóki nie będzie realnej, oddolnej siły antysystemowej, nie ma mowy o jakichś większych zmianach, zwłaszcza obyczajowych - zaznacza Alex Vatanka z Waszyngtonu.

Reżim od lat tłumi jakiekolwiek ruchy opozycyjne. Eksperci nie prognozują zmian, bo wszystkie ugrupowania antysystemowe są za słabe.

- Jest grupa monarchistów, która chciałaby na przykład powrotu do monarchii i powrotu syna obalonego szacha Iranu (przebywa wraz z rodziną na emigracji w Stanach Zjednoczonych - red.). Są też partie lewicowe o komunistycznych korzeniach czy znienawidzeni "mudżahedini" (lewicowa organizacja dysydencka, wcześniej uzbrojona, której zarzucano działania terrorystyczne, za co w latach 1997-2013 znajdowała się na listach organizacji terrorystycznych USA, Kanady, UE, Wielkiej Brytanii, dziś bardziej już grupa polityczna - red.), z którymi nikt nie chce mieć nic wspólnego. Nie ma więc po drugiej stronie reżimu żadnej wspólnej siły, a dodatkowo jest spora cyberarmia reżimu w sieci, która podżega te różne opozycyjne grupy przeciwko sobie. Tak długo, jak ludzie nawzajem się zwalczają i nie są w stanie osiągnąć wspólnego celu, nie ma mowy o obaleniu reżimu - ocenia dziennikarz Bamdad Esmaili.

Kartonowe podobizny polityków, którzy zginęli w katastrofie śmigłowca w Iranie
Kartonowe podobizny polityków, którzy zginęli w katastrofie śmigłowca w Iranie
Źródło: Majid Saeedi/Getty Images

- Patrząc na politykę reżimu wobec Irańczyków w ostatnich latach, która była raczej przykręcaniem śruby, mało prawdopodobne jest, by po śmierci prezydenta, wraz z nowym kandydatem, reżim chciał zmienić kierunek na mniej konserwatywny - podkreśla dr Ali Fathollah-Nejad z Berlina. - W ostatnich latach odbywał się tak zwany proces oczyszczenia, zainicjowany również przez Najwyższego Przywódcę. Polegał na tworzeniu otoczenia z bardzo lojalnych wobec reżimu ludzi, awansowaniu tylko osób o tych samych konserwatywnych poglądach. Stworzono elitę polityczną, która staje się coraz bardziej zamknięta, w której ledwo tolerowane są nieznacznie odchylające się opinie. Zakładam, że reżim nadal pozostanie w tych ramach - dodaje.

- Tym systemem nie zachwieje nawet interwencja z zewnątrz, nawet teoretyczna amerykańska inwazja. Zmiana musi pochodzić z wnętrza Iranu. Na razie nie ma takiej siły w Iranie, która mogłaby zagrozić reżimowi ajatollahów - podsumowuje Alex Vatanka z Waszyngtonu.

Państwowa telewizja pokazał po śmierci prezydenta Iranu zdjęcia z meczetów, w których wierni opłakiwali Ebrahima Raisiego. W tym samym czasie w mediach społecznościowych nie brakowało filmików, na których Irańczycy świętowali.

Już lata temu Ebrahim Raisi dostał niechlubny przydomek "Rzeźnik z Teheranu".

Reżim ajatollahów w Iranie świętował w lutym 45-lecie i ma się całkiem dobrze. O Raisim mówiło się, że jest jednym z potencjalnych następców 85-letniego już Najwyższego Przywódcy Alego Chamenei.

Czy zatem śmierć prezydenta stanie się początkiem zmian w Iranie? Na razie - o ile Najwyższy Przywódca pozwoli - może nas czekać interesujący spektakl podczas kampanii wyborczej.

W niedzielę po południu w irańskiej telewizji pojawiła się informacja, że śmigłowiec z prezydentem Ebrahimem Raisim miał problemy z lądowaniem.

W poniedziałek po godzinie szóstej rano szef irańskiego Czerwonego Półksiężyca poinformował, że prezydent nie żyje.

Godzinę później śmierć prezydenta potwierdził wiceprezydent Mohsem Mansouri.

Prezydent Raisi wracał z prowincji Azerbejdżan Wschodni, gdzie wraz z prezydentem Azerbejdżanu Ilhamem Alijewem zainaugurował budowę tamy na granicy obu krajów.

Czytaj także: