"Chodzi o to, żeby dziennikarze się bali. Łukaszence cały czas chodzi o to, żeby wpływać na przekaz"

Źródło:
TVN24
"Chodzi o to, żeby dziennikarze się bali. Łukaszence cały czas chodzi o to, żeby wpływać na przekaz"
"Chodzi o to, żeby dziennikarze się bali. Łukaszence cały czas chodzi o to, żeby wpływać na przekaz"TVN24
wideo 2/23
"Chodzi o to, żeby dziennikarze się bali. Łukaszence cały czas chodzi o to, żeby wpływać na przekaz"TVN24

Alaksandr Łukaszenka już w zeszłym tygodniu zapowiedział, że władza musi ostro reagować na podobne akcje i nastąpiły zatrzymania - powiedział w TVN24 dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Odniósł się do zatrzymania w czwartek w Mińsku między innymi dziennikarzy relacjonujących wydarzenia na Białorusi. Jego zdaniem "chodzi o to, żeby dziennikarze się bali".

Białoruska milicja zatrzymała w czwartek około 20 dziennikarzy przygotowujących się do relacjonowania protestu w centrum Mińska, w tym dziennikarza "Faktów" TVN Andrzeja Zauchę. Po godzinie 20 korespondent "Faktów" TVN został wypuszczony z komisariatu.

Dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi mówił na antenie TVN24, że Alaksandr Łukaszenka "już w zeszłym tygodniu zapowiedział, że władza musi ostro reagować na podobne akcje i nastąpiły zatrzymania".

Dodał, że zatrzymana została duża liczba osób, w tym dziennikarze, m.in. BBC, Agencji Reutera, ale także niezależnych białoruskich mediów. Jak mówił, nie zatrzymano jedynie dziennikarzy z Russia Today.

Ocenił, że "na pewno większość z dziennikarzy zostanie zwolniona, ale na przykład dziennikarze telewizji Biełsat, która jest szczególnie zwalczana przez Alaksandra Łukaszenkę, przez białoruskie służby specjalne" prawdopodobnie mogą zostać ukarani, potraktowani jako uczestnicy protestu.

Zaucha o zatrzymaniu na Białorusi
Zaucha o zatrzymaniu na BiałorusiTVN24

"Łukaszence chodzi cały czas o to, żeby wpływać na ten przekaz, który leci w świat"

Pytany, czy to rodzaj zastraszania dziennikarzy, Poczobut odpowiedział, że "chodzi o to, żeby dziennikarze się bali". - Przecież w gorącej fazie protestów dziennikarzy też bito i znęcano się nad nimi, podobnie jak nad innymi i także Łukaszence chodzi cały czas o to, żeby wpływać na ten przekaz, który leci w świat - dodał.

Na sugestię, że być może Łukaszenka szykuje coś na tyle spektakularnego w następnych dniach, że bardzo nie chciałby, żeby świat widział to na własne oczy, oczami dziennikarzy, Poczobut odpowiedział, że "jak na razie działania Łukaszenki pokazują, że łagodne, tradycyjne, białoruskie represje razem z twardymi deklaracjami, które składa i taką manifestacją siły, na razie działają".

- Moim zdaniem on będzie się obawiał zbyt ostro zareagować, dlatego że taka ostra reakcja, która była przez pierwsze trzy dni, spowodowała niemal zatrzymanie się wszystkich najważniejszych fabryk i protesty robotników. Także on tego się boi – mówił Poczobut.

"Ja bym nie obstawiał teraz siłowego rozwiązania, ale stopniowych represji i przykręcania śruby"

- On (Łukaszenka) powoli zaczyna przykręcać śrubę, ale oni bardzo uważają teraz, żeby nie przegiąć, żeby nie wywołać jakiejś gwałtownej reakcji ludzi, którzy, jak wiedzą, nie popierają Łukaszenki – ocenił.

- Ja bym nie obstawiał siłowego rozwiązania teraz, ale stopniowych represji i stopniowego przykręcania śruby. To przykręcanie śruby będzie najprawdopodobniej bardzo mocne, ale będzie rozciągnięte w czasie – powiedział Poczobut.

Dodał, że podejmowane teraz działania są też między innymi po to, żeby liczba protestujących w dni wolne była jak najmniejsza.

Migalski o zatrzymaniu dziennikarzy na Białorusi
Migalski o zatrzymaniu dziennikarzy na BiałorusiTVN24

Migalski: zatrzymania mogą oznaczać, że Łukaszenka przygotowuje się do rozprawienia przemocowego

Wcześniej w TVN24 politolog Marek Migalski z Uniwersytetu Śląskiego ocenił, że zatrzymanie dziennikarzy może oznaczać to, że Łukaszenka przygotowuje się do "rozprawienia przemocowego" i "nie chce mieć świadków".

- To nie jest tak, że cała Białoruś jest przeciwko Łukaszence. My nie wiemy, ile dostał (głosów – red.) w wyborach. Na pewno nie dostał 80 procent, ale nie wiemy, czy nie dostał 60 czy 40 procent. I takie stwierdzenie, że Białorusini się policzyli i dzisiaj nie ma nikogo, kto stałby przy Łukaszence, jest mniej więcej tak prawdziwe, jak powiedzenie, że w sierpniu 80. roku, będąc w Stoczni Gdańskiej, nie było nikogo, kto popierałby władze komunistyczną. Obraz jest bardziej skomplikowany – podkreślił.

Migalski dodał, że przestrzegałby przed podziałem Białorusi na naród i wyizolowaną władzę.

Politolog wyjaśnił również, że "rozprawienie siłowe" z demonstrantami jest tylko jednym ze sposobów, które może brać pod uwagę Łukaszenka. - On może również próbować przeczekać te protesty. Co się może stać, gdy w niedzielę na ulice wyjdzie 200 tysięcy ludzi? Można powiedzieć, że z punktu widzenia Łukaszenki nic się nie stanie: podemonstrują i pójdą do domu. Dyktatorzy czasem starają grać na czas, na zmęczenie ludzi, bo ile tygodni można demonstrować - ocenił Migalski.

Od 9 sierpnia Białorusini protestują przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które według oficjalnych wyników wygrał urzędujący szef państwa Alaksandr Łukaszenka.

Autorka/Autor:js,kris/ks

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: TUT.by